Doliczony czas gry półfinału Pucharu Polski pomiędzy Jagiellonią a Miedzią. Na tablicy wyników 1:1, obie drużyny powoli myślą już o dogrywce. Szarża Jesusa Imaza przynosi jednak rzut różny dla gospodarzy. Po dośrodkowaniu Guilherme, w polu karnym najwyżej wyskakuje Taras Romanczuk i głową umieszcza piłkę w siatce. W ten sposób spełnia marzenia kibiców w Białymstoku, zapewniając ich piłkarzom udział w meczu finałowym na Stadionie Narodowym w Warszawie.
- Brawa należą się całemu zespołowi. Wszyscy graliśmy do końca, stwarzaliśmy okazje i nie poddawaliśmy się. Cieszę się ze strzelonych goli, ale najważniejszy był awans - powiedział spokojnie zdobywca obu bramek tuż po zakończeniu wtorkowego spotkania.
27-latek gra w Jadze już niemal 5 lat. Dotąd strzelił dla niej 23 gole. Wiele ratowało drużynie cenne punkty, a kilka miało jeszcze większe znaczenie. Dwa z nich także padły po 90. minucie. To w starciu z Lechią Gdańsk (4:2) na 3:2 w ostatniej kolejce sezonu 2014/15 pozwoliło białostoczanom "powrócić zza światów" (na kwadrans przed końcem było jeszcze 0:2 - przyp. red.) i przyjemniej świętować pierwsze ligowe podium w historii, zaś bramka w ostatniej akcji meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała (3:2) w maju 2015 roku dała utrzymanie w najtrudniejszych dla klubu rozgrywkach ostatnich lat. Oba przy Słonecznej wspominają do dziś.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa" Czy trenerzy zaczną strajkować po fali zwolnień? "Teraz będzie spokojniej"
Równie często fani aktualnych wicemistrzów Polski wracają do tego, gdy ich ulubiony pomocnik po raz pierwszy zdobył dwa gole w jednym spotkaniu. Wydarzyło się to w sierpniu ubiegłego roku, w Portugalii, podczas meczu II rundy eliminacji Ligi Europy z Rio Ave (4:4). Trafienia na 2:2 i 4:3 były newralgicznymi dla awansu białostoczan. Natomiast ciekawostką jest to, że kilkanaście dni później strzelił on ostatnią dotąd bramkę w barwach Jagiellonii - w spotkaniu ligowym z... Miedzią (2:3).
Czytaj także: "Po kontuzji nie ma już śladu, ale czasem muszę dłużej odpocząć" - wywiad z Tarasem Romanczukiem
W styczniu Romanczuk formalnie został kapitanem Jagi, po tym jak karierę zakończył Rafał Grzyb. Chociaż trzeba przyznać, że na boisku faktycznie był nim już od kilkunastu miesięcy. Ale to od początku tego roku mógł dopiero w 100 proc. poczuć presję opaski. Szczególnie w ostatnim czasie, kiedy drużynie zupełnie nie szło. To właśnie od niego wymagano, że zbierze wszystkich do kupy i poderwie do walki. W końcu poradził sobie jednak z tym znakomicie - najpierw w sobotnim meczu ligowym z Zagłębiem Sosnowiec (2:1) wywalczył rzut karny, po którym białostoczanie przerwali serię ponad dwustu minut bez strzelonego gola, a teraz w półfinale PP z Miedzią zdobył bramki dające możliwość gry o trofeum.
- Dzięki dwóm zwycięstwom w ostatnich spotkaniach odbudowaliśmy się mentalnie, wraca nam pewność siebie i chęć brania odpowiedzialności. Teraz najważniejszy jest dla nas mecz z Lechem (sobota, 13 kwietnia o godz. 18 - przyp. red.). Trzeba się szybko zregenerować i jak najlepiej do niego przygotować - podsumował reprezentant Polski.