Odkąd Leszek Ojrzyński przejął zespół z Płocka, ten zdobył komplet punktów i wydostał się ze strefy spadkowej. W trzech ostatnich meczach Nafciarze sięgnęli po tyle "oczek" (9), co w 14 poprzednich spotkaniach, kiedy prowadził ich zastąpiony przez Ojrzyńskiego Kibu Vicuna.
- Zwycięstwo, Alleluja i do przodu! - jak to się mówi w niektórych kręgach - tak Ojrzyński zaczął wystąpienie na konferencji prasowej, dodając: - To pierwszy krok, a przed nami jeszcze sześć ciężkich bitew, by uratować ekstraklasę dla Płocka.
Nafciarze wygrali w Krakowie, ale po 36 minutach przegrywali 0:2 po dublecie Sławomira Peszki. Jeszcze przed przerwą udało im się odpowiedzieć trafieniem Mateusza Szwocha, na początku drugiej połowy czerwoną kartką został ukarany Łukasz Burliga, a potem osłabionych gospodarzy zwycięstwa pozbawił Oskar Zawada.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Znaczące potknięcie AC Milan. Piątek centymetry od asysty [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Bramka kontaktowa dała nam pewność siebie. W przerwie w szatni nie było nerwowo. Mówiliśmy sobie, że w drugiej połowie będą sytuacje. Pomogła nam czerwona kartka dla obrońcy Wisły - dzięki niej mogliśmy ruszyć. Charaktery były górą, moi piłkarze się spisali, ale trzeba dalej z pokorą stąpać po ziemi - podkreślił Ojrzyński.
Zawada zaczął mecz na ławce, a wszedł do gry, gdy z boiska wyleciał Burliga. To był strzał w "10" trenera Wisły, bo młodzieżowy reprezentant Polski w odstępie ośmiu minut zamienił na gole dwa podania Ricardinho: - Rozmawialiśmy, jak Oskar ma się zachować. Przed meczem rozmawiałem z nim i mówiłem mu, że może być taka sytuacja, że będziemy kończyć mecz na dwóch napastników. Wykorzystał spryt i swój wzrost.
Trener Maciej Stolarczyk nie mógł pogodzić się z decyzją sędziego Piotra Lasyka o wykluczeniu Burligi: - Scenariusz na koniec ułożył się pod wpływem decyzji sędziego, jeżeli chodzi o czerwoną kartkę. Uważam, że to była kontrowersyjna sytuacja, jeżeli chodzi o jej pokazanie. Łukasz nie miał jak zabrać tej nogi po wślizgu. Nie chciał zrobić krzywdy przeciwnikowi. Ta sytuacja ustawiła spotkanie.
Biała Gwiazda przystąpiła do spotkania mocno osłabiona, więc trener Stolarczyk dał szansę kilku juniorom: 17-letni Dawid Szot i 18-letni Marcin Grabowski zagrali od pierwszego gwizdka, a w końcówce na boisku zameldował się 16-letni Aleksander Buksa: - Myślę, że Dawid Szot może osiągnąć poziom, który będzie gwarantował wysoki szczebel w naszej ekstraklasie. Dziś pracował, by pomóc zespołowi. Podobnie ma się rzecz z Olkiem Buksą. W końcówce dążyliśmy do wyrównania, więc zdecydowałem się wpuścić Olka. Ma instynkt strzelecki i na to też liczyliśmy.