PKO Ekstraklasa. Gruba kreska. Tak Dariusz Żuraw zmienia Lecha Poznań

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: Dariusz Żuraw
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: Dariusz Żuraw
zdjęcie autora artykułu

Miał być nowy - jest. Miał być lepszy - jest. Początek sezonu w wykonaniu Lecha pokazuje, jak bardzo poznańskiej drużynie potrzebny był twardy reset.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Konrad Witkowski[/b]

W najnowszej historii ekstraklasy trudno znaleźć zespół, który w ciągu jednego okna transferowego tak bardzo zmieniłby się pod względem personalnym. W Kolejorzu, którego można nazwać największym przegranym ostatnich sezonów, zdecydowano się na rewolucję. Uznano, że w szatni, w której unosiła się gęsta atmosfera porażki, nie wystarczy jedynie otworzyć okno, lecz konieczne będzie wyproszenie z niej ludzi, którzy bezpośrednio przyczynili się do niepowodzeń.

W efekcie z klubem pożegnało się 11 zawodników: pojawiały się głosy, że może niektórych należałoby oszczędzić, jak choćby zasłużonego dla Lecha Jasmina Buricia, jednak poznańska rewolucja nie uznawała półśrodków. Przeszłość faktycznie odkreślono grubą kreską. W jedenastce na mecz pierwszej kolejki z Piastem było zaledwie trzech zawodników (Wołodymyr Kostewycz, Kamil Jóźwiak i Darko Jevtić), którzy raptem dwa miesiące wcześniej zagrali na stadionie w Gliwicach, kończąc sezon 2018-19.

Niespodziewanie wśród tych, którzy przetrwali nowe rozdanie w Poznaniu, znalazł się Dariusz Żuraw. Szkoleniowiec bez dużego doświadczenia, bez renomy w środowisku, do którego trochę przylgnęła łatka trenera tymczasowego. Jeszcze na początku maja nie sposób było wyobrazić sobie Żurawia jako tego, który miałby odpowiadać za przebudowę Lecha. Jednak 46-latek przekonał do siebie Karola Klimczaka i Piotra Rutkowskiego, a w ostatnich tygodniach przeciąga na swoją stronę również kibiców. W jaki sposób Żuraw zmienia Kolejorza?

ZOBACZ WIDEO: Pierwsze trofeum dla Borussii! BVB lepsze od bezbarwnego Bayernu! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Po pierwsze: atmosfera

Piłkarze Lecha w poprzednim sezonie wyglądali jak zbieranina ludzi, którzy muszą ze sobą pracować, ale na swój widok niekoniecznie reagują szczerym uśmiechem. Trudno było mówić o drużynie, natomiast łatwo można było odnieść wrażenie, że niektórych graczy trzyma w Poznaniu jedynie podpisany kontrakt. Trener zdawał sobie sprawę, że w nowej grupie trzeba będzie zadbać o nastroje i potraktował sprawę priorytetowo.

-  Bez integracji i ducha zespołu nie da się osiągać dobrych wyników. Mając kadrę liczącą ponad 20 zawodników, trudno jest wszystkim dogodzić. Będziemy czynić kroki, żeby zachęcić piłkarzy do wspólnego wyjścia na obiad, kolację czy grilla. Zamierzamy organizować takie aktywności, które scalą zespół. Jeżeli nie dopilnujemy tego, aby w drużynie była odpowiednia atmosfera, prędzej czy później polegniemy - mówił Żuraw miesiąc temu na łamach "PN".

Lech Poznań w mocnym składzie na hit - CZYTAJ

Na deklaracjach się nie skończyło: tuż przed startem sezonu zawodnicy oraz członkowie sztabu udali się na kolację. Grupowe zdjęcie z wypadu wrzucili na Instagram chyba wszyscy piłkarze posiadający profil w tym serwisie. W gruncie rzeczy to sprawa banalna, ale jednak niespotykana za kadencji kilku ostatnich trenerów.

Atmosferę tworzą głównie młodzi wychowankowie, w końcu to oni mają liczebną przewagę w kadrze. Widać to po takich sytuacjach, jak ta z Pawłem Tomczykiem w roli głównej: 21-letni napastnik z własnej inicjatywy wybrał się na spotkanie z mediami, stanął wśród dziennikarzy i z butelką imitującą mikrofon udawał, że przepytuje asystenta trenera, Karola Bartkowiaka. Nie był to może szczególnie wyszukany żart, ale można to potraktować jako sygnał, że w Kolejorzu skończyły się czasy piłkarzy schowanych w szatni.

Po drugie: udane transfery

W Poznaniu przyjęto transferową koncepcję: powroty wychowanków z wypożyczeń plus kilka zupełnie nowych twarzy. Z pierwszej grupy z dobrej strony już zdążyli pokazać się Tomczyk oraz Tymoteusz Puchacz. Na ocenianie zagranicznych nabytków w teorii jest zbyt wcześnie, jednak w praktyce nie trzeba czekać do 15. kolejki, aby zauważyć, że Mickey van der Hart, Djordje Crnomarković i Karlo Muhar będą dla Lecha wzmocnieniami. A przecież jest jeszcze najdroższy z letnich zakupów, czyli Lubomir Satka, który bardzo dobrze zaprezentował się w dwumeczu z Cracovią jeszcze w barwach Dunajskiej Stredy.

Po trzecie: brak kombinacji

Trener Lecha nie próbuje skonstruować kwadratury koła. Dobiera taktykę i sposób gry drużyny pod cechy piłkarzy, których ma do dyspozycji, a nie odwrotnie. Żuraw nie eksperymentuje z ustawieniem (jak choćby Ivan Djurdjević, który z marnym skutkiem starał się grać z trójką stoperów i wahadłowymi), tylko komponuje zespół tak, by maksymalnie wykorzystać potencjał poszczególnych zawodników. Trudno mu też zarzucić przywiązanie do nazwisk.

Po czwarte: równowaga

W Realu Madryt swego czasu funkcjonowała reguła "Zidanes y Pavones". Zachowując bardzo luźną analogię, można powiedzieć, że obecny Lech oparty jest na zasadzie "Jevticie i Jóźwiaki": szkielet zespołu tworzy kilku obcokrajowców (Van der Hart, Kostewycz, Pedro Tiba, Jevtić i Christian Gytkjaer), do których dobrano utalentowaną młodzież. Póki co jest to kompozycja zdająca egzamin. Proporcje w drużynie zostaną jednak zachwiane, jeśli odejdzie Robert Gumny - Kolejorz nie ma młodego Polaka gotowego do gry na prawej stronie defensywy.

Źródło artykułu: