Łukasz Fabiański doznał urazu w pierwszej połowie ostatniego meczu ligowego z Bournemouth (2:2). Przy wznowieniu z gry "piątki" reprezentant Polski uszkodził mięsień prosty prawego uda i nie był w stanie kontynuować gry.
W sobotę zapadnie decyzja w sprawie sposobu leczenia, ale bez względu na to, czy bramkarz West Hamu United przejdzie operację, czy nie, będzie pauzował przez co najmniej trzy miesiące.
34-latek nie kryje rozgoryczenia kontuzją. Doznał jej, kiedy osiągnął bardzo wysoką formę i umocnił swoją pozycję w drużynie narodowej.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Radosław Majecki z powołaniem do reprezentacji. "Jego kariera jest budowana na przykładzie Fabiańskiego"
- Wrzesień był zdecydowanie jednym z najlepszych w moim życiu. Uważam, że od dłuższego czasu grałem na bardzo wysokim poziomie, ale teraz czułem się naprawdę mocny. Miałem bardzo równe występy, niemal w każdym meczu dokładałem coś ekstra, do tego czułem się świetnie fizycznie. Z tego tytułu frustracja po kontuzji jest ogromna. Nie chcę mówić, że mam doła, ale na pewno pojawia się pytanie: "Dlaczego akurat teraz?" - mówi Fabiański na łamach "Przeglądu Sportowego".
O chwili odniesienia urazu opowiada tak: - Wybijałem piłkę z piątki. Starałem się dodać więcej siły, bo graliśmy pod wiatr. Podczas kopnięcia poczułem ból w okolicach pachwiny, tyle że od zewnątrz, na wysokości biodra. Położyłem się na boisku, ale jeszcze na chwilę wstałem. Machnąłem nogą raz, potem drugi - w taki sposób, jakbym znów chciał wykopnąć futbolówkę. Mocno zabolało. Znów upadłem. Wiedziałem, że to dla mnie koniec meczu.
A tak wyglądała kontuzja Łukasza w meczu z Bournemouth. Mięsień prosty to ten od zewnątrz uda. Niewdzięczny uraz dla bramkarza. Niby tylko wybicie: pic.twitter.com/KgmjabBdzp
— Tomasz Włodarczyk (@wlodar85) October 5, 2019
Fabiański na pewno nie pomoże reprezentacji Polski w czterech ostatnich meczach kwalifikacji do Euro 2020. Tym razem za Jerzego Brzęczka zadecydował los i to Wojciech Szczęsny będzie numerem "jeden" w bramce Biało-Czerwonych. O rywalizacji dwóch najlepszych polskich bramkarzy i wyborach selekcjonera było ostatnio bardzo głośno. Szczęsny nie mógł się pogodzić z faktem, że był tylko rezerwowym. Jak do sprawy odnosi się Fabiański?
- To fajna dyskusja dla mediów i kibiców, natomiast od wewnątrz, jako jeden z głównych bohaterów tejże telenoweli, podchodzę do niej zupełnie spokojnie. Przez lata byłem w reprezentacji w najróżniejszych sytuacjach. Musiałem godzić się z rolą rezerwowego, niekorzystnymi decyzjami wobec mojej osoby, ale nigdy nie wpływały one na mnie negatywnie. Raczej napędzały. Wyznaczały cele i drogę. Na pewno nie jestem tą drogą zmęczony. Zawsze byłem gotowy walczyć o swoją pozycję - mówi "Przeglądowi Sportowemu"
Czytaj również -> Robert Lewandowski - maszyna pracuje
Fabiański nie zgadza się też z krytyką, jaka spadł na drużynę narodową po ostatnim meczu z Austrią (0:0), choć sam wskazuje mankament w grze reprezentacji.
- Rozumiem, że każdy miał do nas pretensje o grę ofensywną - jak konstruujemy atak pozycyjny i tworzymy mało sytuacji podbramkowych. Nie dziwię się, bo futbol ma być rozrywką. Kibicom zależy głównie na golach. Ale tydzień po meczu przetrawiłem sobie pewne sprawy i najbardziej kłuł mnie w oczy fakt, że zabrakło nam podstawowej rzeczy, agresji - zauważa.
- Zaznaczenia terenu, że gramy na PGE Narodowym - w naszym domu, gdzie nie przegraliśmy od wielu lat. Byliśmy naprawdę za gościnni dla Austriaków. Nie wymuszaliśmy błędów na przeciwniku. Ile razy wbiegli w pole karne praktycznie jak do siebie? Nie powinno to tak wyglądać. Czekaliśmy z pokorą na klapsa - tłumaczy.
Czytaj również -> Dominik Furman: Znam hierarchię
Łukasz Fabiański zagrał w tym sezonie w siedmiu meczach Premier League: w trzech z nich nie dał się pokonać, a w pozostałych skapitulował osiem razy. Wystąpił też we wrześniowych meczach el. Euro 2020 ze Słowenią (0:2) i Austrią (0:0).