Jarosław Niezgoda stał się mimowolnie antybohaterem polskich kibiców. W sezonie 2017/18 strzelił 13 goli i był jednym z objawień PKO Ekstraklasy. Doszło do mocnego sporu między kibicami o to, kto jest lepszy - on czy Krzysztof Piątek.
Ostatecznie na mundial nie pojechał żaden, ale nominację do tytułu najlepszego napastnika w lidze dostał Niezgoda. Jak potoczyły się ich losy - wiemy.
Piątek poszedł do Włoch i został objawieniem Serie A, Niezgoda stracił rok przez kontuzję pleców i chorobę Wolfa-Parkinsona-White'a, poważne schorzenie serca, w niektórych przypadkach kończące się nawet śmiercią. Długo dochodził do siebie. Zwolennicy talentu napastnika Legii Warszawa, w tym autor tego tekstu, długo musieli wysłuchiwać szyderczych komentarzy w stylu: "Gdzie jest ten Niezgoda"?
No więc jest. Los bywa przewrotny i dziś Niezgoda strzela jak na zawołanie, zaś Piątek się zaciął, w ostatnich dziewięciu meczach w lidze włoskiej strzelił jedną bramkę. Oczywiście samo zestawienie ligi polskiej i włoskiej sprawia, że porównanie tych zawodników należy dziś traktować półżartem. Piątek jest - wg serwisu transfermarkt - wart 20 razy więcej.
Można jednak napisać z czystym sumieniem, że Jarek Niezgoda wrócił i nie powiedział ostatniego słowa. Gdy rozmawiam z jednym z trenerów, z którymi pracował, przekonuje, że Niezgoda może być w trójce najlepszych polskich napastników, choć teraz oczywiście brzmi to bardzo ryzykownie, ponieważ trzy pierwsze miejsca wydają się być obsadzone.
ZOBACZ WIDEO Serie A. Skromna wygrana AC Milan. Krzysztof Piątek zmarnował dobre okazje [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Ten sezon będzie dla niego kluczowy. Dość szybko udowodnił, że Legia potrzebuje napastnika grającego ofensywnie, a nie defensywnie. Dziś na pytanie, kto ma grać: Niezgoda czy Sandro Kulenović, chyba nikt nie wskazałby tego drugiego, nawet Aleksandar Vuković, który tak uparcie na niego stawiał.
Niezgoda w poprzednim sezonie stał się w pewnym sensie zakładnikiem technologii. W klubie, gdzie panuje kult różnego rodzaju pomiarów z GPS, osiągał dość słabe wyniki. Został przyłożony do szablonu, do którego nie pasował. Bo trzeba pamiętać, że Niezgoda nie jest i nigdy nie był "wytrzymałościowcem".
Do tego doszła opinia zawodnika, który po kontuzji boi się wkładać nogę tam, gdzie inni wkładają głowę i efekt był taki, że siedział na ławce rezerwowych. W całym sezonie zagrał ledwie w 5 meczach, głównie w końcówkach, nie strzelił bramki.
- Jarek jest typem zawodnika, który potrzebuje zaufania trenera. To nie jest piłkarz, który haruje na treningach jak wół. Lubi przestoje, ale już na boisku ma regularne zrywy, świetne momenty. Jest bardzo inteligentnym i świadomym zawodnikiem, kreatywnym i bardzo mocnym technicznie - mówi jeden z trenerów, który z nim pracował.
To, co ważne, to wsparcie kolegów. Wcześniej grał znakomicie, gdy miał za plecami zawodników takich jak Miroslav Radović czy Sebastian Szymański, czyli piłkarzy, którzy skupiali na sobie uwagę rywali i robili Niezgodzie przestrzeń. A ten potrafił to świetnie wykorzystać.
ZOBACZ. Vuković o Kulenoviciu: W Legii kiedyś nie chcieli Lewandowskiego
Jego inteligencję doskonale było widać w meczu z Rakowem Częstochowa (3:1). Przy pierwszej bramce zawodnik ustawia się za plecami obrońcy, ale nie skacze razem z nim, tylko w ostatniej chwili wychodzi przed niego i uderza głową. Przy golu na 2:0 jednym prostym zwodem "unieruchamia" trzech obrońców i uderza przy słupku tak, że zasłonięty bramkarz nie ma szans na skuteczną interwencję. Takich bramek nie strzela nikt przypadkowy, obie były z technicznego punktu widzenia majstersztykiem.
ZOBACZ. Dariusz Tuzimek: Wysoka cena za porządek w Legii
Tak naprawdę gdyby nie europejskie puchary, być może do dziś by grał "ogony". Szczęściem Niezgody, ale też Legii Warszawa, było to, że szykowała się do meczu z Rangersami i trzeba było postawić na rezerwowych. Niezgoda wyszedł i strzelił dwie bramki. W Glasgow wszedł za słabego Kulenovicia i szybko stworzył kilka akcji.
Teraz czeka go trudniejsze zadanie. Na początku sezonu narzucił tak szalone tempo, że bardzo ciężko będzie mu je utrzymać.