Degradacja
W Lubinie nikt już nie chce wspominać wydarzeń sprzed roku. Wówczas za cztery "ustawione" spotkania Zagłębie zostało zdegradowane do I ligi. Jednak sytuacja mogła przyprawić nie jednego kibica o zawał serca. Jednego dnia Miedziowi byli w ekstraklasie, by drugiego z niej zostać wyrzuconym, a w między czasie być w "zamrażarce" - jak to określił ówczesny rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Koźmiński. W skutek dziwnej decyzji Trybunału, który nie zdegradował Widzewa - mającego więcej "ustawionych" spotkań od Zagłębia - powstało ogromne zamieszanie w ligowych rozgrywkach. Miedziowi nie przystąpili do nich od razu.
Trenerska karuzela
W Zagłębiu kręciła się przez cały rok i kręci się do dzisiaj. Rok temu, dokładnie o tej porze, trenerem lubinian był Rafał Ulatowski. Lubiany przez kibiców, piłkarzy i działaczy. Niezwykle sympatyczny, ale i mający za sobą dobrą rundę wiosenną. Wyniki broniły niedoświadczonego Ulatowskiego. Jednak, gdy Leo Beenahakker zaproponował mu posadę najbliższego współpracownika w swoim sztabie, Ulatowski dał się namówić. Z bólem serca opuścił Lubin, zapowiadając: - Kiedyś tutaj jeszcze wrócę. W tym mieście obecny trener PGE GKS-u Bełchatów ma dom i czasami pojawia się na meczach Zagłębia. Ulatowski nim odszedł, zaproponował by zastąpił go Dariusz Fornalak. Na stanowisku trenera pozostał tylko do końca rundy. Zaczął dość dobrze, ponieważ Zagłębie pięło się w ligowej tabeli. Strzelało mnóstwo goli, ale później przyszedł kryzys. Grało słabiej, kibice byli coraz bardziej niezadowoleni aż wreszcie Paweł Jeż zwolnił Fornalaka. Wówczas był wręcz nienawidzony przez kibiców, a dzisiaj pojawiają się już sympatyczne gesty w kierunku tego szkoleniowca.
Może dlatego, że późną jesienią 2008 roku rozpoczęła się era Roberta Jończyka. Niektórzy kibice do dzisiaj słysząc jego imię i nazwisko dostają gęsiej skórki - i nie z podziwu dla tego szkoleniowca. Także piłkarze zdecydowali się odejść przez niego, a inni mogli wypić lampę szampana, gdy w kwietniu został wyrzucony. Jończyk w Lubinie będzie kojarzy tylko negatywnie. Pamiętne będą konferencje prasowe, na których szkoleniowiec wmawiał dziennikarzom, że jego piłkarze grają bardzo dobrze, a winni są sędziowie. Że "maszynka działała", ale gol nie chciał paść. Że wkrótce będzie Zagłębie wygrywało, ale nawet nie zaczęło. Nie zaczęło za czasów Jończyka.
Zastąpił go ktoś zupełnie inny. Ktoś z charyzmą, który mówiąc kolokwialne - nie da sobie w kaszę dmuchać. Żaden piłkarz nie odważyłby się rzucić pomysł w zawodniczym gronie, że ten kto powie do Oresta Lenczyka "trener" będzie musiał wpłacić 50 złotych do kasy drużyny. Za Jończyka szybko wcielono ten pomysł do życia. Lenczyk zaczął od razu od zwycięstwa. Później były kolejne i kolejne. W efekcie do końca rundy wygrał osiem z dziewięciu meczów. Awansował do ekstraklasy - tak jak tego wymagano, ale... w Lubinie nie zostanie. Lenczyk nie zamierza bowiem współpracować z żadnym dyrektorem sportowym, co w profesjonalnym klubie jest nie do pomyślenia. Kto będzie jego następcą? W Lubinie milczą...
Lenczyk wprowadził Zagłębie do ekstraklasy / Fot. Łukasz Haznar
Wygrywali najczęściej
Zagłębie sezon 2008/2009 wprawdzie zakończyło na drugim miejscu, ale wygrało najwięcej meczów ze wszystkich drużyn - 21. Strzeliło też najwięcej goli - 68, ale z obroną było już gorzej. Dopiero piąte miejsce pod tym względem zajęli Miedziowi w I lidze. Jednak ofensywna gra wynagradzała dużą ilość straconych goli. Zagłębie w swoich najlepszych meczach było nie do zatrzymania. Na skrzydłach szalał przede wszystkim Szymon Pawłowski. Na środku piłki rozdzielał Michał Goliński, a i boczni obrońcy - Przemysław Kocot wiosną, a Grzegorz Bartczak jesienią oraz Costa Nhamoinesu robili sporo zamieszania w szeregach rywala. Nie można nie wspomnieć o Ilijanie Micanskim, królu strzelcu I ligi. Bułgar zdobył w sumie 26 goli w 31. meczach, a więc o 5 więcej niż rok wcześniej Robert Lewandowski. Micanski trafiał jak na zawołanie. Obdarzono go zaufaniem, a on obdarował klub workiem bramek.
Piłkarze Zagłębia cieszą się po kolejnym golu Micanskiego / Fot. Łukasz Haznar
Piękny stadion wizytówką klubu
Jeszcze nie jest dokończony, ale prace na obiekcie cały czas się toczą. Są mniej widoczne, a na forach dyskusyjnych od razu pojawiły się informacje, że nie ma pieniędzy na dokończenie stadionu. Pozostała ostatnia trybuna, gdzie jednak znajdą się wszystkie pomieszczenia klubowe oraz niezwykle rozbudowana loża vipowska i dziennikarska. Pozostała część obiektu robi spore wrażenie. Trybuny są przy samej murawie, umiejscowione 1,5 metra nad ziemią, co daje osobom siedzącym nawet w pierwszym rzędzie, dobry komfort oglądania meczów.
Kibice na medal
Poziomem do stadionu dostosowali się kibice. Tłumnie wypełniali Dialog Arena, którego nazwa jako pierwsza w Polsce została sprzedana prywatnemu właścicielowi. Trzeba jednak przyznać, że nie było kompletu na każdym spotkaniu. Jednak ci co przyszli, to nie mogli narzekać. Głośny i kulturalny doping zachwycał nawet drużynę przyjezdną. Każdy podkreślał, że przy takiej widowni to aż chce się grać.
Kibice Zagłębia Lubin / Fot. Łukasz Haznar
Prezes Jeż
Osobnym tematem jest postać Pawła Jeża, prezesa Zagłębia. Swoją funkcję piastuje od marca 2008 roku i kibice na ogół mają złe zdanie na jego temat. W tym czasie przez Lubin przewinęło się czterech trenerów, a wkrótce kontrakt ma podpisać piąty. To nie jest dobra wizytówka dla prezesa, który podczas meczu z GKS-em Jastrzębie musiał być ochraniany przez kordon służb porządkowych. Wściekli kibice lżyli z niego i ochrona zdecydowała się na wzmożoną czujność. Wielu fanów wciąż marzy o prezesie pokroju Roberta Pietryszyna. Dlatego Jeż ciągle jest porównywany do niego i na jego tle wypada niekorzystnie.
Decyzja Sądu Najwyższego
Do niego odwołały się drużyny Korony Kielce i właśnie Zagłębia. PZPN z kolei złożył wniosek w sprawie Widzewa Łódź. Tak jak się było można spodziewać - SN uchylił decyzję w sprawie łodzian i nakazał ponownie ją rozpatrzyć. Koronie i Zagłębiu nie zmienił wyroku, co w Lubinie nawet przyjęto z ulgą. - Cieszy mnie to, że jako jeden z nielicznych klubów odcierpieliśmy już zasądzoną karę i w sposób wyłącznie sportowy wróciliśmy tam, gdzie jest nasze miejsce. Skończy się wypominanie incydentalnych korupcyjnych czynów z przeszłości, nikt nas już także z ekstraklasy nie wyrzuci. Wracamy w pełni odbudowani sportowo, jako profesjonalny i transparentny klub - powiedział Paweł Jeż, cytowany przez oficjalną stronę klubu.