1 czerwca, dzień finału Ligi Mistrzów między dwoma angielskimi klubami: Tottenhamem Hotspur a Liverpool, Dave Evans i jego żona Liz mieli spędzić w Madrycie. Już dawno zarezerwowali pokój w hotelu, odłożyli 10 tys. funtów i nakreślili plan: wycieczka z Nowej Zelandii (gdzie wyemigrowali z Coventry) do pięknej Hiszpanii, dopingowanie The Reds na trybunach Estadio Wanda Metropolitano, a po wywalczeniu przez Liverpool trofeum bezpieczny powrót do domu i wspominanie tego dnia przez wiele lat.
Piękny plan został brutalnie zweryfikowany przez życie.
Po przeprowadzce do Nowej Zelandii u Dave'a Evansa zdiagnozowano śmiertelny nowotwór przewodu żółciowego. Już wtedy guz miał 12 cm. Gdy chorobę wykryto, rak był już w końcowej fazie. W ciągu ośmiu tygodni od rozpoznania guz powiększył się trzykrotnie.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool - Tottenham. Kto wygra Ligę Mistrzów? Głosy ekspertek podzielone
- Zostały panu dwa tygodnie życia - usłyszał od lekarzy Dave trzy tygodnie temu. Nadal walczy. Trwa bitwa o to, by jak najdłużej cieszyć się życiem i, co dla Evansa najważniejsze, dotrwać do sobotniego finału Ligi Mistrzów, w którym zagra jego ukochany Liverpool. Pragnie obejrzeć go na żywo. Co prawda nie na trybunach, a w telewizji, ale to w tym wszystkim mały szczegół.
Czytaj także: Liga Mistrzów. Liverpool - Tottenham. Już nigdy nie będzie takiego lata
- Gdy usłyszeliśmy diagnozę, byliśmy zdewastowani. Przenieśliśmy się do Nowej Zelandii, by cieszyć się zdrowszym, pięknym życiem. Dave walczy, by przetrwać, by obejrzeć ten mecz - mówi Liz, małżonka Dave'a.
Historia Evansa dotarła do piłkarskiego Liverpoolu. Wiadomości wspierające na duchu przesłali piłkarze (m.in. James Milner), poruszający materiał z życzeniami dla Dave'a nagrał też menedżer The Reds, Juergen Klopp. Uczynił to na godzinę przed wylotem drużyny do stolicy Hiszpanii.
Dave's wife @EvansSweeney wanted to share Jurgen Klopp's words to Dave before flying to Madrid today.
— Stan Collymore (@StanCollymore) 31 maja 2019
A mark of the man and the club he represents. pic.twitter.com/eYJpNhZTXK
- Słyszałem o twojej historii. To jest naprawdę trudne, nawet dla mnie. Słyszałem, że jesteś niewiarygodnym wojownikiem. Myślimy o tobie. Jesteś z nami. To jedyne, co mogę ci powiedzieć. To jedyna wiadomość, którą chcę ci przekazać. Walczyłeś tak mocno, że nawet nie mogę porównać twojej walki do tego, co przez cały sezon robił nasz zespół - mówił na nagraniu Klopp.
- Życie jest czymś więcej niż piłka nożna. U ciebie chodzi o życie, a u nas o jedną rzecz, do której dążymy przez cały sezon. Chcemy dać ludziom trochę nadziei, trochę radości, kilka dobrych chwil do zapamiętania. Przez trzy i pół roku, odkąd jestem w Liverpoolu, dzieliśmy doświadczenia. To sprawia, że teraz jesteśmy przyjaciółmi - kontynuował Klopp.
Czytaj także: Jerzy Dudek: Tańczyłem i czekałem
- Życzę ci z całego serca wszystkiego najlepszego. Jestem chrześcijaninem, więc kiedyś się spotkamy - dodał Juergen Klopp. Szczególnie to ostatnie zdanie jest bardzo wymowne. To tylko najlepszy dowód na to, że przesłanie menedżera Liverpoolu popłynęło prosto z serca.
Gdy Dave i Liz odtworzyli nagranie, wybuchnęli płaczem. - Krzyknęłam tak głośno, że gdy przybiegły pielęgniarki myślały, że coś jest nie tak. Wybuchnęliśmy łzami. Dave wpatrywał się w nagranie i powtarzał "o mój Boże!". Nie możemy uwierzyć, że to Juergen. To wisienka na torcie. Bezcenny moment. To jest tak niesamowite, tak nierealne - komentuje Liz.