Robert Lewandowski krzywi się na styl gry, jakim nas ostatnio raczyła młodzieżówka Michniewicza. Za to Bońkowi się podobało, bo młodzi piłkarze i ich trener postawili na… spryt. To, że "Lewy" stawia na odważny futbol, a Boniek na spryt, w ogóle mnie nie zaskakuje.
Gdy Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty, spytał Roberta Lewandowskiego o ocenę gry polskiej młodzieżówki w mistrzostwach Europy U-21, kapitan reprezentacji skrzywił się, jakby przełknął coś wyjątkowo kwaśnego. Widocznie jemu też nie spodobał się "autobus Michniewicza" postawiony we własnym polu karnym i kopanie do przodu: na najszybszego. To nie była dobra reklama polskiej piłki i "Lewy" wie to najlepiej.
- Ja jeszcze przed turniejem wiedziałem, co będzie. Wiedziałem, że wszystko będzie robione pod wynik. Tam nie było gry. Nie dało się zobaczyć, czy zawodnik będzie w przyszłości się nadawał do reprezentacji seniorskiej. Jeśli w wieku 20 czy 21 lat grasz tylko defensywnie i ustawiasz się z tyłu, to jak mamy nauczyć młodych piłkarzy, żeby podejmowali ryzyko? - mówił Lewandowski.
Zobacz wywiad, w którym Robert Lewandowski skrytykował system szkolenia w Polsce.
Kapitan kadry nie pozostawił suchej nitki na polskim systemie szkolenia młodzieży: - Mi się wydaje, że szkolenie jest cały czas na niskim poziomie. Nie ma szkolenia: idź, ryzykuj, kiwaj. Wiedziałem, czego się spodziewać, ale byłbym zszokowany, gdyby nasza reprezentacja grała w piłkę. Mogłaby przegrać, bo inne reprezentacje są na wyższym poziomie. Gdyby próbowała atakować i grać jak równy z równym, to miałbym jednak więcej powodów do zadowolenia - stwierdził Lewandowski.
"Lewy" na ripostę Bońka długo czekać nie musiał. Prezes PZPN skorzystał z gościnności jednego z dziennikarzy - równocześnie (zupełnym przypadkiem oczywiście) członka PZPN-owskiej Komisji Mediów - i "sprostował" Roberta. Bo mu przecież "Lewy" burzy propagandę sukcesu, tak misternie tkaną przez dziennikarskich specjalistów od robienia pro-związkowego jazgotu. Się chłopaki narobili, napocili, przekonywali jak domokrążcy, że pokonanie Tahiti (U-20) albo niewyjście z grupy (U-21) to wielkie sukcesy polskiej piłki pod światłym kierownictwem… wiadomo kogo! A tu im "Lewy" jednym skrzywieniem twarzy rozwalił narrację, którą tak udanie karmili kibiców, mając ich za "Januszy".
Boniek nie zgadza się z oceną "Lewego". Jak widać, nawet w klinicznych przypadkach, sportową ambicję potrafi zdominować pragmatyka sprawowania władzy. Boniek jest też zadowolony z poziomu szkolenia piłkarskiej młodzieży w Polsce. Ale przestaniemy się temu dziwić, gdy zdamy sobie sprawę, że to… on sam za to szkolenie odpowiada. Bo odpowiada za szkolenie trenerów, którzy później futbolu uczą młodzież. Ale ze szkolenia trenerów też jest zadowolony. I to również mnie nie dziwi.
Samozadowolenie Bońka jest bezkresne. I - z upływem lat - wcale się nie zmniejsza. Wręcz przeciwnie, dominująca narracja jest odwrotna: dawne sukcesy "Zibiego" robią się jakby większe, lista osiągnięć zdaje się puchnąć bez końca, a wszelakie medale i puchary połyskują jaśniej. Nie wierzycie? Tak! Jaśniej, jaśniej, na pewno. No i te salony piłkarskie: a to PZPN, a to FIFA, a to UEFA. A jeszcze CEFTA, BAFTA. Może i NAFTA.
I tylko to szkolenie młodzieży uwiera jak kamień w bucie. Trudno je sprzedawać jako sukces, bo fakty są niemiłosierne. No rysa na portrecie idealnym… Boniek szuka więc argumentów ratujących pomysł na futbol, jaki pokazał światu we Włoszech Czesław "711 połączeń z Fryzjerem" Michniewicz.
A że stylem młodzieżówki trudno się chwalić, to Boniek postawił na apoteozę… sprytu. Czyli trzeba grać sposobem. Jakbym pana Zagłoby słuchał: fortel, sztuczka, spryt. A gra w piłkę? Rozgrywanie? No cóż, nie da się. Nie ma potencjału. Dlaczego? Szef od futbolu na Polskę tego nie wyjaśnia.
Za to próbuje wrzucić kamyk do ogródka Lewandowskiego, który dotąd Ligi Mistrzów nie wygrał i trochę go to uwiera. - Zapytam Roberta, czy wolałby z Bayernem wygrać Ligę Mistrzów dzięki defensywnej taktyce, czy lepiej jednak przegrać, atakując - przekonuje Boniek - i tak już przekonanego - dziennikarza.
Tyle tylko że zapomniał, że Michniewicz nic dzięki temu stawianiu "autobusu" w polu karnym nie wygrał. Z grupy nie wyszedł.
W sumie, przy takim stylu, może to i dobrze, że nie wygrał. Jakby fartem wygrał (tak jak z Włochami), musielibyśmy gęby pozamykać i klaskać jak tłum ogłupiały, udając że nam się podoba. Choć nie podobało nam się wcale.
Mogli by się wtedy w tym PZPN-ie zacząć upierać, że ten "autobus Michniewicza" to jest ten fantom, ta zjawa z mgły i wiatru, to nasze Yeti, o którym wszyscy słyszeli, a nikt go nie widział, czyli osławiony Narodowy Model Gry. I mogliby kazać grać w tym modelu na wszystkich boiskach, w kraju całym, od Bugu po Odrę.
A jednak Hiszpanie, którzy wsadzili polską młodzież na karuzelę, pokazali, że minął już czas autobusów. Powinny trafić do zajezdni, albo lepiej od razu na złom.
A młodych piłkarzy uczmy w Polsce po prostu grać w piłkę. Tak od nogi do nogi. Uczmy odwagi i podejmowania ryzyka. Wynik musi zejść na dalszy plan. Ważne by kiedyś ta młodzież trafiła do pierwszej reprezentacji. Wybijaniem piłki byle dalej, w kartofle, trudno się czegoś nauczyć.
A na pewno nie da się nauczyć takiego futbolu, jakiego nie wstydziłby się Robert Lewandowski.
Dariusz Tuzimek
Czytaj też:
-> Robert Lewandowski rozwinął się dzięki Smudzie. "Chłopak z tego skorzystał"
-> Robert Lewandowski zachwycił kibiców. Imponująca sylwetka napastnika Bayernu Monachium