Marek Wawrzynowski: Absurdalny przepis o młodzieżowcu już obowiązuje (felieton)

Od początku sezonu w Ekstraklsie obowiązuje przepis o młodzieżowcu. To kuriozum w skali Europy i kolejna próba zmiany polskiej piłki za pomocą przepisu-cepa.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Kamil Antonik Newspix / Tomasz Zasinski / 058sport/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Kamil Antonik
Pomocnik Bayeru Leverkusen, Kai Havertz, jeden z największych talentów niemieckiej piłki, ma zaledwie 20 lat i już 88 meczów ligowych na koncie. W poprzednim sezonie strzelił 17 goli i zaliczył 4 asysty. To wszystko bez przepisu o młodzieżowcu. Matthijs de Ligt ma dopiero 19 lat, ale właśnie przeszedł z Ajaksu Amsterdam do Juventusu za 75 milionów euro. Kwota może wzrosnąć o kolejne 10 milionów. To wszystko bez przepisu o młodzieżowcu.

Oczywiście są to wielkie indywidualności, ale nie są to przypadki odosobnione. Na całym świecie młodzi zawodnicy grają, ponieważ łatwo ich sprzedać. W związku z tym rynki dostosowały się i nieco zmienił się model piłkarza. Dziś kluby, które szkolą młodzież, wychodzą z założenia, że 19-latek to bardzo często zawodnik gotowy do gry. Nie zawsze, bo piłkarze różnie dojrzewają, ale często. W Polsce wciąż uważa się za talent 24-latka, a piłkarze 19-letni są traktowani jak dzieci. Dlatego PZPN przeforsował przepis o obowiązkowym młodzieżowcu w PKO Ekstraklasie. Oglądamy jego efekty, ale żeby odpowiedzieć czy działa czy nie, trzeba poczekać wiele miesięcy, a może nawet 2-3 sezony.

Osobiście jestem wielkim przeciwnikiem tego przepisu. Od lat walczymy o poprawę jakości szkolenia, ale mam spore wątpliwości, czy przepis o młodzieżowcu jakkolwiek pozytywnie wpłynie na jakość szkolenia. Raczej będzie miał negatywne skutki. Albo inaczej, nie będzie miał pozytywnych. Za to pozwoli się związkowym działaczom wykpić tanią PR-ową sztuczką: "patrzcie, ile zrobiliśmy dla szkolenia". Bo taką właśnie tanią sztuczką jest ten przepis.

ZOBACZ WIDEO: Polskie kluby walczą o europejskie puchary. "Legia gra najgorzej. Inne kluby na tym cierpią"

Nie wiem, czy to mentalność polskiego leniwego działacza sportowego czy tylko przypadłość konkretnie działacza piłkarskiego. Otóż chce on jak najmniejszym nakładem pracy, a więc stosując przepisy, zmienić futbol. Znaczy - udaje, że chce. Od lat tworzy się więc u nas i zmienia coraz to nowe i coraz dziwniejsze przepisy, które mają uratować świat. Dlatego przez około 20 lat mieliśmy 8 zmian - większych i mniejszych - systemu rozgrywek Ekstraklasy. Dziś liga zajmuje 27. miejsce w Europie i ma sporą szansę na spadek.

Wróćmy jednak do tematu młodzieży. Czy przepis o młodzieżowcu sprawi, że nagle młodzi polscy piłkarze będą lepiej grać w piłkę? Nawet jeśli, to "produkcja piłkarza" jest procesem wieloletnim. A więc ograniczone efekty ewentualnego "boomu" spowodowanego przepisem mogłyby przyjść najwcześniej za 5 lat a na skalę masową za ok. 10. Natomiast na falę wyszkolonych od A do Z w nowym duchu zawodników trzeba by czekać 12-14 lat. Tyle trwa ten proces. A jednak przepis wprowadza się właśnie teraz, z sezonu na sezon.

O co więc chodzi? Może o to, że przez 7 lat kadencji prezesa Zbigniewa Bońka PZPN zaprzepaścił szansę przeprowadzenia rewolucji szkoleniowej i teraz próbuje zasłonić tę nieporadność zmianą przepisów? Może następca Bońka ruszy temat i prezes po latach zatriumfuje jako ten, który wprowadził przepis o młodzieżowcu? A może Boniek zauważył, że kluby coraz chętniej inwestują w młodzież i chce się podpiąć pod ich ewentualny sukces? Nie znam intencji Bońka, wiem jednak, że nie chodzi o poprawienie jakości szkolenia, bo biorąc pod uwagę czas, jaki jest potrzebny do stworzenia piłkarza, byłoby to po prostu myślenie absurdalne.

Każdy w Europie dziś wie, że żeby osiągnąć zakładane efekty, trzeba przede wszystkim postawić na edukację trenerów i selekcję. Potrzebne są dwie rzeczy - jakość i ilość. Jeśli chodzi o jakość, potrzeba promocji  futbolu. To zaniedbano, na szczęście dla związku rynek sam się rozwinął. Zadziałał efekt EURO 2012 i efekt Roberta Lewandowskiego. Ale nawet stworzenie szerokiej podstawy piramidy to za mało. Potrzebna jest wykształcona kadra trenerska. Ta kadra w połączeniu z masowością dostarczy dobrych zawodników do akademii, a stamtąd będą wychodzili topowi zawodnicy. Przepis o młodzieżowcu to próba pójścia na skróty, która może mieć opłakane efekty.

ZOBACZ: Dlaczego Polacy nie chodzą na mecze

W pierwszej kolejności spowoduje to ogromne podniesienie cen młodych zawodników. Na rynku jest dziś kilku piłkarzy spełniających wymagania Ekstraklasy. Rynek będzie się o nich zabijał. Zarobią głównie agenci. Na przepłaconych zawodników będzie nakładana ogromna presja. A trzeba pamiętać, że są kluby, które stawiają na młodych już teraz. Choćby Lech, Zagłębie czy czasem Legia. Bez przepisu. Ci, którzy są wystarczająco dobrzy grają albo będą grali. Przepis spowoduje, że do nich dojdą też ci, którzy nie są wystarczająco dobrzy. Kosztem lepszych od siebie ale na przykład 22, 23-letnich.

ZOBACZ: Polska Ekstraklasa na peryferiach Europy

Po drugie, kluby z Ekstraklasy będą musiały zabezpieczyć się i mieć tak naprawdę po kilku młodzieżowców. A o oznacza, że ci zawodnicy będą siedzieli na ławce w czasie, gdy na przykład mogliby grać w I albo II lidze. Inna sprawa jest taka, że młodzieżowiec za rok przestaje być młodzieżowcem i co dalej? Pewnie ktoś zyska miejsce, ale dziś bliżej mi do przeświadczenia, że będziemy produkowali tabuny zawodników, którzy mają po kilkanaście występów w Ekstraklasie, a potem spadają kilka lig niżej. Dlatego nie kupuje tego przepisu, a entuzjastom i wyznawcom prezesa Bońka proponuję bardziej sceptyczne spojrzenie.

ZOBACZ inne teksty autora

Jak wpłynie przepis o młodzieżowcu na polską piłkę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×