Bundesliga. Trzy kolejki, które namieszały w Borussii Dortmund

PAP/EPA / FRIEDEMANN VOGEL / Na zdjęciu: Marco Reus
PAP/EPA / FRIEDEMANN VOGEL / Na zdjęciu: Marco Reus

Borussia Dortmund rządziła podczas letniego okna transferowego. Przeprowadzone transakcje zapowiadały walkę o mistrzostwo. Nikt się nie spodziewał, że nawet one nie uchronią drużyny przed kryzysem. Ten nastąpił już po trzech kolejkach.

Mats Hummels, Thorgan Hazard, Nico Schulz, Julian Brandt i Paco Alcacer. Latem Borussia Dortmund wydała za nich niemal 130 mln euro. Już za te zakupy niektórzy chcieli wręczyć im mistrzowską paterę jeszcze przed startem Bundesligi. W końcu na papierze prezentowały się o niebo lepiej niż dogadani dużo wcześniej obrońcy Bayernu Lucas Hernandez i Benjamin Pavard czy wypożyczeni naprędce Philippe Coutinho i Ivan Perisić.

Nikt się jednak nie spodziewał, że to BVB szybciej dopadnie pierwszy dołek. Bo już w trzeciej kolejce nad Dortmundem zebrały się czarne chmury.

Zaraz przed przerwą na zgrupowania reprezentacji faworyt z Dortmundu przegrał 1:3 z beniaminkiem, Unionem Berlin. To była ogromna niespodzianka. Jednak pierwszy niepokojący sygnał dotarł tydzień wcześniej z Kolonii - wtedy Borussia uratowała wynik dopiero w końcówce i wygrała 3:1.

ZOBACZ WIDEO "Druga Połowa". Rozżalony Lewandowski źle wykorzystywany w kadrze? "Nie mógł grać jak typowy napastnik"

Cierpliwość

Po porażce z Unionem ulubionym słowem Luciena Favre'a było "cierpliwość". - Powinniśmy zachować cierpliwość i nie spieszyć się przy wyniku 1:1. Trzeba było bronić, a byliśmy niecierpliwi i straciliśmy bramkę na 1:2. Potem dalej brakowało nam cierpliwości, bo nadal był czas, by doprowadzić do wyrównania - mówił trener BVB.

Szybko 61-latek znalazł się pod ostrzałem. A kiedy tylko niemieckie media dowiedziały się, że po porażce z Unionem Szwajcar dał piłkarzom łącznie pięć dni wolnego został ironicznie nazwany "mistrzem odnowy biologicznej". Nie o takie mistrzostwo chodzi działaczom Borussii.

Było wielkie polowanie, może być wielki kryzys. "Bild" dolał oliwy do pieca i wyjawił, że nie wszystkie zakupy akceptował Lucien Favre. Według relacji tabloidu, trener Borussii wcale nie widział w swojej drużynie Hummelsa i Schulza. Przyjściem tego pierwszego szczególnie zachwycały się klubowe władze. W końcu obrońca pamięta sukcesy odniesione jeszcze w zespole Juergena Kloppa. Z kolei Favre'owi 30-latek nie pasuje do koncepcji.

-> Tak Real Madryt chciał pozyskać Roberta Lewandowskiego. Kulisy negocjacji

Przy okazji naraził się na kontrę działaczy tonując nastroje. Trener kazał uważać na słowa, podczas gdy latem zapowiadano walkę o mistrzostwo, które wyślizgnęło się z rąk w maju.

- Przecież wyznaczanie celów bez wcześniejszej konsultacji z trenerem byłoby szalone - odpowiedział na łamach "Kickera" dyrektor sportowy, Michael Zorc.

Kłębek nerwów

Atmosfera w Dortmundzie szybko uległa zmianie. W minionych rozgrywkach panował ogromny optymizm. Favre zaliczył znakomite wejście do klubu, Borussia zaczęła grać efektowny futbol i punktowała kolejnych rywali.

Wtedy wszyscy zachwycali się jego perfekcjonizmem. Anegdoty o tym, jak Szwajcar przerywał trening i ustawiał stopę Marco Reusa lub kazał piłkarzom inaczej ustawiać nadgarstki chwytając piłkę wywoływały uśmiech. Dziś bardziej wywołują niepokój, bo wszystkie obsesje Favre'a w momencie kryzysu obracają się przeciwko niemu.

Z poprzednich klubów w Niemczech zawsze odchodził w atmosferze skandalu. Zawsze, kiedy zespół zaczynał spisywać się poniżej możliwości. W 2009 roku po zwolnieniu z Herthy nie szczędził gorzkich słów mówiąc o jej zarządzie. Z kolei Borussię Moenchengladbach zostawił w 2015 roku, gdy sześć z rzędu meczów na starcie sezonu.

Wszystkie ciemne chmury może rozgonić sobotni mecz z Bayerem Leverkusen. BVB wróci na Signal Iduna Park i zagra z rywalem, z którym nie przegrała od października 2016 roku. Początek rywalizacji o godzinie 15:30. Transmisja w Canal+.

Czytaj też: To była największa zagadka w historii mundiali. Ronaldo odwiedził Polskę

Komentarze (0)