Żółto-niebiescy nie potrafili poradzić sobie ze skuteczną grą kielczan. Dość powiedzieć, że pierwszą bramkową okazję stworzyli sobie dopiero po 30 minutach gry. Tuż po tym, jak stracili gola.
- Oddaliśmy totalnie pole przeciwnikowi, jeśli chodzi o pierwsze 20-30 minut. Nasz mankament to stałe fragmenty gry. Straciliśmy w ten sposób dwa gole. Przy pierwszym źle zachowali się nasi dwaj najwyżsi piłkarze. Jeden opuszcza strefę, drugi nie pilnuje krycia - analizował trener Arki Gdynia.
- Mecz można ocenić krótko. Już w pierwszej połowie byliśmy lepszą drużyną. Pod jej koniec mieliśmy kłopoty, bo kontuzja wykluczyła nam Michaela Gardawskiego. A przed meczem występ Olivera Petraka stał pod znakiem zapytania. Szacunek dla niego, że przetrwał do końca - tłumaczył Gino Lettieri, szkoleniowiec Korony Kielce.
ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Gol i asysta Lewandowskiego. Bayern ruszył w pogoń za Borussią [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Zanim oba zespoły zeszły na przerwę, złocisto-krwiści prowadzili już 2:0. Ponownie bramka padła ze stałego fragmentu gry. - To dla nas brutalne zderzenie z Ekstraklasą. Widać było, że gdy przeciwnik dochodził do stałych fragmentów gry, w zespole panowała duża bojaźń. Bardzo dużo tego ćwiczymy. W grach kontrolnych nie traciliśmy takich bramek, a tym razem dostaliśmy aż dwie. Zaczynamy łapać przewagę, stwarzać dogodne sytuacje i... znowu złe zachowanie przy stałym fragmencie. Jest rzut karny, gol i na przerwę schodzimy z bagażem dwóch bramek - zauważył Zbigniew Smółka.
Jacek Stańczyk: Jakub Błaszczykowski pokazuje, jak walczyć o dom (komentarz)
Po zmianie stron Korona Kielce przeszła do defensywy i nastawiała się na kontrataki. Ostatecznie Michałowi Miśkiewiczowi nie udało się zachować czystego konta, ale zespół z województwa świętokrzyskiego i tak zdołał zabrać z Gdyni trzy punkty.
- W drugiej połowie zmieniliśmy taktykę. Wstawiliśmy środkowego obrońcę, Piotra Malarczyka, który miał wybijać piłki, gdyby Arka miała naciskać w ten sposób. Uważam, że zasłużyliśmy na wygraną. Cieszymy się też z tego, że udało nam się przełożyć dobrą dyspozycję z okresu przygotowawczego na mecz ligowy. Tam wyglądaliśmy dobrze i to było widać w niedzielnym meczu. Zespół był dobrze przygotowany i był w stanie podjąć walkę do samego końca - cieszył się Lettieri.
Strategię zmienić musieli także gospodarze. Stąd m.in. bardzo udane - jak się potem okazało - wejście Rafała Siemaszki, który zdobył jedyną bramkę dla Arkowców - Był w bardzo wysokiej formie, co udowodnił strzelając bramkę - powiedział Smółka - Niestety, Korona na więcej nie pozwoliła, ale wszyscy widzimy, w jakich warunkach musimy wykonywać nasz styl. Przygotowujemy się na dobrych boiskach do gry w piłkę, a nie mamy wysokich zawodników. Tacy gracze jak Zarandia, Siemaszko, Nalepa czy Janota, nie są wysocy. Nie są to też piłkarze do "prostego" grania, a my chcieliśmy tę grę uprościć. Ale mam nadzieję, że piłka się obroni i pokażemy że to ma sens. Będziemy w tym kierunku szli - zapowiedział szkoleniowiec gdynian.
Czytaj też: Wielki futbol zamyka drzwi przed polskim piłkarzem
Trener Smółka miał również duże zastrzeżenia co do stanu murawy na Stadionie Miejskim w Gdyni. - Wyjaśniliśmy sobie pewną kwestię, że nasza murawa nie pozwala uprawiać futbolu w żaden sposób. Nie wiem jak FIFA może ją oceniać na maksymalną liczbę punktów, ta płyta powinna być wymieniona. Po rozgrzewce nie nadawała się do gry. Uważam, że mamy boisko, które nie preferuje naszego stylu gry - podkreślił.
Pierwszy raz w oficjalnym meczu w barwach kieleckiej Korony wystąpił bośniacki pomocnik Ognjen Gnjatić i został pochwalony przez swojego trenera po ostatnim gwizdku.
- Bardzo dobrze wyglądał, biorąc pod uwagę to, że zagrał na pozycji, na której na co dzień nie występuje. Zwykle jest piłkarzem defensywnym. Początkowo nie do końca zrozumiał, co ma zagrać, ale to wynika z tego, że jest u nas od niedawna i wierzę, że będzie lepiej - zaznaczył trener.
W następnej kolejce Korona Kielce zagra u siebie z Lechią Gdańsk (16 lutego, godz. 20:30), zaś Arkę czeka wyjazd do Sosnowca na mecz z Zagłębiem (16 lutego, godz. 18:00).