Marek Wawrzynowski: Ideologiczna walka o świat sportu

Zabawne, że gdy stadiony zachodnie promujące "zgniłe wartości" przyciągają rodziny, na naszych "prorodzinnych" trybunach króluje kult półnagich facetów ocierających się o siebie i wykrzykujących co chwila słowo na "k".

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Zofia Noceti-Klepacka Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Zofia Noceti-Klepacka

Wpis Zofii Klepackiej "w obronie tradycyjnych wartości rodzinnych" zyskał ogromne wsparcie polskich kibiców piłkarskich. Po drugiej stronie barykady stanął Adam Małysz, który stwierdził, że nie ma w sporcie miejsca na podobne postawy.

Polskie trybuny od lat prezentują postawy zbliżone do nacjonalistycznych, podczas gdy te na zachodzie, np. angielskie czy przede wszystkim niemieckie są otwarte i, poza sporadycznymi wyjątkami, wolne od podobnych "upodobań". Prawdopodobnie wynika to z różnego poziomu futbolu, ale też różnej historii krajów.
Temat polityki w sporcie wrócił niedawno za sprawą wpisu Zofii Klepackiej, medalistki olimpijskiej z Londynu. Debata rozlała się już w różnych kierunkach. Mówimy o edukacji seksualnej dzieci, o tolerancji, o prawie do współistnienia i posiadania tych samych praw. Tak naprawdę w kilku słowach Klepacka dotknęła wszystkich tych spraw.

Jak czytamy w jej wpisie:

"Czy mój dziadek walczył o taką Warszawę w Powstaniu? Nie wydaje mi się… Panie Prezydencie, może się Pan lepiej weźmie za sport w Warszawie, który kuleje?"

ZOBACZ WIDEO Znakomite nastroje przed spotkaniem z Austrią. "Jerzy Brzęczek nie może tego zepsuć"

A także:

"Mówię kategorycznie NIE dla promocji środowisk LGBT i będę bronić tradycyjnej Polski".

Klepacka została więc bohaterką wszystkich mediów prorządowych, które ochoczo wykorzystują do bieżącej walki politycznej atak na kolejne grupy. Byli lekarze, byli sędziowie, są nauczyciele. Byli też uchodźcy, a teraz są środowiska LGBT. No cóż, taki mamy rodzaj polityki, ale zostawmy to specjalistom od manipulacji, a zajmijmy się tym, co dotyczy sportu, a właściwie jego obrzeży.

Pierwsza część wpisu Klepackiej mnie zdumiała. Okazuje się, że gdyby dziadek Klepackiej wiedział, że w Polsce będą żyli kiedyś ludzie, którzy mogą samodzielnie dokonywać wyborów, z miejsca poddałby się chłopcom Adolfa. On nie walczył za Polskę i Warszawę. Walczył za Polskę bez tych wszystkich "cholernych zboczeńców". A może to jednak pani Zofia się myli? Ona wie lepiej, znała swojego dziadka.

Sparing Lecha Poznań zamknięty dla mediów i kibiców

Druga część wypowiedzi? Ok, każdy ma prawo do własnych poglądów. Sportowcy jako osoby publiczne powinni korzystać z tego rozważnie. Mówienie o Polsce tradycyjnej w takim kontekście, to wykluczenie osób o innej orientacji, przynajmniej seksualnej, a może też religijnej? Bo czym jest dziś tradycyjna Polska?

Głos na łamach tygodnika "Wprost" zabrało kilku sportowców, w tym Adam Małysz, prawdopodobnie polski sportowiec wszech czasów. Jako jeden z niewielu miał na tyle odwagi, żeby powiedzieć, że w sporcie nie ma miejsca na homofobię. Jak to w ogóle brzmi? W świecie zachodnim podobne postawy są normą, u nas trzeba mieć odwagę. Polski świat sportu, przynajmniej ta jego krzykliwa część, wyznaje wartości sprzeczne ze światem zachodu, który uznaje za chory. Od razu Małysz został więc, zgodnie z tradycją wyznawców partii rządzącej, sklasyfikowany politycznie.

Sport Małysza powinien być dla wszystkich. Czarnych, białych, zielonych, homoseksualistów, katolików, Adwentystów Dnia Siódmego. Jaki jest świat Klepackiej? Prosty, czarno-biały. Ma do tego prawo, ale też wspiera niepotrzebne podziały.

Słyszę: "Ma własne zdanie, dlaczego jej go zabraniać". Nie mogę tego zrobić, natomiast myślę, że czym innym jest powiedzenie: "Masz prawo być sobą i masz jako człowiek takie same prawa, kimkolwiek byś nie był", a czym innym "Masz prawo mieć własne zdanie, jeśli dzielisz moje poglądy, moją religię i moją orientację seksualną". Małysz prezentuje pierwszy pogląd. Z kolei Klepacką masowo wsparli kibice piłkarscy, którzy uważają się za strażników moralności. Dlatego na meczach można znaleźć transparenty polityczne, antyimigranckie, antyżydowskie, banery z krzyżem celtyckimi. I oczywiście okrzyki rasistowskie, które może nie są normą, ale nie są też rzadkie.

Takie sytuacje niezbyt często można spotkać np. na stadionach angielskich. Wszelkie rasistowskie wybryki są tępione, zdarzały się nawet dożywotnie zakazy za prezentowanie skrajnych poglądów. To dość zrozumiałe. Anglia stała się krajem wielokulturowym, co więcej angielskie kluby szukają rynków zbytu w Azji czy w Ameryce, gdzie klient jest różny. Wielkie koncerny, które sponsorują brytyjskie kluby, nie chcą być kojarzone z postawami homofobicznymi.

Wisła Kraków ma nowych bohaterów

W Niemczech na postawę kibiców na pewno ogromny wpływ ma historia. Chcą oni, bardziej niż ktokolwiek, być narodem otwartym i tolerancyjnym. Dlatego gdy nasi fani wywieszali hasła antyimigranckie, Niemcy - przynajmniej ci z Zachodu - witali obcokrajowców. Gdy u nas pojawiały się flagi przeciwko odmiennym orientacjom seksualnym, Niemcy wywieszali flagi tęczowe.

Jest jednak jeszcze coś. W Anglii czy Niemczech trybuny zdecydowanie bardziej reprezentują naród. Piłka nożna jest tam sportem wszystkich ze względu na tradycję i wysoki poziom. Jest kultura chodzenia na mecze i dobre widowiska. W Polsce, przy bardzo niskim poziomie, nie ma wielkiego zapotrzebowania na piłkę. Dlatego kibic klasy średniej nie jest w stanie "wypchnąć" z trybun grupek obecnie zajmujących na nich miejsce. Trybuny w Polsce w żaden sposób nie reprezentują narodu, a jedynie jego margines.

Warto też pamiętać, że Polska jest białym krajem katolickim, który przez 45 lat znajdował się de facto pod radzieckim zaborem. Dlatego społeczeństwo jest hermetyczne. Nie jesteśmy tu wyjątkiem, podobne postawy można spotkać na trybunach w wielu krajach byłego bloku sowieckiego. W odróżnieniu od społeczeństw zachodnich, dla których widok imigranta, murzyna, manifestującego swoją orientację geja, jest czymś naturalnym. Nie wzbudza ciekawości, bo jest elementem społeczeństwa.

Dlatego kibic na polskich trybunach jest konserwatywny, a więc broni - przynajmniej tak sądzi - wartości rodzinnych. Swoją drogą zabawne, że gdy stadiony zachodnie promujące "zgniłe wartości" przyciągają rodziny, na naszych "prorodzinnych" trybunach króluje kult półnagich facetów ocierających się o siebie i wykrzykujących co chwila słowo na "k" pod adresem drużyny przeciwnej. W mojej rodzinie podobnych zwyczajów nie było. A w waszych? No, ale to tak zupełnie na marginesie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×