Były takie fragmenty w spotkaniu z Zagłębiem Lubin, gdy Legia grała z polotem, szybko, odważnie. Ale była też w tym meczu strasznie niepewna końcówka, gdy utrata gola wisiała w powietrzu. Gospodarze stracili wtedy wiele sił, naszarpali się ponad miarę. Ale czy potrzebnie? Bo przecież Legia Warszawa gra o swoją przyszłość w najbliższy czwartek z Glasgow Rangers, a tu podstawowa jedenastka wypruwała żyły, żeby utrzymać skromne ligowe zwycięstwo. Czy nie przyjdzie za to Legii zapłacić w najważniejszym momencie batalii o Ligę Europy?
Taki mecz jak ten niedzielny z Zagłębiem Lubin był Legii potrzebny jak dziura w moście. Rywal wymagający, tradycyjnie sprawiający Legii zawsze dużo kłopotu i często pozbawiający ją punktów. Tym razem też wiadomo było, że będzie ciężko, a Legia musi się przecież koncentrować na meczach z Rangersami. Wydawało się, że na Zagłębie "galowej jedenastki" wystawić nie może.
Co prawda trener Aleksandar Vuković uznał, że to dobry moment, żeby przed starciem ze Szkotami ten najsilniejszy skład się zgrywał i nabierał pewności siebie, ale to posunięcie wynikało też z troski o wygląd tabeli. Bo z punktami w lidze to w Legii - przed niedzielnym meczem - było ubogo. Europa Europą, ale nikt przecież nie chce, żeby znów na koniec sezonu trzeba było świętować wicemistrzostwo.
ZOBACZ WIDEO Wolfsburg wygrywa na inaugurację! FC Koeln bez punktów [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Michał Kołodziejczyk: Wzięli, co swoje - Czytaj więcej
Aleksandar Vuković mówi, że ma wystarczająco dużo ludzi do gry, żeby robić rotację i dawać grać większej liczbie zawodników, ale chyba i on wolałby się skupić na meczu ze Szkotami. Rzucił na Zagłębie wszystko co ma najlepszego, a w czwartek, gdy na Łazienkowską przyjadą Rangersi, zobaczymy jakie to będzie miało konsekwencje.
Zastanawiam się - zanim zadziobią mnie kibice innych drużyn - czy można było przenieść Legii także ten, kolejny mecz ligowy?
Dla naszych klubów - co widać z roku na rok - najtrudniejszy jest moment wejścia w sezon. Jak już organizmy piłkarzy dojdą do siebie po letnich przygotowaniach, to jakoś to idzie, ale na początku sezonu - w lipcu czy sierpniu - mowy nie ma. Polskie drużyny zazwyczaj grają wtedy piach: akcje się nie kleją, sił i szybkości brakuje, o stylu już nawet nie wspominając. Możemy się na to zżymać, możemy mówić że to niegodne profesjonalnego piłkarza, ale to tak, jakbyśmy się obrażali na rzeczywistość. Tak po prostu jest, że na początku lata polskie drużyny eksportowe grają słabo, szybko odpadają z europejskiej rywalizacji i trzeba poważnie pomyśleć co z tym zrobić, jak im pomóc.
Przekładać mecze? Już widzę te skrzywione miny. Ale właściwie czemu nie? Jeśli miałoby to pomóc naszym słabym ligowcom w Europie? Jeśli dzięki temu zatrzymalibyśmy tę windę nieustannie jadącą w dół, jaką jest Ekstraklasa w rankingu lig europejskich?
Sam się zdziwiłem, że przełożenie poprzedniego spotkania Legii z Wisłą Płock, (które wypadało w niedzielę, przed środowym rewanżem z Atromitosem) wywołało jakieś dziwaczne pomruki niezadowolenia.
Taki na przykład Zbigniew Boniek twierdzi, że od siedmiu lat naprawia polską piłkę. Z tym, że polska piłka nic o tym nie wie. Boniek skrytykował publicznie Legię i Ekstraklasę, że mecz ligowy warszawskiej drużyny z Wisłą Płock został przełożony. Bo co?
Bo jemu się wydaje, że nie było powodu. "Bo każdy normalny piłkarz kocha grać: środa - niedziela - środa". W wywiadzie dla "PS" Boniek popisał się takim wywodem: "Co by się stało, gdyby ci, co siedzieli w czwartek na ławce lub zagrali kilkanaście minut, wybiegli w weekend na boisko? Legia i tak byłaby mocna. Atak Niezgoda -Kante - Carlitos byłby zły? Z ateńczykami zagrał tylko ten ostatni. Sami sobie wmawiamy, że jesteśmy zmęczeni i trzeba wypoczywać. Burzymy standardy, które obowiązują na całym świecie" - opowiadał prezes swoje dyrdymały.
A jakie są te standardy? Z pomocą prezesowi PZPN przychodzą Holendrzy, którym trudno jest zarzucić, że są wieśniakami i nie wiedzą, jak się zachować na europejskich salonach.
Otóż AZ Alkmaar, Feyenoord Rotterdam i PSV Eindhoven wystąpiły o przełożenie swoich meczów w 4. i 5. kolejce Eredivisie i - zgodnie z umową zawartą między tamtejszymi klubami - holenderski związek piłkarski przystał na prośby klubów, które walczą w europejskich pucharach. A że wcześniej przełożono mecz Ajaksu Amsterdam, to w czwartej kolejce ligowej nie zagra żaden z czterech najsilniejszych w Holandii klubów.
Marek Wawrzynowski: Polski kibic zakładnikiem przeciętności - Czytaj
I co? I nic! Komu to przeszkadza? Nikomu! Tam związek przekłada mecze, żeby zyskała cała liga, żeby holenderskie kluby mogły się pokazać w Europie. Żeby promować piłkarzy, żeby ich drożej sprzedawać, żeby kasy w krajowej lidze było więcej. Zyskają na tym wszyscy.
Jak trzeba było przełożyć cztery mecze to Holendrzy przełożyli. Oni mogą, a my nie? U nas byłoby gadanie, że się Legię faworyzuje itd. Albo, że jest bałagan. No to super, będziemy mieli porządek w lidze, bez zaległych spotkań, ale może też bez polskich drużyn. Bo nie wiem czy Legia, która wypruwała żyły do końca meczu z Zagłębiem Lubin, nie zapłaci za to w czwartek w meczu z Rangersami. Może wskazana byłaby jakaś dyskusja na ten temat? Mógłby ją zainicjować PZPN albo Ekstraklasa. Marzenie.
Na razie obowiązuje model: niech sobie Legia sama radzi, jak ma kłopot. Ot takie myślenie w stylu: skuś baba na dziada. Daleko nas to nie zaprowadzi.