[b]
Michał Kołodziejczyk z Aten
[/b]
To prawda - trochę wstyd, że emocjonujemy się tym meczem. Starcie z Atromitosem Ateny - jeśli w ogóle do niego musiało dojść - powinno być tylko krótkim przystankiem na drodze do fazy grupowej Ligi Europy, o którym można będzie szybko zapomnieć. W poprzednich sezonach Legia łamała jednak kolejne bariery śmiechu dając się eliminować drużynom z Kazachstanu, Mołdawii, Słowacji i Luksemburga, więc teraz szukamy emocji już w połowie sierpnia, bo wiemy, jak szybko mogą odejść.
Atromitos nie jest śmieszną drużyną. Może i ma stadion przypominający nasze sprzed dwudziestu lat, może w pierwszym meczu w Warszawie tylko cudem uratował bezbramkowy remis, jest jednak czwartą siłą poprzedniego sezonu ligi greckiej, a liga grecka jest od polskiej znacznie silniejsza. Awans Legii do czwartej rundy eliminacyjnej Ligi Europy byłby dużym sukcesem, warszawskiemu klubowi pozwoliłby uratować chwiejący się budżet, a naszej klubowej piłce pomógłby uniknąć totalnej kompromitacji - twardego polexitu, bez żadnych ustępstw, już w połowie sierpnia.
We wtorek trener Aleksandar Vuković, zanim płynną greką odpowiedział miejscowym dziennikarzom na kilka pytań, zapewniał, że zdaje sobie sprawę z wagi tego spotkania. - Nie chcę nakładać na zespół dodatkowej presji. Jesteśmy ostatnim polskim klubem w europejskich pucharach, ale myślimy o sobie - tłumaczył.
ZOBACZ WIDEO Atromitos faworytem przed spotkaniem rewanżowym? "W Atenach warunki będą im sprzyjać"
-> Jak Marek Saganowski uciekał z Grecji
Vuković też musi myśleć o sobie, bo brak awansu może skrócić okres cierpliwości dla jego metod budowania drużyny. Tak naprawdę trudno powiedzieć, jakim jest trenerem - w Legii postawiono go na stromym brzegu, gdzie zalała go fala oczekiwań. Nawet jeśli Legia gra nieźle, a nie wygrywa, jak choćby ze Śląskiem Wrocław czy w pierwszym spotkaniu z Atromitosem - trudno znaleźć kogoś, kto wziąłby ją w obronę. Kibice pytają z transparentów, czy leci z nami pilot wyrażając brak zaufania dla decyzji prezesa klubu Dariusza Mioduskiego, a cała krytyka spada na Vukovicia, który w kilka miesięcy nie potrafił zbudować drużyny, która w Polsce biłaby każdego, przy okazji przechodząc wszystkie szczeble w Europie.
- Pierwsze okienko transferowe, na które miałem wpływ, jeszcze się nie skończyło, a już jestem oceniany. Musimy poczekać na podsumowania, bo w tej chwili jest to niemożliwe. Budujemy zespół, który ma być skuteczny, a jednocześnie radzimy sobie w europejskich pucharach. Po tak krótkim czasie to niemożliwe, by wszystko działało po naszej myśli - mówił trener.
Vuković przyznał, że skład na mecz z Atromitosem nie będzie się wiele różnił od pierwszego spotkania sprzed tygodnia w Warszawie. Jedna zmiana będzie wymuszona - do Grecji w ogóle nie przyleciał Domagoj Anotlić i jego miejsce zajmie najprawdopodniej Cafu, który wrócił do pełnych treningów po urazie. Wszystko wskazuje na to, że w ataku zagra nieskuteczny Sandro Kulenović, który cieszy się większym zaufaniem Vukovicia niż Carlitos. Właśnie brak skuteczności to chyba teraz największy problem Legii - w drodze do Aten eliminowała drużyny z Gibraltaru i Finlandii nie potrafiąc zdobyć gola na wyjeździe. Teraz gol na wyjeździe do awansu jest niezbędny - nawet jeśli nie dawałby zwycięstwa, a tylko bramkowy remis.
Mecz w Atenach może być dla Legii przełomowy. By odpowiednio się do niego przygotować udało się przełożyć niedzielne spotkanie z Wisłą Płock, co pozwoliło piłkarzom z Warszawy na głębszy oddech i mniej podróży. Mecz z Artomitosem będzie już dziewiątym w ciągu ostatniego miesiąca, w którym Legia będzie musiała sprawdzać czy jest prawdziwą drużyną. Ten sezon zaczęła jak kolarz, który na początku trwającego kilkanaście etapów wyścigu jedzie tylko pod górę. Jeśli przetrwa - może doczekać trasy, na której nie trzeba będzie tak mocno pracować.
W środę wszyscy spodziewają się innego Atromitosu niż w Warszawie, kiedy wszystkie siły skierował na obronę, a i tak dwa razy ratowała go poprzeczka. Na własnym stadionie powinien zagrać odważniej, co stwarza Legii szansę na kontrataki. - To oczywiste, że u siebie nasi rywale będą czuć się pewniej, nie spodziewam się aż takiej przewagi Legii, jaką widzieliśmy w pierwszym meczu - mówił Vuković. Ważne, żeby tym razem była jednak przewaga w bramkach.
Mecz Legii z Atromitosem nie wzbudza w Atenach zainteresowania, gospodarze spodziewają się dwóch tysięcy kibiców na trybunach. Grecy mają środek sezonu urlopowego, a kibiców Atromitosu nawet bez urlopów, zbyt wielu nie ma. Gorąco na boisku będzie jednak na pewno - prognoza mówi o 34 stopniach Celsjusza, we wtorek w trakcie treningu na stadionie było jak w saunie.
Mecz rozpocznie się o 18 polskiego czasu. Transmisja w TVP Sport. Jeśli Legii uda się awansować do ostatniej rundy kwalifikacyjnej Ligi Europy, o fazę grupową zmierzy się w niej najprawdopodobniej z Glasgow Rangers. Drużyna ze Szkocji wygrała swój pierwszy mecz z duńskim Midtiylland 4:2.
Czytaj też: Warszawianie nie lubią grać z nożem na gardle
Niezaleznie od tego co wydarzy się na boisku nasza pilka klubowa nie byla nigdy w tskim dole i raczej szybko to sie nie zmieni szkoda Czytaj całość