Władze "Kolejorza" uznały, że były selekcjoner reprezentacji Polski nie będzie w stanie wydźwignąć drużyny z zapaści i skorzystały z faktu, że do zakończenia obecnego sezonu rozstanie z nim będzie znacznie tańsze. Umożliwia to klauzula w kontrakcie, której zażyczył sobie sam 61-latek na wypadek, gdyby otrzymał latem lepszą ofertę. Czas pokazał, że sam ukręcił na siebie bata.
Nic już nie zostało ze słynnej cierpliwości poznańskiego klubu do trenerów. Nenada Bjelicę pożegnano na dwie kolejki przed końcem umowy, Ivan Djurdjević, który miał być "projektem na lata", został zwolniony po trzech miesiącach, zaś Adam Nawałka wytrwał raptem... cztery miesiące. Lech zaczyna zmieniać trenerów niczym niegdyś Józef Wojciechowski w Polonii Warszawa, puszczając mimochodem fakt, że kadra, którą dziś dysponuje, jest niezdolna do osiągnięcia jakiegokolwiek sukcesu od niemal czterech lat (w sezonie 2014/2015 świętowała za kadencji Macieja Skorży mistrzostwo Polski).
Wina leży po obu stronach. Nawałka nie jest anonimem na polskim rynku i wszyscy doskonale wiedzieli, jaki ma styl prowadzenia swoich drużyn, jaki bywa drobiazgowy i jednocześnie irytujący z powodu przeróżnych fanaberii. Dlatego narzekania piłkarzy na zbyt dużo analiz kosztem zwykłych treningów nie powinny nikogo w klubie dziwić, a jednak prezesi postąpili tak, jakby byli tym całkowicie zaskoczeni. Inna sprawa, że zawodnicy, którzy notorycznie nie spełniają oczekiwań, nie mają legitymacji do krytykowania kogokolwiek, bo najpierw powinni spojrzeć do własnego ogródka.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Awantura o rolę Piotra Zielińskiego w reprezentacji. "Może jest zbyt grzeczny, by być liderem naszej pomocy?"
Zimą dyrektor sportowy Tomasz Rząsa gorąco przekonywał, że zanim w klubie dojdzie do kadrowej rewolucji, były selekcjoner popracuje z tym materiałem ludzkim, który już jest i spróbuje wycisnąć z niego sto procent potencjału. To podobno była wspólna decyzja zarządu i sztabu. Dziś wiemy, że błędna, wiadomo też powszechnie, że Nawałka nie naciskał na transfery, co poznańskie środowisko piłkarskie odbierało jako przejaw skrajnej naiwności. Nie było bowiem żadnych podstaw, by zakładać, że ten zespół nagle wskoczy na wysokie obroty i zacznie zachwycać.
Bierność na rynku transferowym odbiła się Nawałce czkawką, ale i on dołożył sporo do decyzji o zwolnieniu. Niektóre historie z ostatnich czterech miesięcy będą jeszcze długo wspominane w kategorii zabawnych anegdot. Przez spotkaniem z Piastem - przegranym z kretesem 0:4 - trener "Kolejorza" wysłał do Gliwic asystenta Bogdana Zająca, by ten... m. in. wymierzył rozmiary szatni i sprawdził kilka innych punktów regulaminu licencyjnego. Gospodarze śmiali się potem, że drobiazgowy Nawałka zadbał o wszystko poza tym, co działo się na boisku.
To nie koniec. 61-latek potrafił urządzić półgodzinną analizę paznokcia wrastającego w skórę u jednego z zawodników, zaś skład, który posłał do gry w sobotnim meczu z Koroną Kielce (0:0) wyglądał jak sygnał pt. "ja wam pokażę". Na środku obrony zagrali permanentnie zawodzący Rafał Janicki i Nikola Vujadinović, na skrzydle pojawił się Mihai Radut, który różnicy nie potrafił robić nawet w III-ligowych rezerwach, a to wciąż nie koniec. Nikt już nie wierzy w Łukasza Trałkę (z którym rzekomo Nawałka chciał przedłużyć kontrakt), patent na grę w podstawowym składzie miał też Maciej Makuszewski, mimo że ostatniego gola zdobył w listopadzie 2017 roku.
Te decyzje personalne (do tego niezrozumiała "wędka" dla Kamila Jóźwiaka w meczu z Miedzią Legnica, potem wysłanie go na trybuny) tylko pogłębiały złość i tak sfrustrowanych kibiców, przez co Nawałka nadspodziewanie szybko przestał się cieszyć zaufaniem trybun. Z człowieka, który budził nadzieję na upragnione wyjście z kilkuletniego marazmu stał się kolejnym, który nie potrafi zapanować nad kryzysem i nie znajduje żadnego lekarstwa na problemy. Irytujące też były jego wypowiedzi na konferencjach prasowych, gdy stale mówił o wyciąganiu wniosków i analizach. Na absurd zakrawało zaprzeczanie, że odbyły się już rozmowy z częścią piłkarzy, z którymi klub nie wiąże przyszłości. Ta wiedza jest w Poznaniu powszechna, mimo to według Nawałki takie spotkania w ogóle nie miały miejsca.
Teraz za sterami zasiądzie Dariusz Żuraw, który na co dzień prowadzi III-ligowe rezerwy. Jesienią po dymisji Ivana Djurdjevicia udało mu się wywalczyć cztery punkty w dwóch meczach i władze "Kolejorza" liczą zapewne na powtórkę, bo to dałoby awans do grupy mistrzowskiej. Ten cel jest już ostatnim w bieżącym sezonie - nie po to, by ratować europejskie puchary, ale przede wszystkim twarz. Gry o utrzymanie nie wyobraża sobie nikt. Obecność w grupie spadkowej byłaby dla Lecha jak policzek.