W Londynie zaczyna się nowy etap - życie po Edenie Hazardzie i to w okresie zakazu transferowego, który obejmuje trwające lato i najbliższe zimowe okienko. Poza Belgiem, przy Fulham Road zatrzymano wszystkich kluczowych piłkarzy, na finiszu są negocjacje z Callumem Hudsonem-Odoim (naturalnym następcą gwiazdora sprzedanego do Realu Madryt), mimo to wyrwa na lewym skrzydle i tak zrobi swoje, więc nowy menedżer będzie mieć bardzo trudne zadanie.
Franka Lamparda chcieli w Chelsea kibice, działacze, całe angielskie środowisko piłkarskie. Były reprezentant Anglii może być pewny, że na projekt z jego osobą w roli głównej wszyscy będą patrzeć przychylnym okiem. Nie może natomiast liczyć na wielki komfort. Mimo braku transferów, wymagania wcale nie zmaleją. W nowym sezonie celem minimum będzie pierwsza czwórka i przyzwoity występ w Lidze Mistrzów.
By te warunki spełnić, Lampard będzie musiał nie tylko wykorzystać potencjał sportowy (a ten w ekipie "The Blues" wciąż jest bardzo duży), lecz także wykrzesać to, czym on sam imponował jako piłkarz - najlepsze cechy wolicjonalne - tak charakterystyczne przecież zarówno dla nowego menedżera, jak i jego niegdysiejszych kolegów z boiska - Johna Terry'ego, Didiera Drogby czy Petra Cecha. To oni przed laty tworzyli tożsamość Chelsea i razem osiągali sukcesy, które do dziś wspomina się z wielkim sentymentem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: Cristiano Ronaldo niczym zawodowy sprinter
->Puchar Narodów Afryki 2019: znamy pary 1/8 finału, są pierwsze hity
Odbudowanie siły mentalnej londyńskiej drużyny to zadanie numer jeden, gdyż nią będzie można zniwelować niedostatki kadrowe, a te siłą rzeczy mogą być problemem, bo konkurencja z zakazami się nie boryka i będzie się latem wzmacniać. Inna sprawa, że gdy w drugiej połowie poprzedniego sezonu Chelsea wpadła w dołek i wszyscy ją skreślali, nagle wspięła się na wyższy poziom i w Premier League finiszowała na najniższym stopniu podium, by potem jeszcze w kapitalnym stylu wygrać finał Ligi Europy z Arsenalem (4:1). Te kilka tygodni, które zdecydowały o dobrym zakończeniu, pokazały, że Lampard nie będzie startował od zera, że jeśli dotrze do swoich zawodników, marzenia o sukcesach - nawet w trudnych czasach - nie będą mrzonką.
Dla powodzenia tej misji kluczowa będzie jednak cierpliwość władz klubu. Do tej pory na Stamford Bridge trenerów zmieniano zdecydowanie zbyt często, a co gorsze, były to roszady świadczące o braku jakiejkolwiek spójnej i długofalowej koncepcji. Decyzje zapadały pod wpływem impulsów (w reakcji na słabsze wyniki), przez co Chelsea na przestrzeni kilku lat nie była w stanie zbudować nic trwałego.
Z Lampardem to ma się zmienić. Angielskie media twierdzą, że 41-latek dostanie dwa lata na spokojne budowanie drużyny i chyba coś jest na rzeczy, bo zatrudniając taką legendę, Abramowicz nie może sobie pozwolić na jej zniszczenie. Gdyby potraktował Lamparda jak pierwszego trenera z brzegu, zwalniając go po kilku miesiącach przy pierwszym kryzysie, trybuny by mu nie wybaczyły. Sam Rosjanin jednak doskonale wie, kim jest dla kibiców Chelsea jej nowy menedżer, jak wiele radości dał jemu samemu jeszcze jako piłkarz i choćby dlatego udzieli mu dużo większego kredytu zaufania niż poprzednikom.
A sam Lampard? Doświadczenie trenerskie ma znikome, choć za ostatni rok w Derby County chwalą go wszyscy. "Barany" nie należały do faworytów The Championship, mimo to były reprezentant Anglii doprowadził je aż do finału barażów o Premier League, gdzie przegrały z Aston Villą (1:2). Na Stamford Bridge wciąż będzie się uczył, jednak na pewno nie potraktuje tego jako zwykłe miejsce pracy. To dla niego szansa, w którą zaangażuje się całym sobą, a tego dziś Chelsea potrzebuje najbardziej.