Ivan Rakitić. Niezastąpiony musi walczyć o swoje

Getty Images / David Ramos / Na zdjęciu: Ivan Rakitić
Getty Images / David Ramos / Na zdjęciu: Ivan Rakitić

Dla trenera Barcelony jest niezastąpiony, choć nie nazywa się Busquets, Suarez czy Messi. To Ivan Rakitić ma największy kredyt zaufania u Ernesto Valverde, jednak wciąż musi walczyć o swoje.

- Jest jednym z najbardziej niedocenianych piłkarzy na świecie - mówi o nim Jose Mourinho.

I ma rację. Wprawdzie między słupkami znakomicie spisuje się Marc-Andre ter Stegen, obronę trzyma Gerard Pique a na akcje i gole Leo Messiego od dawna brakuje przymiotników, to Ivan Rakitić jest już od kilku lat jednym z najważniejszych piłkarzy Barcelony.

Bez Chorwata tej drużyny nie wyobrażał sobie Luis Enrique, teraz Ernesto Valverde. Za jego kadencji środkowy pomocnik wystąpił w 93 procentach wszystkich możliwych meczów. Tak często na boisku nie pojawiał się nawet wspomniany już Messi czy Sergio Busquets, który dla Cules jest wręcz niezastąpiony.

Żona uratowała mu życie

- Chciałem iść na La Rambla. Moja żona powiedziała jednak, że w taki piękny dzień będzie lepiej, jeśli dzieci pobawią się w parku, blisko naszego domu. Dzięki Bogu, że jej posłuchałem - mówił wstrząśnięty 17 sierpnia 2017 roku. Tego dnia na najsłynniejszym placu w Barcelonie doszło do zamachu terrorystycznego, w którym zginęło 15 osób, ponad 100 zostało rannych.

Chorwat przyznał, że życie swoje i dzieci zawdzięcza właśnie swojej żonie. Ona też miała ogromny wpływ na to, że trafił do La Liga. Według niego samego, nawet decydujący.

Sześć lat wcześniej piłkarz pojawił się w Hiszpanii po raz pierwszy, by dopiąć szczegóły swojego transferu do Sevilli. Rakitić, wówczas zawodnik Schalke 04, nie znał języka, więc zabrał ze sobą brata Dejana. Przed spotkaniem z władzami klubu pomocnik był zdenerwowany, poszli więc na drinka do hotelowego baru.

- Nagle mój brat odebrał telefon. Zgłosił się po mnie jeszcze jeden klub, propozycja była bardzo interesująca. Chcieli przylecieć po mnie prywatnym samolotem. Ja już jednak zdecydowałem, że zostaję w Sevilli - wspominał po latach. Do podpisania kontraktu w Andaluzji przekonała go Raquel Mauri, kelnerka, obsługująca ich stolik.

Czytaj także: Ivan Rakitić trafi do Włoch?

- Powiedziałem mojemu bratu, że to ona zostanie moją żoną. Nie mogłem odkleić od niej wzroku - przekonywał. Przez kolejne trzy miesiące codziennie pojawiał się w tym samym barze. Nie znał hiszpańskiego, ona nie znała angielskiego. "Buenos días, Raquel. Un café y un Fanta naranja" (Dzień dobry Raquel, jedna kawa i pomarańczowa Fanta) - to było wszystko.

- Umówienie się z nią trwało siedem miesięcy i było trudniejsze niż wszystko, co zrobiłem w życiu. Znacznie trudniejsze niż wygranie Ligi Mistrzów - zapewniał Chorwat. Pobrali się w 2013 roku.

Ucieczka przed wojną

To w Sevilli jego kariera nabrała wielkiego przyspieszenia. Wygrywał z tym klubem Ligę Europy, trafił do najlepszej "11" sezonu tych rozgrywek. Rakitić został też pierwszym zagranicznym kapitanem drużyny od czasów Diego Armando Maradony. - To był dla mnie wyjątkowy moment ze względu na moją przeszłość. Gdy byłem dzieckiem, moim idolem był Robert Prosinecki, także grający w Sevilli. Wówczas nie mogłem nawet myśleć o takiej karierze - przekonywał.

Rakitić dorastał w bardzo naturalnych warunkach, co było zasługą jego rodziców. To oni przeżyli prawdziwy dramat, gdy musieli uciekać z rodzinnego kraju tuż przed rozpoczęciem wojny na Bałkanach. Udało się im dotrzeć do Szwajcarii, gdzie nie musieli martwić się o bezpieczeństwo swoje i trójki dzieci.

I to właśnie koszulka reprezentacji Szwajcarii była pierwszą, jaką zakładał obecny piłkarz Barcelony. Występował w drużynach juniorskich i młodzieżowych, jednak gdy w 2007 roku zadzwonił do niego Slaven Bilić, przyjął propozycję gry dla dorosłej kadry Chorwacji. Według niego, było to całkowicie naturalne, bo czuł się Chorwatem, tak jak jego rodzina.

Gdy jednak został powołany, jego dom w szwajcarskim mieście Mohlin został zdewastowany, a na dodatek zebrali się pod nim niezadowoleni kibice reprezentacji Helwetów, grożąc śmiercią piłkarzowi i jego rodzinie. On nigdy nie chciał wracać do tych chwil.

Podobnie jak o EURO 2008, swoim pierwszym wielkim turnieju. Chorwaci byli wtedy rewelacją mistrzostw Europy, jednak odpadli w niesamowitych okolicznościach w półfinale. Decydujących rzutów karnych przeciwko Turkom nie wykorzystali Luka Modrić i właśnie Ivan Rakitić, dwóch liderów linii pomocy Vatrenji przez najbliższe kilkanaście lat.

Kolejne turnieje kończyły się dla Chorwatów jeszcze większymi rozczarowaniami. Zrehabilitowali się za wszystko w ubiegłym roku. W Rosji znaleźli swoich pogromców dopiero w finale i wrócili do domów w glorii chwały, ze srebrnymi medalami. W ćwierćfinale byli o krok od odpadnięcia z gospodarzami w serii rzutów karnych. Tym razem presję udźwignął właśnie Rakitić, odpędzając złe duchy sprzed 10 lat.

Sukces z reprezentacją był jedynym brakującym elementem w jego karierze. W 2015 roku, w swoim pierwszym sezonie w Barcelonie, sięgnął po tryplet. Kto strzelił pierwszego gola dla Blaugrany w finale Champions League z Juventusem? Właśnie Rakitić. - To była cudowna noc. Wszystko było jak sen - wspominał podniesienie do góry pucharu Ligi Mistrzów.

Smutne zakończenie?

Właśnie mija jego piąty sezon na Camp Nou. W tym czasie, oprócz wygrania LM, zdobył trzy tytuły mistrza kraju, cztery Puchary Króla, Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata. Wprawdzie nie strzela tylu goli co w Sevilli, jednak w Barcelonie ma inne zadania.

Nie gra już na pozycji numer 10, musi być łącznikiem między obroną a atakiem. Mało efektowny, bardzo efektywny. I dla kolejnych szkoleniowców jest w tym niezastąpiony.

W wywiadach przekonuje, że z rodziną czują się w Hiszpanii znakomicie. Czy rzeczywiście?

Mimo że Rakitić jest ulubieńcem Ernesto Valverde, który zostanie na co najmniej jeszcze jeden sezon, dziennikarze z Katalonii donoszą, że jeszcze w tym roku piłkarz może pożegnać się z klubem. Wszystko przez brak porozumienia z jego władzami. Piłkarz chce bowiem podwyżki, na co nie chce się zgodzić prezydent Bartomeu. Według niego budżet i tak jest obciążony, zwłaszcza transferem Frenkiego de Jonga.

I to właśnie Holender, kosztujący 75 mln euro, może być największym problemem Rakiticia. Wszyscy w Katalonii widzą w nim przyszłość tej drużyny i lidera drugiej linii na wiele lat. Arthur - Busquets - De Jong. Tak ma wyglądać środek pola Barcelony w najbliższych sezonach.

Jeśli można traktować poważnie hiszpańską prasę, to nikt w Katalonii nie obraziłby się, gdyby latem pojawiła się za niego dobra oferta i ten zdecydowałby się ją przyjąć. Jak więc nie wierzyć Jose Mourinho w jego słowa dot. Rakiticia, jeśli docenić nie potrafi go nawet jego własny klub?

Decydująca dla piłkarza może być końcówka sezonu. Wygranie Ligi Mistrzów mogłoby zmienić zdanie władz klubu co do wysokości jego pensji. A Rakitić jest zawodnikiem, który lubi błyszczeć w wielkich meczach.

Źródło artykułu: