Mistrzostwa świata U-20. Jacek Magiera: Reguła pięciu palców

Newspix / FOTO RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: trener Jacek Magiera
Newspix / FOTO RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: trener Jacek Magiera

Reprezentacja Polski nie jest faworytem młodzieżowych mistrzostw świata. Jeśli ktoś uważnie śledził mecze kadry do lat 20, przed startem zmagań musi mieć wątpliwości, czy na turnieju będziemy mieć wiele powodów do radości.

- Część zawodników na zgrupowanie do Łodzi dotarła w sobotę, część w niedzielę - wyruszyli do nas niemal wprost ze stadionów po zakończeniu meczów Ekstraklasy. FIFA stawia wymóg, każdy powołany zawodnik musi być do dyspozycji drużyny narodowej U-20 przynajmniej cztery dni przed pierwszym meczem. Wiedzieliśmy, że tak będzie, zadbaliśmy o to, aby czas przygotowań wykorzystać w stu procentach - mówi Jacek Magiera. - Do teraz mieliśmy cztery zgrupowania. We wrześniu, w październiku, w listopadzie, potem zespół przez 117 dni rozrzucony był po Europie, w marcu spotkaliśmy się po raz kolejny. Po następnych 56 dniach zaczęliśmy zgrupowanie przed turniejem - cztery dni przed pierwszym meczem. Nie narzekamy. Jesteśmy gotowi.

Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Zawodnicy powołani z klubów Ekstraklasy teoretycznie mogą rozegrać aż sześć meczów w osiemnaście dni, po trzy w lidze i po trzy na turnieju. Na to też jesteście przygotowani?

Jacek Magiera, trener reprezentacji U-20: Niech każdy, kto kiedykolwiek uprawiał sport, sam odpowie sobie na pytanie, jak taka dawka spotkań może wpłynąć na zawodnika... Nic z tym jednak nie zrobimy. Mieliśmy tę świadomość, jesteśmy przygotowani również na tę sytuację. Pracujemy nad regeneracją, strefą mentalną piłkarzy, taktyką, stałymi fragmentami. Na więcej nie mamy czasu.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kluby powinny brać przykład z Piasta. "Mistrz nie wyskoczył z kapelusza"

Rozmawiał pan z trenerami klubowymi zawodników z Ekstraklasy, aby mniej eksploatowali pana kadrowiczów? Oczywiście nie wszystkich, ale na przykład Górnik Zabrze Adriana Gryszkiewicza miał wcześniej zapewnione utrzymanie.

Co do zasady nie ma czegoś takiego, jak oszczędne gospodarowanie siłami zawodników, gdy gra idzie o awans do europejskich pucharów bądź utrzymanie w lidze. Adrian Łyszczarz i Tymoteusz Puchacz w minioną sobotę mieli mecz o pozostanie w I lidze. Miałem zadzwonić do trenera GKS Katowice Darka Dudka z prośbą, żeby z nich nie korzystał? Nie ma mowy! Będąc trenerem klubowym, nie życzyłbym sobie takiego telefonu. Nie wyobrażam sobie takiego zachowania, etyka zawodowa mi na to nie pozwala.

Przygotowania do startu w mistrzostwach w ogóle mają niecodzienny przebieg.

Inne reprezentacje, na przykład nasz grupowy rywal Kolumbia, mogły zorganizować tradycyjne zgrupowanie przed turniejem. My idziemy swoją drogą, wchodzimy w zmagania z marszu. Nie szukamy wymówek, alibi. Zawodnicy od września mają świadomość przebiegu przygotowań do pierwszego meczu. Dlatego tak ważne było, aby przyjeżdżając do Łodzi, de facto byli gotowi do gry. Niezależnie od tego w jakim natężeniu grali przed rozpoczęciem zgrupowania. Radek Majecki, który niedawno zmagał się z urazem już wcześniej przeszedł zlecone przez nas badania, chcieliśmy mieć pewność, że jest w pełni zdolny do gry, ale do ostatniego meczu w lidze czekaliśmy na informacje odnośnie zdrowia piłkarzy. Nie roztrząsaliśmy tego, uwagę koncentrujemy na optymalnym przygotowaniu fizycznym zawodników do pierwszego meczu. Wpierw ogłosiliśmy nazwiska 50 zawodników szerokiej kadry na turniej, w ostatecznym składzie znalazło się miejsce dla 21, jednak pozostali mają być cały czas w pogotowiu, więc także w odpowiedniej dyspozycji na wypadek kontuzji któregoś z chłopaków. Brak powołania na turniej nie zwalnia nikogo z bycia zawodowcem. Piłkarze o tym wiedzą. W turnieju, w którym mamy do dyspozycji tylko 18 zawodników z pola i sporo meczów do rozegrania w krótkim czasie, nie możemy pozwolić na to, że ktoś przyjedzie czy dołączy do zgrupowania nieprzygotowany. To zbyt poważna impreza, byśmy zawodnikom urządzali wycieczki.

Co sztab szkoleniowy realnie może zrobić, gdy dostaje zespół cztery dni przed pierwszym meczem, a potem rozgrywa spotkania co trzy dni?

Podstawa to doprowadzenie zawodników do perfekcyjnego stanu przygotowania fizycznego do meczu. Do tego dojdzie praca nad taktyką i nastawianiem mentalnym zawodników. To ostatnie będzie niezwykle istotne, drużyna znajdzie się w centrum zainteresowania, mecze transmitowane będą przez telewizję publiczną, przed telewizorami zasiądzie być może kilka milionów ludzi, każdy z oczekiwaniami względem tych chłopaków. Te informacje muszą wpływać na zespół pozytywnie, nakręcać, a nie blokować.

Udźwignięcie presji będzie kluczowe dla osiągnięcia zadowalającego wyniku?

Nie chcieliśmy zasypać zawodników informacjami. Wielu jeszcze kilka dni temu grało w lidze, dlatego nie dokładaliśmy im treści związanych z Kolumbijczykami, naszym pierwszym rywalem, bo mogło to odnieść odwrotny skutek. Nie mieliśmy jednak wpływu na to, kiedy skończą się rozgrywki klubowe. Jeżeli będziemy sobą, będziemy potrafili sprzedać na boisku, co mamy najlepszego, wypadniemy dobrze. Dla piłkarzy to bardzo ważny turniej, mogą otworzyć sobie drzwi do dużych karier, mogą sprawić, że tak trudne przejście z juniorskiej do seniorskiej piłki w ich przypadku będzie jak pstryknięcie palcami. Ale aby spełnić te warunki, zespół musi poradzić sobie z presją. To będzie najważniejsze. Natomiast najgorsze, co może się nam przytrafić, to gdy zawodnicy będą chcieli zrobić na boisku to, czego nigdy nie robili.

Jednym turniej otworzy drogę do kariery, innym zamknie.

Normalne. Tak jak dłoń ma pięć palców, tak tyle czynników decyduje o tym, czy zawodnik gra na poziomie europejskim. Pierwszy palec to wytrzymałość, drugi to szybkość, trzeci odpowiada za technikę, czwarty za rozumienie gry, przygotowanie taktyczne, piąty - za odpowiednią mentalność. Żeby osiągnąć sukces na takim turnieju, musimy być mocni w każdym z tych aspektów. Bo jeżeli zabraknie nam wytrzymałości, daleko nie zajdziemy, jeżeli będziemy źle zorganizowani pod względem taktycznym, nie mamy szans, jeżeli będziemy dobrze biegać i przesuwać się po boisku, ale nie udźwigniemy presji, problem gotowy. Każdy z zawodników musi wznieść się na wyżyny umiejętności, sztab szkoleniowy ma za zadanie zdjąć z nich presję. Choćbyśmy chcieli, za nich jednak nie zagramy. Nie mamy po dwadzieścia lat.

A pana piłkarze ile mają palców?

Są tacy zawodnicy, którzy mają trzy, są też tacy z pięcioma. Dla niektórych będzie to pierwszy duży turniej w karierze, dla innych być może ostatni. Tylko jednostki osiągną coś wielkiego. Patrząc na historię występów Polski w turniejach młodzieżowych, do pierwszej reprezentacji trafiało potem może pięciu, może sześciu zawodników. Normalne.

W jaki sposób pracujecie nad głowami zawodników?

Od września pracowaliśmy nad sferą mentalną, przygotowywaliśmy ich na to, dziś jest czas zbierania plonów, natomiast jak zareagują w zderzeniu z rzeczywistością, dopiero się okaże. Piłkarze przeszli przez szereg odpraw, spotkań, procesów. Wykonanie tej pracy w ciągu czterech dni przed meczem z Kolumbią byłoby bezsensowne, nie da się w tak krótkim czasie poprawić przygotowania mentalnego. Teraz byliby w stanie przyjąć cząstkę wiedzy potrzebną do tego, aby dobrze zagrać. To nie działa na zasadzie powiedzenia zawodnikom, że jutro mają udźwignąć presję w meczu. Rozmawialiśmy z piłkarzami, zwracaliśmy uwagę, jak radzą sobie z pewnymi aspektami podczas wcześniejszych zgrupowań, pracowaliśmy nad ich świadomością, reagowaniem w sytuacjach kryzysowych, koncentracją. Na treningu lub wygrywając 3:0 w jakimś meczu kozakiem może być każdy. Dopiero jednak turniej wskaże zawodników, którzy przy pełnych trybunach, będąc pod presją, będą w stanie pozytywnie wpłynąć na drużynę. A że głowa ma fundamentalne znaczenie w piłce, niech poświadczą półfinały Ligi Mistrzów, gdzie przy takiej presji i zmęczeniu, musisz zachować trzeźwy umysł. Trenerzy rozrysowują różne schematy przebiegu meczu, ale i tak zdarzy się zawsze coś, czego nie przewidzisz. Przerabiałem to wielokrotnie. Legia prowadzona przez Jana Urbana grała ze Steauą Bukareszt o awans do Ligi Mistrzów, w pierwszym meczu w Rumunii zremisowaliśmy 1:1, na rewanż rozpisaliśmy kilkanaście scenariuszy - tyle że żaden nie zakładał, iż po dziewięciu minutach wynik będzie brzmiał 0:2... Wtedy do gry wchodzi głowa, najwybitniejsi piłkarze będą potrafili na taki obrót spraw zareagować. W piłkę gra się nogami, ale decyzje zapadają w głowie.

Brak udziału w eliminacjach może odegrać jakąś rolę? Drużyna U-21 Czesława Michniewicza narodziła się podczas kwalifikacji, pana zespół tej możliwości nie miał, bo nie grał o stawkę.

Znowu - nie mieliśmy na to wpływu, więc nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Zagraliśmy osiem spotkań towarzyskich, w trzech przypadkach z drużynami starszymi o rok, co w tym wieku ma znaczenie w kontekście motoryki, siły, doświadczenia. Graliśmy różnymi składami, szukaliśmy i sprawdziliśmy 43 zawodników. Nasza drużyna musi narodzić się podczas turnieju. Tak było w reprezentacji, w której ja grałem w 1993 roku. Pojechaliśmy na turniej jako kopciuszek, w pierwszym meczu już w drugiej minucie przegrywaliśmy, ostatecznie zremisowaliśmy, złapaliśmy wiatr w żagle, z każdym kolejnym spotkaniem rośliśmy i skończyliśmy jako mistrzowie Europy do lat 16.

Gdzie jest sufit pana reprezentacji?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, choćby dlatego, że trudno porównać zespoły europejskie do afrykańskich. Oglądaliśmy wiele meczów naszych rywali, zaliczali spotkania bardzo dobre, ale też bardzo słabe. Czyli jak my - byli zróżnicowani. Nie jest łatwo rozszyfrować takie drużyny - przeciwnicy podobnie mówią o nas. Kolumbia na mistrzostwach Ameryki Południowej wystawiła kadrę złożoną z zawodników grających tylko na tym kontynencie, do Polski przyjedzie jednak wzmocniona o piłkarzy występujących w Europie. Mowa więc niby o tym samym zespole, ale jednak innym. Senegal to zespół z kolei silny pod względem fizycznym, szybki w kontrze, mają zawodników po metr dziewięćdziesiąt, atletycznie zbudowanych - jakbyśmy postawili naszego najmniejszego obok ich największego, można by dojść do wniosku, że Senegalczyk jest trzy lata starszy. Trzeba sobie z tym poradzić, chcemy wyjść z grupy, a następnie rozegrać jak najwięcej meczów w czerwcu. Celem jest rozegranie czterech, pięciu albo siedmiu spotkań - innej opcji nie ma.

A pod względem intensywności gry pana piłkarze są gotowi? W trakcie młodzieżowych mistrzostw Europy w 2017 roku zespół Marcina Dorny miał z tym kłopot.

Nie patrzę na to, co wydarzyło się w trakcie tamtego turnieju, choć oczywiście rozmawiałem z trenerem Dorną. Specyfika każdych zawodów jest inna - tam było tylko 12 drużyn, tu będą 24, inna jest liczebność kadr. To wszystko ma znaczenie.

Byli zawodnicy, którzy na przestrzeni kilkunastu miesięcy nie dostosowali się do pana uwag?

Oczywiście. Oby dla niektórych brak powołania okazał się dostaniem obuchem w łeb. Mają umiejętności, talent, ale muszą więcej pracować, więcej od siebie wymagać. Dzień ogłoszenia powołań był dla nich dniem smutku, być może jednak za rok okaże się dniem przełomu. Bo ich obudzi. Kilku zawodników świadomie bądź nieświadomie straciło na wartościach parametrów. Część nie zawsze miała miejsce w podstawowych składach. Jeśli nie grali w pierwszym zespole, schodzili do niższej ligi. A tam jest zupełnie inne tempo gry. Rozegranie meczu w niższej lidze nie wystarczy do utrzymania odpowiedniej dyspozycji, ważny jest dodatkowy trening. Niestety, w Polsce na trzecim czy czwartym poziomie rozgrywek wielu starszym zawodnikom zależy na tym, aby tempo gry było jak najmniejsze, przy prowadzeniu 1:0 grają jak najwolniej. Niższe tempo pozwala utrzymać się im na powierzchni, pozwala im trwać. Młody zawodnik na tym traci. Zamiast się rozwijać, dostosowuje się do poziomu. A potem w rywalizacji międzypaństwowej w czterdziestej minucie zaczynamy mieć problem, aby nadążyć za akcją, bo jesteśmy przyzwyczajeni do innego tempa. Kiedy z Legią Warszawa graliśmy w Lidze Mistrzów z Realem Madryt czy Borussią Dortmund, działaliśmy na innym poziomie, wypracowaliśmy nawyk gry na większym tempie, szybszego myślenia, więc z rywalami w Ekstraklasie potrafiliśmy wysoko wygrywać, byliśmy nie do zatrzymania. Gdy zabrakło nam rywalizacji w Europie, zaczęliśmy równać poziomem do Ekstraklasy, wygrywaliśmy nie tak zdecydowanie, gra już tak dobrze nie wyglądała.

Znalazł się w kadrze zawodnik, który pod względem umiejętności jest nieco słabszy, ale braki piłkarskie nadrobił pracą, charakterem?

Każdy z ośmiu meczów kontrolnych prześwietliliśmy na wszystkie strony. Przez ostatnie cztery miesiące byliśmy na każdym meczu naszych zawodników. W trakcie weekendu sztab oglądał 11 spotkań. Stworzyliśmy arkusz ocen, piłkarze zostali rozłożeni na czynniki pierwsze. Każdy z trenerów, bez konsultacji ze mną, przygotował własną listę 21 zawodników, których powołałby na młodzieżowy mundial. Wspólnie otworzyliśmy koperty, zgadzaliśmy się w przypadku 90 procent nazwisk. Wątpliwości pojawiły się przy dwóch, trzech zawodnikach. Myślę, że ci piłkarze, którzy byli blisko powołania, ale ostatecznie go nie otrzymali, wiedzą, że to o nich chodzi...

Jakie zespół U-20 ma atuty, dużo pan mówi o ograniczeniach w procesie przygotowania zespołu do turnieju...

... ale nie chcę, żeby miało to negatywny wydźwięk. To są obiektywne tematy. A atuty? Piłkarze są na dorobku, chcą ze sobą występować, tworzą kolektyw, mamy chłopaków potrafiących grać kombinacyjnie. Natomiast czym innym jest trening, a czym innym jest mecz. Przepisy FIFA sprawiają, że nie mogliśmy powołać nawet po dwóch piłkarzy na jedną pozycję, dlatego zwracaliśmy uwagę na wszechstronność. Kilku chłopaków może występować na różnych pozycjach, na przykład Tymek Puchacz poradzi sobie w drugiej linii i obronie, a David Kopacz czy Marcel Zylla w pomocy lub ataku.

Po turnieju zostaje pan w PZPN czy wraca do piłki klubowej?

Okaże się właśnie po turnieju. Na razie w pełni koncentruję się na młodzieżowych mistrzostwach świata. Widzę dla siebie miejsce w piłce klubowej, widzę również w federacji. W PZPN jestem dyrektorem sportowym do spraw piłki młodzieżowej i selekcjonerem reprezentacji Polski do lat 20. Turniej kończy się 15 czerwca, po tym terminie usiądziemy z prezesem Zbigniewem Bońkiem i zastanowimy się, co dalej.

Michniewicz na propozycję dalszej pracy w federacji zapracował awansem na młodzieżowe mistrzostwa Europy, bez czekania na to, co wydarzy się na turnieju...

Brawo. Cieszę się. Trzymam kciuki za niego i jego zespół.

Zobacz takżeMistrzostwa świata U-20 NA ŻYWO! Gdzie oglądać mistrzostwa w telewizji i internecie?

Zobacz takżeMistrzostwa świata U-20. Zbigniew Boniek spotkał się z polskimi piłkarzami

Komentarze (2)
avatar
Jarpen
23.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mioduski popełnił wiele bzdur,ale największą było zwolnienie Jacka Magiery. Chociaż w pamiętnym meczu w Astanie Jacek popełnił dziecinne błędy. 
avatar
Vqr.vio.NY
23.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jacek został uwieczniony na fotce, gdy instruował zawodnika:
"Patrz - ten palec sąsiaduje z palcem, który ci pokażę, jeśli nie popracujesz nad zrozumieniem reguły pięciu palców."
Zrozumiał?