Dlaczego? Właściciel klubu, Józef Wojciechowski nie miał w praktyce innego wyjścia. Po kabarecie, jaki urządził w rundzie wiosennej, zapewne żaden poważny trener nie zdecydowałby się podpisać z nim umowy.
Przypomnijmy: Jacek Zieliński (obecnie już w Lechu Poznań) stracił pracę po porażce z ŁKS Łódź (Czarne Koszule zajmowały wówczas 4. miejsce w tabeli), z kolei Bogusław Kaczmarek pożegnał się z posadą... nie przegrywając żadnego meczu. Do jego dymisji wystarczył remis z Lechią Gdańsk, mimo że wcześniej odniósł trzy zwycięstwa z rzędu w lidze i awansował do półfinału Remes Pucharu Polski.
Jacek Grembocki ostał się na stanowisku, choć w ośmiu spotkaniach odnotował tylko dwie wygrane. W końcówce rozgrywek Józef Wojciechowski zatrzymał jednak karuzelę trenerską i więcej nerwowych ruchów już nie wykonywał.
Tuż po ostatniej kolejce obserwatorzy wieszczyli byłemu opiekunowi Znicza Pruszków rychłe pożegnanie z pełnioną funkcją, aż tu nagle w Boże Ciało poinformowano o przedłużeniu kontraktu o rok. Trudno się temu dziwić. Nad stadionem przy ul. Konwiktorskiej wciąż bowiem unosi się woń absurdu, a to miejsce pracy wielu szkoleniowców omija zapewne szerokim łukiem.
Jackowi Grembockiemu życzymy oczywiście wielu sukcesów, wszak jest to trener sympatyczny i inteligentny. Niech nie zdziwi się jednak, jeśli w trakcie przyszłego sezonu, gdy karuzela trenerska znów ruszy, a wyniki będą niekorzystne, dymisję otrzyma na przykład w przerwie meczu...