Maciej Kmita: Michał Probierz, czyli ten się śmieje, kto się śmieje ostatni (komentarz)

Newspix / Jakub Gruca / Na zdjęciu: Michał Probierz
Newspix / Jakub Gruca / Na zdjęciu: Michał Probierz

Środowisko reaguje na jego wypowiedzi wymownymi spojrzeniami, westchnieniami, uśmiechami politowania albo wręcz salwami śmiechu. Ale gdy rechot milknie, Michał Probierz może spojrzeć prześmiewcom prosto w oczy i spytać: - A nie mówiłem?

Kiedy w sierpniu 2017 roku jako pierwszy publicznie porównał Krzysztofa Piątka do Roberta Lewandowskiego, nie traktowano jego słów poważnie - zostały odebrane jako metoda na podbudowanie młodego napastnika. Kiedy w kwietniu 2018 roku zapowiedział, że Piątek będzie wart 30 mln euro, został już głośno obśmiany. Nie minął rok, a Piątek podbił Serie A, walczy o tytuł króla strzelców z Cristiano Ronaldo (!) i został najdroższym polskim piłkarzem w historii: Milan zapłacił za niego 35 mln euro.

Krucjata o przyszłość polskiej piłki

Od dwóch dekad jak mantrę powtarza, że polskie kluby powinny zainwestować w infrastrukturę. Nie podoba mu się, że rosnące z kontraktu na kontrakt pieniądze z tytułu praw telewizyjnych są przejadane na bieżące potrzeby. Kiedy, niczym Kato Starszy w sprawie Kartaginy, w każdej wypowiedzi zaczyna zmierzać w tym kierunku, słuchający przewracają oczami i głośno wzdychają, ale czy, jak rzymski polityk, nie ma racji?

Czytaj również -> Michał Probierz oczekuje potwierdzenia klasy

Na 16 klubów Lotto Ekstraklasy godną najwyższej ligi blisko czterdziestomilionowego kraju bazę treningową mają tylko Lech Poznań i Zagłębie Lubin. W innych infrastruktura z prawdziwego zdarzenia dopiero powstaje, ale w międzyczasie pod tym względem wyprzedzili nas nie tylko Czesi czy Słowacy, ale choćby Kazachowie, których kilka lat temu postrzegaliśmy jak kraj z piłkarskiego trzeciego świata.

ZOBACZ WIDEO Polscy piłkarze w wysokiej formie. Przepiękny gol Milika z rzutu wolnego

Równolegle z krucjatą przeciwko niewłaściwemu inwestowaniu pieniędzy nawoływał do tego, by polskie kluby pogodziły się ze swoim miejscem w transferowym łańcuchu pokarmowym i zmieniły profil działalności: skupiły się na promowaniu młodych Polaków, by sprzedawać ich z zyskiem do mocniejszych lig. To łączy się z głoszonym od lat apelem o dofinansowanie edukacji trenerów młodzieży i poprawy warunków treningowych w akademiach.

Nikt głośno nie przyznał mu racji, ale wyprzedził pod tym względem całą epokę. Dziś polskie kluby najwięcej zarabiają na eksporcie młodych Polaków, a nie na odsprzedaży cudzoziemców. A im lepiej wyszkolony będzie wychowanek, tym większy zysk przyniesie. To długoterminowa, ale opłacalna inwestycja: tylko w styczniu Jagiellonia zarobiła blisko 20 mln zł na sprzedaży Przemysława Frankowskiego i Karola Świderskiego, których właśnie Probierz ściągnął do Białegostoku jako nastolatków i na których stawiał na przekór wszystkim.

To nie SPA

Kiedy po przejęciu Cracovii zrezygnował z zakontraktowanego wcześniej przez klub Petteriego Forsella, był odsądzany od czci i wiary, że lekką ręką pozbywa się jednego z najlepszych piłkarzy I ligi. Mało kto jednak wiedział, że kiedy Fin zjawił się w Krakowie, przypominał bardziej figurkę Michelina niż profesjonalnego piłkarza.

- To nie jest SPA, żeby kogoś odbudowywać - mówił Probierz i trudno nie przyznać mu racji. W końcu Cracovia to nie obóz Anny Lewandowskiej. Choć to i tak niewłaściwe porównanie, bo przecież podopieczni pierwszej damy polskiej piłki słoną płacą za udział w jej zajęciach, a nie dostają za to tłustych pensji. Zamiast Forsella Probierz ściągnął do Krakowa Javiego Hernandeza i nikt przy Kałuży 1 nie żałuje, że na co dzień ogląda Hiszpana, a nie korpulentnego Fina.

Nikt nie wierzył w Krzysztofa Piątka tak jak Michał Probierz.
Nikt nie wierzył w Krzysztofa Piątka tak jak Michał Probierz.

Wreszcie Probierz wystawił się na mocny ostrzał, kiedy przed startem bieżącego sezonu zadeklarował walkę o mistrzostwo Polski. Szydera, z jaką się spotkał, była nieuzasadniona, bo - jak mawiał Orest Lenczyk - ekstraklasa to w końcu rozgrywki o mistrzostwo Polski. Kiedy jednak Pasy nie potrafiły wygrać żadnego z ośmiu pierwszych spotkań, hejterzy dostali argumenty do ataku, a trener Pasów wycofał się z deklaracji.

Czytaj również -> Powrót "Kuby" przyćmił wszystko

Niepotrzebnie i przedwcześnie. O złym wejściu w sezon zadecydowały liczne kontuzje i dezercja Miroslava Covilo. Probierz podkreślał to przy każdej okazji, a czas pokazał, że nie było to szukanie usprawiedliwienia, a trafne wskazanie przyczyny kryzysu. Trener Cracovii stanął przed karkołomną misją zbudowania drużyny na nowo w kilka tygodni i to w trakcie rozgrywek, ale sprostał zadaniu.

Mistrzowska seria

Odkąd do zespołu dołączyli sprowadzeni awaryjnie Janusz Gol i Airam Cabrera, czyli od 7. kolejki, Cracovia zdobyła 34 punkty - w tym okresie lepiej punktowała tylko Lechia Gdańsk (35). Gol i Cabrera to zawodnicy zaawansowani wiekowo, ale przy nich rośnie wartość takich perspektywicznych zawodników z potencjałem sprzedażowym jak Mateusz Wdowiak, Michał Helik, Milan Dimun czy Michal Siplak. Wilk syty, bo są wyniki, i owca cała, bo łatwiej promować młodzież, kiedy jest otoczona dobrymi piłkarzami.

Dziś nikt już nie wytknie Probierzowi mistrzowskich aspiracji. Cracovia zamieniła się w maszynkę do wygrywania. Odniosła siedem zwycięstw z rzędu, czym wyrównała klubowy rekord z 1948 roku, w którym zdobyła swój ostatni tytuł. A w całej Lotto Ekstraklasie takiej serii nie miał nikt od sezonu 2013/2014. Mało tego, zespół Probierza tydzień po tygodniu ograł mistrza (Legia, 2:0) i wicemistrza (Jagiellonii 1:0) Polski, kompletnie neutralizując faworytów do tytułu.

Strata do Lechii jest duża, bo wynosi 13 punktów, ale kiedy Pasy rozpoczynały triumfalny marsz, taki sam dystans miały do podium, a teraz dzielą ich od niego tylko trzy "oczka”. Dogonienie Lechii w 14 kolejek nie wydaje się więc już misją niemożliwą do wykonania.

Probierz nie pomylił się też wtedy, kiedy po ostatnich derbach z Wisłą (0:2) zapowiedział, że nie poda się do dymisji. - Przepraszam kibiców. Nie podam się do dymisji, bo w to wierzę. Gdybym nie wierzył, tobym się podał - mówił, doprowadzając kibiców do wrzenia. Tymczasem porażka z Biała Gwiazdą była momentem zwrotym.  9 z 12 kolejnych meczów Pasy wygrały, dwa zremisowały i tylko jeden przegrały. W branym pod uwagę okresie są najlepsze w lidze - zdobyły 29 punktów, jeden więcej od Lechii.

Odkupienie win

Probierz dał kibicom Cracovii moment chwały, na jaki czekało kilka pokoleń. 99 procent z nich za swojego życia nie przeżyła 7 zwycięstw z rzędu i wygranej przy Łazienkowskiej 3 - to pamiętają jedynie 80-latkowie. Wciąż jednak nie doczekał się, by stadion przy Kałuży 1 skandował jego nazwisko. To pokazuje, ile dla fanów Pasów znaczy rywalizacja z Wisłą.

Cracovia Probierza przegrała wszystkie trzy derbowe pojedynki, a on sam jest pierwszym w historii trenerem, który doznał trzech kolejnych porażek w krakowskiej Świętej Wojnie. Do tego kibice nadal pamiętają mu, że w lutym 2012 roku wykorzystał ich klub, by mieć lepszą pozycję w negocjacjach z Wisłą i zamiast pomóc Pasom w utrzymaniu w ekstraklasie, trzy miesiące później jego Biała Gwiazda przypieczętował ich spadek do I ligi.

17 marca Probierz będzie miał okazję, by przekonać do siebie najbardziej wymagających kibiców Cracovii. Nic nie da im takiej satysfakcji jak zwycięstwo przy Reymonta 22, które stłumi entuzjazm stającego na nogi rywala z drugiej strony Błoń.

Źródło artykułu: