W Stalowej Woli w dalszym ciągu nie milkną echa zeszłotygodniowego pojedynku pomiędzy Stalą a Wisłą Płock. Remis, jakim zakończyły się te zawody dał Stalowcom jeden punkt gwarantujący utrzymanie w lidze bez konieczności rozgrywania baraży. - W naszej grze było widać bardzo dużo nerwowości. Wisła Płock grała na luzie, spokojnie piłką. My musieliśmy zdobyć ten punkt, aby utrzymać się w lidze. Było dużo niecelnych podań. Może za bardzo chcieliśmy strzelić tą bramkę i dlatego to spotkanie wyglądało tak, jak wyglądało. Wydaje mi się, że z całej rundy i całego sezonu możemy być zadowoleni - stwierdził Wieprzęć.
Mało brakowało, a nastroje w Stalowej Woli nie byłyby tak wesołe. Płocczanie mieli kilka doskonałych okazji, lecz nie potrafili zamienić ich na gola. Dobrze pomiędzy słupkami spisywał się także Tomasz Wietecha, który kilkakrotnie ratował Stalówkę. - Wisła ma w swoich szeregach naprawdę dobrych zawodników. W tym meczu na boisku pojawiło się także kilku młodych chłopaków, którzy chcieli się pokazać. Z gry płocczanie wyglądali lepiej, my jednak mieliśmy chyba więcej sytuacji na zdobycie gola - wyjaśnił wychowanek Stali Stalowa Wola.
Zielono - czarni w tym sezonie przed uniknięciem gier barażowych musieli się bronić aż do ostatniej kolejki. Wszystko to na skutek nie najlepszej rundy jesiennej, gdy w pewnym momencie podopieczni Władysława Łacha zablokowali się i nie potrafili wygrać spotkania. - Taki był cel na tą rundę, aby utrzymać się bez baraży. To udało nam się osiągnąć. Czkawką cały czas odbijała nam się pierwsza runda, gdzie wywalczyliśmy 12-15 punktów na samym początku, a potem przez dziesięć kolejek nie mogliśmy rozstrzygnąć potyczki na własną korzyść. Jakbyśmy podczas rundy jesiennej zdobyli cztery, pięć punktów więcej, a były ku temu szanse, to wydaje mi się, że już dużo wcześniej byłoby spokojniej. Ta runda pokazała, że potrafimy grać w piłkę, straciliśmy chyba najmniej bramek na jesieni ze wszystkich drużyn w I lidze. Jakby podliczać punkty, to też byśmy byli w czubie - dodał doświadczony gracz formacji obronnej.
Piłkarze z Podkarpacia mieli zdecydowanie lepszą rundę wiosenną od tej jesiennej. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź jest prosta. Podczas przerwy zimowej doszło do sporych zmian kadrowych w Stali. Klub zakontraktował aż ośmiu nowych zawodników. Niektórzy z nich od razu trafili do podstawowej jedenastki. - W pierwszej rundzie, gdy przyszły kontuzje i kartki brakowało nam zawodników. Nie było dublerów. W zimie kadra się powiększyła. Gdy ktoś wypadał na jego miejsce wchodzili zmiennicy i grali tak samo jak nominalni podstawowi zawodnicy. Jeśli się chce zaistnieć w pierwszej lidze, to trzeba mieć kadrę na którą składa się 22 zawodników - mniej więcej o zbliżonym poziomie. Przynajmniej dwóch piłkarzy na każdą pozycję - stwierdził zawodnik, który w tym sezonie zdobył siedem bramek dla Stalówki. - Zostałem królem strzelców Stali wspólnie z Abelem Salami. Na pewno jest to miłe. Nie ważne kto strzela, na bramki pracuje cały zespół. Najważniejsze, że te gole dawały nam punkty, a co za tym idzie utrzymanie - dodał piłkarz, o którym w Stalowej Woli mówi się, że jest jak wino - im starszy, tym lepszy.
Stalowcy zadanie postawione przez zarząd klubu wykonali. Teraz większości z piłkarzy kończą się kontrakty. - My zadanie wykonaliśmy, teraz piłeczka po stronie zarządu i prezesów klubu. Myślę, że powinni starać się ten zespół utrzymać, a w miarę możliwości jeszcze wzmocnić. Wiadomo, że jest problem na Podkarpaciu z finansami, ale jesteśmy jedynym przedstawicielem tego regionu więc myślę, że firmy i biznesmeni troszeczkę milej spojrzą na Stal i pomogą nam - zakończył obrońca.