KS jest odrębnym bytem prawnym i nie ma nic wspólnego ze spółką, która prowadzi zespół w Fortuna I lidze (jej właścicielem jest od kilku miesięcy Bartłomiej Farjaszewski). Szkoli jednak dużą część piłkarskiej młodzieży dla zielonych.
Ponad 3 mln zł długu, którego nie ma z czego spłacić
W bilansie finansowym, który jest jawnym dokumentem, na koniec 2017 roku po stronie zobowiązań widniało 3,1 mln zł. Od tamtego czasu sytuacja się nie zmieniła, a stowarzyszenie, które utrzymuje się ze składek członkowskich, dotacji miejskiej oraz dochodów z giełdy kwiatowej (znajduje się ona obok obiektów sportowych Warty), nie dysponuje środkami, by te obciążenia spłacić.
Skąd wziął się tak pokaźny dług? To pytanie WP SportoweFakty zadały prezesowi KS Tomaszowi Kaczorowi, ale jasnej odpowiedzi nie udzielił. Nieoficjalnie wiemy, że jest to zadłużenie względem poprzednich właścicieli piłkarskiej Warty - podmiotów związanych z Izabellą Łukomską-Pyżalską oraz jej mężem Jakubem.
ZOBACZ WIDEO Zaskakujący transfer Pazdana. "Finansowo na pewno nie straci. Sportowo raczej też nie"
- Ciężko znaleźć osoby mocno zaangażowane i tak chętnie wspierające kluby sportowe. Izabella Łukomska-Pyżalska spłacała przez minione lata różne zadłużenia klubu, dotyczące nie tylko działalności sekcji piłkarskiej, i to dzięki temu pierwsza drużyna piłki nożnej mogła grać w lidze, zanim powstała spółka akcyjna - podkreśla Kaczor.
Sęk w tym, że Jakub Pyżalski, odkąd jego małżonka przestała być prezesem spółki, w kuluarowych rozmowach na każdym kroku podkreślał, jak wiele zrobił dla klubu, podczas gdy do 2012 roku (wtedy zawiązano spółkę i w niej dług nie był już generowany) duża część jego finansowego wsparcia opierała się de facto na udzielaniu pożyczek.
Pyżalski nie wysuwa na razie oficjalnych żądań spłaty zadłużenia, zdając sobie zresztą sprawę, że takimi działaniami doprowadziłby do upadku stowarzyszenie, w którym jego żona Izabella pełni funkcję wiceprezesa. Umiejętnie jednak wykorzystuje istnienie długu, by wywierać wpływ na działania zarządu KS, co przekłada się na bardzo chłodne stosunki z SA. Oba podmioty dzielą wysłużony budynek klubowy przy Drodze Dębińskiej i na co dzień mają w nim miejsce gabinetowe przepychanki. Do ostatniej doszło w grudniu, gdy pracownicy spółki (w wyniku żądania na piśmie sygnowanym przez Tomasza Kaczora i Izabellę Łukomską-Pyżalską) musieli opuścić główne biuro, które sekcja futbolowa zajmowała od lat i nigdy nikomu ten fakt nie przeszkadzał.
Takich "wojenek" jest zdecydowanie więcej i są one dla osób przebywających przy Drodze Dębińskiej zwyczajnie męczące. 6 października ubiegłego roku - w dniu meczu z Chojniczanką Chojnice (1:1) - na głównej płycie odbyło się spotkanie drużyn U-10, mimo że wcześniej kilku pracowników klubu pielęgnowało murawę przed starciem Fortuna I ligi. Na korzystanie przez dzieci z głównego boiska nalegał nie kto inny, jak małżonek byłej pani prezes.
Jakub Pyżalski częstym gościem zebrań zarządu KS
Pyżalski nie pełni w KS żadnej funkcji, nie jest członkiem zarządu, a mimo to uczestniczy w zebraniach władz stowarzyszenia. W końcówce sierpnia brał też czynny udział w rozmowach zarządu z Bartłomiejem Farjaszewskim, gdy ten przejmował spółkę.
Formalnie to uczestnictwo można usankcjonować (choćby w drodze zaproszenia przez jednego z członków zarządu), ale obecność Pyżalskiego na zebraniach budzi wątpliwości.
- Zebrania zarządu są wewnętrzną sprawą klubu. Zarząd może na nie zapraszać różne osoby. Nie rozumiem wydźwięku tego pytania, które sugeruje, jakoby osoba Jakuba Pyżalskiego miała w czymś klubowi zaszkodzić. Gdyby nie zaangażowanie państwa Pyżalskich, zwłaszcza w sekcję piłki nożnej, ale także sekcję tenisową czy hokejową, nie byłoby obecnej infrastruktury piłkarskiej, czyli Warta na pewno nie mogłaby grać ani w I, ani w II, ani nawet w III lidze. Nie byłoby też między innymi balonu tenisowego - zaznaczył Kaczor.
Spolegliwość niektórych członków zarządu (nie wszystkich, bo nie każda z sekcji podchodzi do tej sprawy tak entuzjastycznie jak prezes KS) wobec byłych właścicieli spółki jest jednak zastanawiająca, choćby w obliczu wydarzeń, do których doszło 17 października ubiegłego roku. W podpoznańskim Baranowie odbywało się wtedy spotkanie orlików (U-10) pomiędzy Akademią Reissa i Wartą, w składzie której występuje syn Jakuba Pyżalskiego. Mąż Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej stał się "bohaterem" nagrania, podczas którego w trakcie gry wchodzi na boisko, a potem w niewybrednych słowach wygłasza pretensje do sędziego Michała Arentewicza, by w końcu mu zagrozić: "Poczekamy aż skończysz ten mecz, to pogadamy, idioto".
KS został za ten incydent ukarany. Sankcja była wprawdzie symboliczna (500 zł), lecz wizerunkowo sprawa wyglądała znacznie gorzej. Stowarzyszenie jest tak naprawdę w szachu. Każdy z jego członków zdaje sobie sprawę, że gdyby trzeba było spłacić ponad trzymilionowy dług, upadek stanie się nieunikniony. Dlatego właśnie byli właściciele spółki wciąż zachowują wpływy w tym podmiocie.
Koniec dochodów z giełdy kwiatowej kolejnym problemem
Po wygranym przez miasto procesie o zasiedzenie gruntów przy Drodze Dębińskiej, zarządzać nimi będą Poznańskie Ośrodki Sportu i Rekreacji. W niedalekiej perspektywie (projekt powstanie jeszcze w tym roku) na miejscu starego budynku klubowego wybudowana zostanie nowa hala sportowa wraz z infrastrukturą, z której ma korzystać zarówno KS, jak i spółka. Na miejscu giełdy kwiatowej ma zaś powstać parking (choć w tej kwestii nie zapadła jeszcze ostateczna decyzja). Tymczasem giełda generuje dla KS zyski w skali ponad 0,5 mln zł rocznie. Bez nich stowarzyszenie nie będzie w stanie się utrzymać i niezależnie od długu może popaść w finansową ruinę.
- Bez dochodów, np. tych z giełdy kwiatowej klub upadnie. Nie otrzymaliśmy od POSiR informacji o likwidacji giełdy. Nie nastąpiło jeszcze przekazanie gruntu POSiR, ani nie została podpisana żadna umowa pomiędzy Wartą a miastem, ustalająca warunki korzystania z gruntu czy planowanej hali sportowej. Nie było ponadto żadnych zapewnień co do przyszłości klubu Warta, więc musimy brać pod uwagę każdą ewentualność - również taką, że wskutek działań miasta klub może zniknąć ze sportowej mapy Polski - dodał Kaczor.
Przez siedem lat (aż do zmiany właścicielskiej w spółce) miasto miało bardzo ograniczone zaufanie do klubu, zwłaszcza że Izabella Łukomska-Pyżalska niejednokrotnie atakowała ratusz za brak wsparcia dla drużyny seniorów. Bartłomiej Farjaszewski ma zdecydowanie lepsze stosunki z magistratem i dlatego już wkrótce w "ogródku" pojawi się sztuczne oświetlenie, a także inne elementy infrastruktury potrzebne do przedłużenia I-ligowej licencji. KS jednak znajduje się w bardzo trudnej sytuacji, musi dojść do porozumienia z POSiR, mając na plecach potężny dług, którego nie jest w stanie się pozbyć, a co za tym idzie, wciąż znajduje się pod wpływem małżeństwa Pyżalskich.
->Oficjalnie: czwarte zimowe wzmocnienie Warty Poznań. Zieloni znów osłabili ligowego rywala
->22 piłkarzy w kadrze Warty Poznań na zgrupowanie w Grodzisku Wlkp., są niespodzianki