Jakub Błaszczykowski: To nie do pomyślenia, żeby wystawiać taki klub na pośmiewisko

PAP / Jacek Bednarczyk / Na zdjęciu: piłkarz Wisły Jakub Błaszczykowski podczas prezentacji na stadionie w Krakowie
PAP / Jacek Bednarczyk / Na zdjęciu: piłkarz Wisły Jakub Błaszczykowski podczas prezentacji na stadionie w Krakowie

- To nie do pomyślenia, żeby wystawiać taki klub na pośmiewisko. Dlatego postanowiłem wrócić właśnie teraz - przyznał Jakub Błaszczykowski, który w piątek został zaprezentowany jako nowy zawodnik Wisły Kraków.

Kiedy 8 lutego 2005 roku Jakub Błaszczykowski, 19-latek z IV-ligowego KS Częstochowa, rozpoczął testy w naszpikowanej reprezentantami Polski Wiśle, jego przyjazd do Krakowa nie zainteresował psa z kulawą nogą. Dokładnie 14 lat później oficjalna prezentacja wracającego na Reymonta 22 Błaszczykowskiego przyciągnęła tłumy, jakich pawilon medialny na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana nie widział.

Nie mogło być jednak inaczej, bo Błaszczykowski to nie tylko legenda polskiej piłki, która po 12 latach przerwy wróciła do klubu, z którego ruszyła w świat. To przede wszystkim jeden z dobrodziejów Wisly, dzięki któremu klub nie upadł. W styczniu najpierw uwiarygodnił nowe otwarcie przy Reymonta 22, a potem pożyczył Wiśle 1,33 mln zł na przetrwanie. Więcej o tym TUTAJ. Podpisując kontrakt, wykonał kolejny piękny gest: umowa nie mogła nie gwarantować mu wynagrodzenia, więc zapisano w niej najniższą możliwą pensję dla piłkarza zawodowego, która wynosi 500 zł netto, a i tak będzie przekazywał te pieniądze na bilety dla dzieci z domów dziecka. Więcej o tym TUTAJ.

Właściwy moment

- Chciałem podziękować za tak duże zainteresowanie. Dla mnie to wielki dzień. Cieszę się, że mogę wrócić i ponownie założyć koszulkę Wisły Kraków, co jest dla mnie dużym zaszczytem. Mam nadzieję, że wspólnie z kibicami przeżyjemy wspaniałe chwile. Liczę na to, że po tych wszystkich zawirowaniach wyjdzie dla nas słońce. Tak jak dzisiaj - powiedział na wstępie Błaszczykowski, który zagra w Wiśle z "16" na plecach.

Błaszczykowski wielokrotnie powtarzał, że zamierza zakończyć karierę w Wiśle, a jego powrót stał się faktem w zasadzie już 9 stycznia. Kiedy pojawił się w Myślenicach na treningu, klub nie miał licencji na grę w Lotto Ekstraklasie, Mats Hartling zgłaszał pretensje do 40 proc. akcji, a piłkarze odchodzili przez zaległości w wypłatach. To właśnie dramatyczna sytuacja Białej Gwiazdy spowodowała, że Błaszczykowski postanowił spełnić złożoną 12 lat temu obietnicę i wrócić na Reymonta 22.

- O powrocie do Wisły, co potwierdzi dyrektor Głowacki, rozmawiałem już w grudniu. Wtedy nikt nie spodziewał się, że to się tak potoczy. To było nie do pomyślenia, żeby wystawiać taki klub, z taką historią, na takie - nie bójmy się tego słowa - pośmiewisko - przyznał, mając na myśli niedoszłą sprzedaż klubu Vannie Ly i wspomnianemu Hartlingowi.

- Kiedy zobaczyłem, jakie są problemy, to uznałem, że to odpowiedni moment, żebym wrócił. Nie wszyscy byli zgodni co do tego, by to robić, ale ja zawsze robię to, co czuję. Gdyby w Wiśle wszystko było dobrze, to pewnie by mnie nie potrzebowała, ale z racji tego, jak się sprawy potoczyły, to jestem tutaj. Czuję satysfakcję, ale zdaję sobie sprawę z tego, że są wobec mnie duże oczekiwania - podkreślił 105-krotny reprezentant Polski.

Zaangażowaniem w ratowanie klubu Błaszczykowski zapracował na miarę legendy Wisły, ale czemu obdarzył Białą Gwiazdę aż takim uczuciem? Był jej zawodnikiem tylko przez dwa i pół roku i to ponad dekadę temu. - Wisła to przede wszystkim klub, który dał mi szansę zaistnieć. Rodzice i babcia wpajali mi, żebym nie zapomniał, skąd pochodzę i żebym doceniał to, co dostałem w życiu i żebym potrafił się za to odwdzięczyć - wyjaśnił, dodając: - Nie chodzi o to, by silić się na wielkie słowa. Znów powtórzę: gdyby dziś Wisła była w innym miejscu i mnie nie potrzebowała, to pewnie bym tu nie siedział. Cieszę się z tego, że mogę pomóc.

Trema debiutanta

W poniedziałek przeciwko Górnikowi Zabrze Błaszczykowski zagra w barwach Wisły po 4278 dniach przerwy. Przy Roosevelta 81 zadebiutuje jako kapitan Białej Gwiazdy. Rafał Boguski, który pełnił tę funkcję jesienią, z własnej inicjatywy oddał mu opaskę.

- Wielki szacunek dla Rafała, który sam poszedł do trenera i mi też zakomunikował, że chce to zrobić. Uważam, że nie było to konieczne, bo mamy w szatni wielu zawodników, którzy mogą być liderami. Zresztą nie trzeba mieć opaski, by być kapitanem, co pokazują Paweł Brożek i Marcin Wasilewski - stwierdził.

Przy okazji Błaszczykowski dał wyraz swojemu uznaniu dla tego ostatniego: - "Wasyl" to w ogóle nie musi nic mówić - wystarczy, że spojrzy i juz wszyscy wiedzą, o co chodzi. Ma uznanie, choć go nie szuka. To wielka przyjemność, że mogłem z nim grać w kadrze i że będę z nim grał w Wiśle. Marcin imponuje mi jako osoba. Za to, co osiągnął po tym, co przeszedł, zasługuje na wielkie gratulacje.

Czytaj również: Duże wyzwanie przed Jakubem Błaszczykowskim

33-latek, który grał w finale Ligi Mistrzów i reprezentował Polskę na Euro 2012 i 2016 oraz MŚ 2018, nie ukrywa, że stresuje się przed ponownym debiutem w Wiśle: - Jeśli przed meczem nie będę czuł pozytywnej tremy, wibracji i dreszczyku emocji, to będzie to ostatnie spotkanie w karierze. Dopóki pali się we mnie ten ogień i dopóki robię coś z sercem, to ten dreszczyk zawsze się pojawi.

14 lat minęło

Błaszczykowski został zaprezentowany jako zawodnik Wisły dokładnie 14 lat po tym, jak przyjechał do Krakowa na testy. Dziś wjechał na Reymonta 22 na białym koniu jako zbawca klubu. Wtedy pojawił się w szatni mistrza Polski... umorusany błotem.

- Dość późno wstałem, a jechałem z Częstochowy, pogoda była nieprzyjemna i wpadłem w poślizg. Trochę się zakopałem i przyjechałem do klubu cały w błocie. Nie dość, że byłem zestresowany, to jeszcze przyjechałem brudny. Takie wejście miałem. Trochę się zmieniło od tego czasu. Przybyło mi trochę zmarszczek - niektórzy twierdzą, że teraz wyglądam lepiej. Cieszę się, że historia zatoczyła koło i że znów mogę być w Wiśle.

Kiedy po sezonie 2006/2007 przeniósł się z Wisły do Borussii Dortmund, był 22-latkiem na dorobku, a wrócił na Reymonta 22 jako rekordzista reprezentacji Polski pod względem rozegranych w niej spotkań (105), uczestnik Euro 2012 i 2016 oraz MŚ 2018, dwukrotny mistrz Niemiec, który ma na koncie też dwa Superpuchary i jeden Puchar Niemiec. Czy czuje się piłkarzem spełnionym?

- Miałem marzenia, ale nie wiedziałem, co mnie w życiu spotka. Cieszę się, że do tej pory ani razu nie stanąłem w miejscu i nie zastanawiałem się nad tym, co mogłem zrobić inaczej. Patrzę do przodu. Oczywiście, czas mi ucieka, bo jestem coraz starszy. Nigdy się nie poddawałem i walczyłem do końca, co wiązało się z urazami, ale może właśnie dzięki temu jestem tu, gdzie jestem. Nie ma nic lepszego od satysfakcji, że dało się z siebie sto procent - zakończył.

Czytaj również: Akcje Wisły rozeszły się w dobę

[b]ZOBACZ WIDEO Andrzej Strejlau zachwycony Piątkiem. "Pokazuje jak powinien grać środkowy napastnik!"[color=#444950]

[/color]
[/b]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty