Nie można patrzeć wyłącznie na utrzymanie - rozmowa z Robem Delahaije, trenerem Odry Opole

Sobotnie spotkanie z LZS-em Leśnica było ostatnim elementem przygotowań Odry Opole do rozpoczynającej się 8. marca rundy rewanżowej II ligi. Niebiesko-czerwoni przystąpią do niej z nowym trenerem, Robem Delahaije, który zespołem z ulicy Oleskiej opiekuje się od początku stycznia. W wywiadzie udzielonym Sportowym Faktom holenderski szkoleniowiec podsumował minione dwa miesiące oraz zmiany, które zaszły w klubie podczas jego pracy.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Dębowicz: Panie trenerze, może porozmawiamy po polsku? Obiecał pan, że będzie się uczył naszego języka?

Rob Delahaije: Oczywiście uczyłem się, ale głównie słów związanych z piłką. Znam już takie słowa jak "dzień dobry", "chodź, chodź", "teraz" czy ... (krótka przerwa) Lepiej mi to wychodzi w czasie meczów, gdy jestem pochłonięty piłką (śmiech). Polski nie jest łatwy, ale codziennie uczę się czegoś nowego. Czasami, żeby zawodnicy wiedzieli, o co mi chodzi potrzebne mi jest pojedyncze słowo. Teraz mam też Sebastiana, który mówi bardzo dobrze po niemiecku i może przetłumaczyć piłkarzom rzeczy, których nie potrafię powiedzieć po polsku.

Wracając do piłki, jak oceni pan okres przygotowawczy w Odrze?

- Ogólnie jestem zadowolony. Martwi mnie jednak to, że mieliśmy problemy ze strzelaniem bramek. W każdym meczu mieliśmy dużo szans, więcej niż przeciwnicy, ale nie trafiliśmy do siatki. To jest moim zdaniem w tej chwili nasz największy problem.

A jaka jest pana opinia o postawie zespołu w meczach sparingowych?

- Tak jak powiedziałem wcześniej, powinniśmy strzelać więcej goli. Stwarzaliśmy sobie okazję, ale byliśmy nieskuteczni. Parę razy zdobyliśmy bramki, ale było ich za mało. Z reszty jestem zadowolony. Sezon przygotowawczy jest ważny, ale najważniejsza jest sobota i liga.

Czy w trakcie przygotowań miał pan jakieś problemy, kontuzje itp.?

- Uraz przydarzył się jedynie Markowi Traczowi. Do tego oczywiście Ugo musiał poddać się operacji. Poza tym nic poważnego się nie działo, przytrafiały się jedynie lekkie, piłkarskie kontuzje.

A co z obozami w Holandii i zaskakująco przerwanym zgrupowaniu w Pokrzywnej?

- O przerwaniu pierwszego obozu zdecydowałem, ponieważ warunki do trenowania w Pokrzywnej były gorsze niż w Opolu. Pogoda tutaj była lepsza, boiska były miękkie i mogliśmy na nich prowadzić zajęcia. W górach boiska były zmrożone, pokryte lodem. Można było się na nich ślizgać. Tak samo było w lesie, gdzie mieliśmy biegać. Trasy były oblodzone i niebezpiecznie byłoby na nich trenować. W Opolu mieliśmy ku temu lepsze możliwości. Oczywiście mogliśmy zostać tam i nic nie robić, ale lepiej było wrócić i ćwiczyć na miejscu w dobrych warunkach.

Skąd wziął pan pomysł żeby dać zawodnikom tygodniowe urlopy w środku okresu przygotowawczego? W Polsce to coś niespotykanego.

- Tak wiem, ale w Holandii, skąd pochodzę sezon przygotowawczy trwa sześć tygodni, a w Polsce dwanaście, jedenaście. Moim zdaniem, jeżeli przez tak długi okres codziennie tylko ćwiczysz i ćwiczysz, nie jest możliwe, żebyś był świeży na początku sezonu, a o to chodzi w przygotowaniach w Holandii. Taka dawka zajęć - moim zdaniem - byłaby zbyt duża. Podkreślam jednak, że nie był to tydzień wolnego od treningów. Zawodnicy musieli ćwiczyć, tyle, że indywidualnie i byli kontrolowani przez sport-testery. Nie mieli więc wolnego, musieli wykonać pewną pracę. Niby mieli siedem dni urlopu, ale tak naprawdę musieli ćwiczyć cztery razy. Po powrocie do klubu sprawdziliśmy, czy każdy zrobił to, co do niego należało. W czym jest więc problem? Normalnie sezon przygotowawczy trwa sześć tygodni, w Polsce jest dwa razy dłuższy, więc siedem dni lekkiego odpoczynku nie powinno w niczym przeszkadzać.

W klubie zaszły olbrzymie zmiany w kadrze. Czy jest pan zadowolony z nowych piłkarzy?

- Tak, jestem z nich zadowolony. Wziąłem Konopelsky?ego jako zawodnika do kontrolowania środka pomocy. Pontus przyszedł jeszcze zanim pojawiłem się w Opolu. To wysoki gracz, podobny do Ugo. Pozyskaliśmy także Józefowicza. Technicznie jest bardzo dobry i co ważne strzela bramki. Mamy też Filipe. To dobry prawy obrońca, na pierwszy rzut oka widać, ze prezentuje wysoki poziom. Jest także Samba Ba, który również przyszedł jeszcze przede mną. Wydaje mi się, że był sprowadzany jako lewy obrońca, ale dla mnie jest to bardziej lewy pomocnik. Ma pewne problemy z grą w defensywie i dlatego w tej chwil nie gra od początku. Ostatnio dołączył też do nas Piotr Bajdziak. Widać, że umie grać w piłkę, ale miał poważną kontuzję, więc musimy dać mu trochę czasu. Otrzymał od nas trzy miesiące na powrót do formy i pokazania tego, co potrafi. Mariusz Stępień to młody chłopak z Opola. Myślę, że tak powinno być, ze najzdolniejsi piłkarze z tego miasta będą grać w Odrze. Musieliśmy się sporo napracować, żeby ściągnąć go do klubu. W końcu się udało, z czego bardzo się cieszę.

Z kilku piłkarzy także pan zrezygnował. Szczególnie zaskakująca była decyzja w sprawie Tomasza Nakielskiego. Jakie były jej powody?

- Nie byłem usatysfakcjonowany jego postawą na treningach. Nie widziałem w nim chęci do gry o jak najwyższe cele. Podobnie było zresztą z Bajerą. Kubikowi kończył się kontrakt, ale to zupełnie inna historia. Nie przekonali mnie. Po zwolnieniu Nakielskiego szukaliśmy innego środkowego obrońcy, o co prosiłem zarząd klubu. Niestety nam się nie udało. Jestem jednak zadowolony z tego, w jaki sposób grają w tej chwili Ganowicz z Karasiakiem.

Wspomniał pan o Karasiaku. Wystawienie na środku obrony zawodnika, który jesienią prawie nie grał było potrzebą chwili czy coś szczególnego w nim pan zobaczył i postanowił mu zaufać?

- Widziałem go już w meczu przeciwko Wiśle Płock. Wszedł na sam koniec do środka pola i przy dwóch rzutach rożnych był bardzo niebezpieczny. Kiedy tutaj przyszedłem to oczywiście nie tylko obserwowałem piłkarzy na treningu, ale także wiele z nimi rozmawiałem. Pytałem o wszystkie rzeczy związane z grą, o to na jakich pozycjach najbardziej lubią występować itd. Błażej powiedział mi, że był obrońcą i jako taki po raz pierwszy był przymierzany do klubu. Wtedy było za dużo defensorów i go nie chciano. Później sprowadzono go jako pomocnika, ale on jest stoperem. Postawiłem go na jego nominalnej pozycji i spisywał się bardzo dobrze. Czasami zdarzały mu się pomyłki, ale to jeszcze młody chłopak. W mojej opinii powinien grać właśnie na środku obrony. W trakcie meczów sparingowych byłem z niego zadowolony, ale co będzie z nim teraz nie wiem. Nie wiem jak zareaguje na pięć lub sześć tysięcy ludzi. Wtedy może być inaczej. Zobaczymy. W tej chwili ufam tym, którzy grają.

Myśli pan, że to właśnie obecność w kadrze zaledwie dwóch środkowych obrońców będzie największym problemem Odry? Pojawią się przecież kartki, mogą przytrafić się kontuzje.

- Musimy uważać na wszystkich piłkarzy, ponieważ nie mamy zbyt dużej kadry. Musimy zwracać uwagę na to jak trenujemy i jak oni troszczą się o siebie. W tej chwili wszyscy są zdrowi. Tylko Ugo jest chory, ale to nie piłkarska kontuzja. W czasie przygotowań tylko Tracz doznał urazu, a tak udawało nam się ciężko pracować i przy tym uniknąć problemów ze zdrowiem.

Wspominał pan o tym, że utalentowani juniorzy powinni trafiać do Odry. Zarząd zapowiedział dokooptowanie do kadry seniorskiej dwóch, trzech młodych zawodników. Czy podjęto w tej sprawie jakaś decyzję?

- Nie, jeszcze się nie zdecydowaliśmy się. Widziałem ich dotychczas w jednym meczu i zagrali nie najlepiej. Muszę jak najszybciej zobaczyć ich kilka spotkań i wtedy podejmiemy decyzję, kogo włączyć do składu lub chociaż zaprosić do treningów z pierwszą drużyną dwa czy trzy razy w tygodniu.

Dlaczego zdecydował się pan zamienić Ireneusza Harasa na Sebastiana Żymłę? Zaważyła bariera językowa?

- Tak, była to główna przyczyna. Irek nie mówił ani trochę po angielsku lub niemiecku, a mi bardzo trudno jest porozumiewać się po polsku. Z tego powodu mieliśmy problemy z dogadaniem się. Zdecydowaliśmy się na Sebastiana, ponieważ bardzo dobrze zna niemiecki i może przetłumaczyć zawodnikom wiele moich uwag. Komunikacja jest teraz o wiele lepsza.

Był pan zszokowany warunkami do treningów w Opolu? Przyjechał pan w końcu z Holandii, gdzie stoją one na wiele lepszym poziomie.

- Nie, ponieważ znam to miejsce. W przeszłości byłem już tu przez tydzień i widziałem jak to wygląda. Teraz trenowaliśmy m.in. w Chróścicach, gdzie warunki były bardzo dobre. Nie trenowaliśmy ani na Oleskiej, ani na boiskach treningowych Odry, których stanem byłem lekko zawiedziony. Poza tym wszystko jest ok. Opieka medyczna jest w porządku, murawa na stadionie nie jest zła. Cała reszta w klubie jest poukładana.

Przychodząc jako trener miał pan również zmienić organizacyjnie pewne działy klubu jak chociażby szkolenie młodzieży.

- Tak ciągle nad tym pracujemy i to zmieniamy. Guido poprosił mnie także o rady dotyczące skautingu i właśnie system szkolenia grup młodzieżowych. Już to zaczęliśmy, np. ostatnio Mariusz (Gnoiński - przyp. red.) przeprowadził pokazową rozgrzewkę dla juniorów, żeby zobaczyli jak trenujemy. Chodzi o to, żeby spokojnie metodą małych kroków zaczynali ćwiczyć tak jak my w pierwszym zespole.

Od początku pracy w Polsce ma pan jednak problemy z licencją. Jest pan zdziwiony tą sytuacją?

- Byłem zdziwiony, ponieważ takie przepisy obowiązują wyłącznie w Polsce. W innych krajach Europy mógłbym pracować z moimi uprawnieniami. W każdej chwili mogę je pokazać.

Co pan wie o polskiej II lidze?

- Niewiele. Widziałem jedynie jeden mecz (Odry z Wisłą Płock - przyp. red.), a w okresie przygotowawczym graliśmy jeszcze z Piastem Gliwice. To bardzo ciekawy zespół. Przeciwko nim w pierwszej połowie zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze, w drugiej trochę gorzej. Patrząc na to spotkanie można było stwierdzić, że na tle lepszego przeciwnika wyglądamy przyzwoicie i z takimi rywalami również możemy powalczyć.

Będzie pan czynił kroki w kierunku stworzenia banku informacji o przeciwnikach?

- Tak, widziałem analizę wideo gry naszego najbliższego rywala - GKS-u Jastrzębie. Także trochę o nich już wiemy.

Ile punktów pana zdaniem trzeba będzie zdobyć, żeby spokojnie utrzymać się w lidze?

- Nie można patrzeć wyłącznie na utrzymanie. Mamy sześć punktów przewagi na strefą spadkową, a do góry tabeli tracimy siedem. Wszystko zależy więc od tego, na co patrzymy. Jak ze szklanką - może być do połowy pusta, a może być do połowy pełna. Ja spoglądam w górę. Wszystko zależy od podejścia, dla mnie szklanka jest w połowie pełna.

Komentarze (0)