W czerwcu zeszłego roku Czarne Koszule zajęły dopiero siódme miejsce na finiszu dawnej drugiej ligi, choć uważane były za jednego z faworytów do awansu. Straciły trenera, a nowe transfery się nie zapowiadały. Niespodziewanie okazało się jednak, że przyszłość klubu rysuje się w... różowych barwach.
Wszystko za sprawą porozumienia między właścicielem Groclinu Dyskobolii Zbigniewem Drzymałą, a szefem firmy deweloperskiej J.W. Construction oraz warszawskiej Polonii, Józefem Wojciechowkiem. Fuzja? Raczej nie, chociaż ta nazwa najczęściej gościła w prasowych komunikatach po tym, jak okazało się, że pan Drzymała sprzedaje za około 20 milionów złotych klub do stolicy. Ciężko bowiem mówić o fuzji bądź połączeniu w sytuacji, kiedy piłkarze jednego klubu przenoszą się do innego miasta i grają tam, tyle że pod innym szyldem. A tak właśnie stało się w tym przypadku.
Groclin Warszawa
Błyskawicznego awansu do ekstraklasy, a także nieprzeciętnych wzmocnień nikt jednak "nowej Polonii" nie zazdrościł, a wręcz przeciwnie. Fani warszawskiego klubu wstydzili się, że ich klub nie wywalczył sobie na boisku miejsca w piłkarskiej elicie, a je wykupił. Dobitnie świadczą o tym liczby minionego sezonu. Czarne Koszule lokują się na przedostatnim miejscu, jeśli chodzi o średnią liczbę widzów na meczach u siebie. Średnio 3200 osób fatygowało się na ligowe spotkania, rozgrywane na warszawskim Muranowie. Pod tym względem gorszy jest tylko Piast Gliwice, a przecież gliwiczanie większość swoich gier rozgrywali w Wodzisławiu Śląskim.
"Dysko-polo", "Groclin Warszawa", "Kupili sobie awans" - to jedne z lżejszych opinii, jakie pojawiały się wśród kibiców w całej piłkarskiej Polsce po dniu 11 lipca 2008. Nic w tym dziwnego - aż 18 z 25 zawodników kadry Polonii stanowi byli gracze Groclinu. W pierwszym meczu sezonu 2008/2009 w pierwszym składzie Czarnych Koszul wybiegło jedynie trzech graczy "starej Polonii" - Daniel Mąka, Krzysztof Bąk oraz Jacek Kosmalski. Szybko jednak w "jedenastce" zabrakło i tej "trójki". Ten pierwszy odgrywał zazwyczaj role jokera, a wiosną nabawił się kontuzji. Bąk, wychowanek Polonii, zimą został sprzedany do Lechii Gdańsk. Kosmalskiego natomiast trapiły urazy, a nawet po wyleczeniu się, nie imponował formą. Nadzieje pokładano w Mariuszu Zasadzie, ale i jego nie omijały problemy zdrowotne. Praktycznie jedynym zawodnikiem starej Polonii, który regularnie pomagał drużynie walczyć o punkty, był Łukasz Piątek.
Bez mieszkań, bez boisk
W sukces "tworu" nie wierzono, przynajmniej w najbliższym sezonie. Trenera Jacka Zielińskiego czekało bowiem nie lada wyzwanie, na które miał niespełna dwa miesiące - poukładanie zespołu po przenosinach do stolicy. - Wbrew pozorom to wszystko nie jest takie proste. Wszystkim piłkarzom trzeba zapewnić mieszkania, niektórzy mają rodziny. Na razie Polonia nie ma także boiska treningowego - żalił się szkoleniowiec jeszcze przed inauguracją nowego sezonu.
Trenerskie żale nie były bezpodstawne. Zespół "pod górkę" miał przez cały sezon. Pierwszym problemem było właśnie zakwaterowanie piłkarzy w nowym miejscu pracy, a przecież ich nowy prezes jest właścicielem firmy deweloperskiej. Mimo opóźnienia startu sezonu o dwa tygodnie, zawodnicy przez niemal miesiąc mieszkali w hotelu. Jakby tego było mało, pojawił się kłopot z boiskiem treningowym. Sezon się rozpoczął, więc drużyna nie mogła codziennie jeździć na stadion do Grodziska Wielkopolskiego. Czarne Koszule przez całe minione rozgrywki korzystali z podwarszawskich obiektów - w Markach czy Tarchominie.
Mistrz jesieni
Wszystkie te zawirowania wokół drużyny nie mogły odbić się pozytywnie na jej dyspozycji sportowej. A jednak sezonu Polonia źle nie rozpoczęła. Na początek zremisowała 2:2 w derbach stolicy z Legią, a później przegrała u siebie 0:2 z Wisłą Kraków. Inauguracja nie najgorsza, ale chyba nikt się po niej nie spodziewał, że podopieczni Jacka Zielińskiego mogą w tych rozgrywkach o cokolwiek powalczyć. Sami też nie oczekiwali od siebie zbyt wiele. - Prosimy o wyrozumiałość - apelował do kibiców Błażej Telichowski. - Sam nie wiem na co stać zespół, który powstał w ostatnich dwóch tygodniach. Na razie wielkich celów nie stawiamy - nie krył sam szkoleniowiec.
Tymczasem zespół zaskoczył wszystkich. Po porażce z Wisłą Polonia nie przegrała kolejnych jedenastu ligowych gier, co było rekordem w historii klubu. Dodatkowo po przeprowadzce do Warszawy niespodziewanie odżył Filip Ivanovski, którego kiedyś Zbigniew Drzymała sprowadził z ligi macedońskiej za bagatela 800 tys. euro. Napastnik jesienią strzelił osiem bramek w ekstraklasie. Świetną passę warszawian zakończył dopiero 16 listopada poznański Lech. Nad wyraz dobra postawa drużyny zaowocowała fotelem lidera na półmetku rozgrywek oraz rozbudzonymi apetytami. Wiosną Czarne Koszule zapowiadały już walkę o mistrzostwo kraju. Kadra wołała jednak o wzmocnienia, szczególnie w ofensywie. Tych w przerwie zimowej zabrakło. Na szczęście udało się zatrzymać czołowych graczy - Tomasza Jodłowca oraz Sebastiana Przyrowskiego.
Scenki z kabaretu
Wiosną zamiast walki o tytuł, w klubie rozegrał się jeden wielki cyrk. Ekipa, mimo nieznacznych zmian personalnych w składzie, w drugiej rundzie sezonu nie przypominała tej, która rozgrywki tak dobrze zaczęła. Czarne Koszule znów zremisowały z Legią i przegrały z Wisłą, ale ich styl gry wołał o pomstę do nieba. Wszystkie słabości sypiącej się drużyny obnażył walczący o utrzymanie Łódzki Klub Sportowy. Łodzianie zostali drugim zespołem, który w sezonie odniósł zwycięstwo przy Konwiktorskiej. Wygrali 3:1. Zaraz po tym spotkaniu z posadą trenera pożegnał się Jacek Zieliński. Decyzja o jego zatrudnieniu zapadała już podobno w trakcie trwania meczu z ŁKS-em. - Przy realiach polskiej ligi, by zobaczyć spektakl, to chyba będzie musiał wybrać się do najbliższego teatru, a nie na stadion. Jego amerykański styl bycia niestety nijak się ma do naszej rzeczywistości - komentował zachowanie Józefa Wojciechowskiego Jacek Zieliński.
To był jednak dopiero początek patologii, jakie w klubie miały nadejść. Miejsce Zielińskiego zajął dotychczasowy klubowy skaut Bogusław Kaczmarek. Były asystent Leo Beenhakkera niemal natychmiastowo poprawił grę zespołu. Zdążył jednak poprowadzić Polonię w... ośmiu meczach, łącznie z Pucharem Polski. W czterech ligowych spotkaniach zdobył dziesięć punktów, nie przegrał ani razu, a dodatkowo awansował do półfinału Pucharu Polski (!). Popularny "Bobo" zwalniany w ciągu tygodnia z Polonii był... trzykrotnie. W końcu prezes zmienił zdanie i zaproponował mu posadę asystenta trenera. - To był naprawdę kiepski żart. Bo jak ja mam to inaczej odbierać? Gdybym przystał na tę propozycję, byłaby niezła scenka z kabaretu - denerwował się Kaczmarek w rozmowie z naszym portalem.
Liga Europejska, a drużyna?
Kolejnym, który w tym sezonie zasiadł na ławce trenerskiej Polonii, okazał się Jacek Grembocki, który sezon rozpoczynał jako trener zespołu Młodej Ekstraklasy. Udało mu się dotrwać do końca rozgrywek i wydaje się, że pozostanie szkoleniowcem ekipy z Konwiktorskiej w nowych rozgrywkach. Plan bowiem wykonał, czyli awansował z Polonią do Ligi Europejskiej. Drużyna do ostatniej kolejki skutecznie biła się o to z GKS-em Bełchatów. Mimo wiosennego zamieszania, jakimś cudem zajęła czwarte miejsce w tabeli i po siedmiu latach znów będzie reprezentować Polskę w Europie.
Dziś już wiadomo, że rewolucji kadrowej nie będzie. Klub przedłużył do 2012 roku kontrakty z pięcioma piłkarzami - Sebastianem Przyrowskim, Jarosławem Lato, Danielem Gołębiewskim, Mariuszem Zasadą oraz Damianem Ciachem. Na nowe umowy czekają następni zawodnicy. Coraz mniej prawdopodobne wydaje się odejście czołowych graczy - Jodłowca, Majewskiego i wspomnianego Przyrowskiego. W klubie panuje spory optymizm, ale też, mimo wszystko, niedosyt po ostatnim sezonie. - Może za wysokie miejsce zajęliśmy po rundzie jesiennej? Rozbudziliśmy trochę apetyty, przynajmniej na miejsce w pierwszej trójce. Nie udało się nam jednak tego zrobić i pod tym względem ponieśliśmy porażkę - uważa Jarosław Lato. - Mistrzostwo Polski było w naszym zasięgu - dodaje Sebastian Przyrowski.
Polonia jak Prusy?
Jaka będzie więc przyszłość dla ekipy z Konwiktorskiej? Ciekawego porównania użył jeden z kibiców Polonii na internetowym forum fanów warszawskiego klubu: Jesteśmy taka miniaturką Prus w początkach XVIII wieku - mały, biedny, wyśmiewany przez potężnego sąsiada ze wschodu kraj. Ale dzięki żelaznej dyscyplinie cały czas idziemy do przodu pod kierunkiem oświeconego despoty.
Oby tylko ten "despota", czyli prezes Wojciechowski nie przypominał w swoich działaniach jednego z królów Prus, Fryderyka Wilhelma I Hohenzollerna. Władca ten znany był bowiem ze swojego skąpstwa, który wszędzie szukał oszczędności. W efekcie tego rodzina królewska żyła i jadała jak przeciętni mieszczanie. A jeśli warszawianie chcą w przyszłym sezonie poprawić swój wynik z tegorocznych rozgrywek i skutecznie powalczyć w Europie, to nie mogą sobie pozwolić na przeciętne działania w letnim rynku transferowym tak, jak to miało miejsce minionej zimy. Warto jednak dodać, że skąpstwo nie przeszkodziło Fryderykowi Wilhelmowi I stać się twórcą potęgi Prus…