Totolotek Puchar Polski. Widzew - Legia. Marcin Robak: Plan dwuletni

Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Marcin Robak
Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Marcin Robak

Facet strzelający gole grubo po trzydziestce wzbudzał szacunek w Lechu. Nikt nie sądził, że przez kolejne dwa lata w Śląsku dorzuci do dorobku jeszcze prawie 40 bramek, a w końcu zejdzie dwa piętra niżej i zacznie kolejną wspinaczkę do ekstraklasy.

[b]

Zbigniew Mucha, Piłka Nożna: Nie chcę ci wyliczać, ale za chwilę 37 lat pojawi się na karku. Na czym polega twoja żywotność?[/b]

Marcin Robak: Nie chcę wyliczać, ale wyliczę? Nie obrażam się. Jestem faktycznie w wieku, kiedy piłkarzowi w metrykę się już zagląda, więc to wypominanie jest całkiem naturalne. Zapewniam jednak, że czuję się znakomicie, a na czym to polega? Najprościej powiedzieć, że dbam o siebie. Trening indywidualny, siłownia, odpowiednia dieta, suplementacja, regeneracja - wszystko ma kolosalne znaczenie.

Geny też?

Pewnie tak, choć ja nie potrafię ocenić, czy w moim wypadku również. Nie miałem w rodzinie sportowców. Natomiast miałem późno dojrzewający organizm.

Co to znaczy?

Dość późno rozwinąłem się fizycznie. Jako nastolatek byłem mały i kruchy, rówieśnicy przewyższali mnie warunkami fizycznymi, tężyzną. Byli znacznie lepiej zbudowani. Z tego także powodu - jak sądzę - nie miałem szans, by dostać się choćby do juniorskich reprezentacji Dolnego Śląska - właśnie ze względu na marne warunki. Dopiero po dwudziestce zyskałem budowę mężczyzny, a moje wcześniejsze niby-mięśnie zaczęły stawać się prawdziwymi mięśniami. Potem kilkakrotnie w czasie kariery spotkałem się z sytuacją, że oceniano mnie na znacznie młodszego niż faktycznie byłem.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Starcie Widzew - Legia to mecz podwyższonego ryzyka? "Wyciągnęli wnioski i są zabezpieczeni na różne sytuacje"

I pewnie dzięki temu opóźnionemu zapłonowi w procesie dojrzewania zawdzięczasz fakt, że większość bramek w ekstraklasie zdobyłeś już po trzydziestce?

Nie wykluczam, choć wpływ na to miał również sposób, w jaki układała się moja kariera. Dość długo występowałem w barwach Miedzi w III lidze. Debiut w Koronie, w ekstraklasie, zaliczyłem jako 23-latek. A jeszcze były dwa lata w Widzewie na zapleczu i wyjazd do Turcji... Tak naprawdę nim osiągnąłem trzydziestkę, uzbierałbym może ze trzy sezony w ekstraklasie, więc nawet nie było kiedy nastrzelać tych goli. Stanąłem na 26. Dziś mam 120 bramek na najwyższym poziomie w Polsce. Plan był taki, by po trzydziestce uzbierać setkę. Zabrakło mi niewiele, konkretnie sześciu trafień.

Nic straconego.

Rzeczywiście - przy moim opóźnionym zapłonie wszystko może się zdarzyć. A najlepiej byłoby uczynić to w barwach Widzewa.

No więc nie chcę ci wypominać, ale za dwa lata, jeśli Widzew będzie awansował rok po roku...

Tak, wiem, będę mieć niemal 39 lat. Ale taki właśnie jest plan - klubu i mój. Tego się razem trzymamy.

Czyli należy zakładać, że to nie jest twój ostatni sezon w wyczynowym futbolu?

Oczywiście, że nie. Podpisałem w Łodzi dwuletni kontrakt i mam wielką ochotę pomóc Widzewowi wrócić do ekstraklasy.

Zamiłowanie do siłowni zostało do dzisiaj?

Zostało, ale nie rzucam się na ciężary jak wariat, nie spędzam w niej tyle czasu, ile w prowizorycznej siłowni, którą dawno temu kolega zorganizował w piwnicy bloku w Legnicy. Tam właśnie kształtowała się moja siła. Dziś korzystam z siłowni dla higieny, z dbałości o siebie. Natomiast naprawdę dużo ćwiczyłem mając 18-20 lat.

Ktoś dzisiaj w Widzewie podskoczy na siłowni "Dziadkowi"?

Paru silnych by się znalazło... Niewątpliwie "mocnym zawodnikiem" jest Daniel Tanżyna.

Trening, dieta, dbałość o ciało, mistrzostwo w rzutach karnych. Na Robercie Lewandowskim się wzorujesz?

Za bardzo doświadczony jestem, by się na kimś wzorować, choć oczywiście Robert jest napastnikiem unikatowym i godnym naśladowania. To nie przypadek, że gra na najwyższym poziomie, że jest w stanie ponosić maksymalny wysiłek, wybiegając na boisko co kilka dni, a przy tym unika kontuzji, co i mi - odpukać - nieźle wychodzi. Wzorów jednak nie szukam, nie dzisiaj.

Alkohol?

Sporadycznie i wiem, kiedy można i w jakiej dawce. Przy odpowiednim treningu jedno piwko nie powinno nikomu zaszkodzić.

Wróciłeś do Widzewa po niemal dekadzie. Co się zmieniło, co cię najbardziej uderzyło?

Na pewno nie stadion, bo nawet kiedy mnie tu nie było, na stadionie i meczach pojawiałem się w roli widza. Widziałem jak rośnie i pięknieje ten obiekt. Natomiast jest ogromna różnica w odbiorze atmosfery siedząc na trybunach, a wychodząc na boisko. Myślałem, że mnie to nie zaskoczy, a jednak! Gdy trybuny hukną, to czuć ciarki. Poza tym zmieniło się bardzo dużo, prawie wszystko - od ludzi zarządzających klubem, po jego pracowników. Zostały dwie osoby, które zapamiętałem z dawnych lat.

A czym w takim razie zaskoczyła cię sama II liga?

Nie wiem czy zaskoczyła, bo wielu rzeczy się spodziewałem, natomiast niewątpliwie musiałem przywyknąć do specyficznej, II-ligowej otoczki na meczach wyjazdowych. Nie było to łatwe, ale starałem się być przygotowany. W Łodzi - wiadomo. Przyjdzie 18 tysięcy ludzi, atmosfera i otoczka jest ekstraklasowa. Ale kilka dni później jedziemy w Polskę. Wejherowo, Bytów, Legionowo - to są małe ośrodki. Na trybunach, w porównaniu z Łodzią, pojawia się tam garstka fanów. Dobrze, że nasi kibice podczas meczów wyjazdowych są zawsze z nami.

A co z rywalami? Jest spinka na Robaka?

Różnie z tym bywa. Na pewno w porównaniu z ekstraklasą gra jest bardziej oparta na siłowych rozwiązaniach. Obrońcy - bywa - idą ostro, jak to się mówi: na raz, i wtedy trafią w piłkę lub nogę. Czasami czuję, że otaczają mnie specjalną troską, że moja obecność ich mobilizuje. Z drugiej strony to miłe, gdy po meczu podchodzą z gratulacjami i wyznaniem, że przeciwko takiemu napastnikowi jeszcze nie grali. Ale podchodzę do tego spokojnie, po prostu mówię, że to miłe.

A uszy puchną, gdy obce trybuny pozdrawiają kapitana Widzewa?

Dramatu nie ma. Czasem się tylko do nich uśmiecham.

Ojcujesz młodym widzewiakom, czy po treningu wsiadasz w furę i do widzenia się z panami?

Ile mogę, staram się przekazywać kolegom z mojego doświadczenia. Sami zresztą obserwują i mam nadzieję wyciągają wnioski z tego, w jaki sposób podchodzę do zawodu. Zresztą jestem przekonany, że chłopaki mają już zakodowane przeświadczenie, że Widzew to klub specjalny. To nie jest zwykły II-ligowiec i niech inne kluby się nie gniewają o te słowa. Tu potrzeba nie tylko pewnego poziomu sportowego, ale i mentalnego. Nasz trener nawet często powtarza - uważajcie, jesteście w Widzewie, jeśli źle skręcicie, to dla niejednego z was może to być największy klub w karierze, większego nie będzie. Nie przegapcie i nie zmarnujcie szansy, jaką macie.

A propos szans... Masz dwie korony dla najlepszego snajpera ekstraklasy, także tytuł króla strzelców I ligi. Co z II ligą?

Nie mam. Uprzedzając pytanie - byłoby fajnie, ale nie zależy mi na tym. Zależy mi tylko na awansie Widzewa - najpierw do I ligi, potem wyżej.

W każdym dotychczasowym klubie miałeś zapis w kontrakcie gwarantujący ponoć pięciocyfrową nagrodę w przypadku zdobycia strzeleckiej korony. W Widzewie jest podobnie, czy może jednak jedno zero mniej?

Przede wszystkim proponuję nie wierzyć we wszystko, co się pisze w prasie, a zwłaszcza w internecie. Miewałem podobne zapisy, to fakt, ale po pierwsze - nie w każdym klubie, a po drugie - liczby wspomnianych zer w rzekomych premiach nawet nie mam zamiaru komentować. Powiem tylko, że w Łodzi również mamy zagwarantowaną premię, ale za sukces zespołowy. To jest wspólny plan i cel. Proszę mi wierzyć, że codziennie na własnej skórze przekonuję się, jak intensywnie ludzie w Łodzi żyją tym klubem. Jak odczuwają każde niepowodzenie, ale i jak mocno, entuzjastycznie nas wspierają po sukcesach.

Dlaczego w ogóle Widzew i perspektywa uciążliwej walki o kolejne awanse?

Bo czułem, że chcę i mogę pomóc temu klubowi. Mówiłem już dawno temu, że zakończę karierę albo w Łodzi, albo w rodzinnej Legnicy.

Z Miedzi miałbyś bliżej do ekstraklasy.

Oczywiście, że tak. Z Widzewem muszę przejść dłuższą drogę, lecz wierzę, że ten plan uda nam się zrealizować. Jeśli jednak mam być szczery, to przyznaję, że nie była to łatwa decyzja, by w ciągu właściwie kilku dni, może tygodni, przenieść się z ekstraklasy dwa piętra niżej.

->Totolotek Puchar Polski: Widzew - Legia. Szymon Marciniak sędzią głównym

A propozycja z mistrza Polski nie kusiła?

Z Piasta? Ależ kusiła, nie mówię, że nie. Musiałbym jednak powtórzyć to, co już powiedziałem. Gdybym kierował się wyłącznie poziomem sportowym, Piast lub Miedź miałyby pierwszeństwo. Ale nie to było dla mnie najistotniejsze.

Więc co? Czyżby to, że w Widzewie obiecano ci posadę po zakończeniu kariery? To akurat żaden powód do wstydu, wręcz dość istotna sprawa i dowód roztropności piłkarza, który chce mieć zapewnioną przyszłość, stabilizację, plan na życie po życiu i...

Zgadzam się, tyle że w moim wypadku to wszystko nieprawda. Żadnych tego typu zapisów nie mam w kontrakcie. Niczego podobnego jeszcze nie ustalaliśmy. Nie wiem co będzie za dwa lata. Czy już wówczas będę do pracy chodził w marynarce. Dziś zakładam koszulkę z numerem 9 i to się liczy.

Może zatem za Łodzią przemawiało dobro rodziny? Znaliście przecież już to miasto, mieliście tu mieszkanie, a więc powrót był ułatwiony i naturalny.

Trochę tak. Z drugiej strony to nie był powrót do rodzinnego miasta, jakim jest Legnica. Nie mieszkałem w Łodzi prawie dziesięć lat. Wcześniej byłem tylko z żoną, teraz mamy już dwóch synów. Musieliśmy urządzić się na nowo.

Z ulgą opuściłeś Wrocław?

Nie, tak bym na pewno nie powiedział, skoro spędziłem tam bardzo dobre dwa lata. Może dla Śląska to nie był wybitny czas, ale dla mnie indywidualnie - niezwykle udany. Miały miejsce nawet jakieś wstępne rozmowy o przedłużeniu umowy, więc nie było na pewno tak, że ewakuowałem się z Wrocławia czym prędzej.

Ale przecież w pewnym momencie twoje stosunki z tymi najbardziej radykalnymi kibicami Śląska nie były - tak to ujmijmy - idealne?

W trakcie ostatniego sezonu były bardzo nerwowe momenty. Mieliśmy jako zespół słaby okres, atmosfera czasami gęstniała. Kibice złość przelewali na nas, na piłkarzy - to naturalne. Ale po sezonie, kiedy ostatecznie utrzymaliśmy dla Śląska miejsce w ekstraklasie, wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy. To był koniec tematu. Dla mnie też.

->Totolotek Puchar Polski: Bytovia - Cracovia. Thriller w Bytowie! Awans "Pasów" po golu w doliczonym czasie dogrywki

A jednak twoje przejście akurat do Widzewa rozsierdziło część fanów. Obrażali cię w specjalnych oświadczeniach...

Nie komentowałem tego dotychczas i nadal nie zamierzam się do tego odnosić. Zamknąłem ten temat, nie chcę go rozdrapywać. Wierzę, że zdecydowana większość kibiców Śląska dobrze wspomina to, co zrobiłem dla klubu. Zresztą już po przejściu do Widzewa otrzymałem sporo sygnałów, podziękowań za czas spędzony we Wrocławiu.

Czytałem oświadczenie wydane przez fanów Śląska - miałeś modlić się, byś nigdy więcej nie musiał grać przeciwko Śląskowi. No to chyba za mocno nie modliłeś się, skoro szybko doszło do konfrontacji w Pucharze Polski. Niezwykły mecz?

Jak każdy przeciwko byłej drużynie, lecz w tym wypadku o tyle szczególny, że wszystko było takie świeże. Jakbym dopiero co rozstał się z chłopakami, z którymi przez dwa lata codziennie trenowałem, walczyłem na boisku ramię w ramię, a teraz musiałem stanąć naprzeciw.

Stanąć i zwyciężyć.

Zwyciężyła drużyna, tyle że po moich bramkach. Bez żadnych podtekstów.

Kiedyś w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" wspomniałeś o tym jak przedwcześnie straciłeś rodziców i że to właśnie dzieciństwo - jego fajne strony, ale i te ciemniejsze - ukształtowały twój charakter...

Charakter, emocje, praktycznie wszystko. Ukształtowały mnie po prostu jako człowieka.

Który mocno stąpa po ziemi i szanuje swój zawód, pracę oraz pieniądze, dzięki którym może utrzymywać rodzinę?

Oczywiście, to także. Już jako młody chłopak zarobkowałem, a zarobione pieniądze - te pierwsze dzięki piłce, czy te za prace sezonowe, kiedy po wiele godzin dziennie zbierałem bób - zawsze oddawałem mamie. Czułem, że tak trzeba. Jedni mają w domu lepiej, drudzy gorzej. Ja przeżywałem i piękne chwile, i bardzo złe. Ale dlatego jestem, jaki jestem. Swoich synów także będę starał się wychować w poszanowaniu tego, co będą robić w przyszłości.

W jakim są wieku?

4,5 lat i roczek.

Czy to właśnie doświadczenia wyniesione z dzieciństwa sprawiają, że jesteś - powiedzmy - pazerny na życie?

Może i na życie, ale na pewno na piłkę. Trzymam się jej, wiem ile jej zawdzięczam. Swoim chłopakom będę pomagał z całych sił, jeśli tylko zobaczę u nich smykałkę do futbolu.

To już ten etap, kiedy czas robić remanenty? Co w życiu wyszło, co niekoniecznie, kto pomógł w karierze, kto zaszkodził?

Jeszcze trochę. Jeszcze przyjdzie czas, kiedy zejdę do piwnicy po pudełko z prasowymi wycinkami na mój temat gromadzonymi skrupulatnie latami. Uzupełnię, poukładam i wyciągnę wnioski.

Na liście tych pozytywnych postaci czyje nazwiska by się znalazły w pierwszym rzędzie?

Na każdym etapie kariery był ktoś dla mnie ważny. I na początku w Legnicy, i potem w Kielcach, choćby trener Ryszard Wieczorek, który pozwolił mi zadebiutować w ekstraklasie... Było więcej ważnych dla mnie ludzi. Długo by wymieniać.

Lista czarnych charakterów również byłaby długa?

Nie sądzę. Nie jestem mimo wszystko pamiętliwy.

Ale Nenad Bjelica w zestawieniu by się znalazł?

Faktycznie był moment, kiedy miałem do niego duży żal i pretensje. Ale... czas goi rany. Będąc już zawodnikiem Śląska, graliśmy sparing z Dinamem Zagrzeb. Trener Bjelica podszedł, przywitał się, zrobiliśmy wspólne zdjęcie, które potem wstawił na swojego facebooka z sympatycznym komentarzem. A jakiś czas potem dostałem jeszcze od niego życzenia noworoczne. Popisaliśmy sobie trochę i to całkiem sympatycznie.

Kto będzie królem strzelców ekstraklasy w bieżącym sezonie?

Mam wrażenie, że takich prawdziwych snajperów jest coraz mniej. Zostali nieliczni. A jeśli są, często ich kluby borykają się z kłopotami, nie nadają tonu w lidze. Dlatego mimo wszystko postawiłbym na Jesusa Imaza. Jagiellonia jest mocna, a on ma łatwość dochodzenia do sytuacji strzeleckich. Generalnie to jednak trudne zadanie z wytypowaniem przyszłego króla strzelców ekstraklasy.

Znacznie łatwiej to zrobić w przypadku II ligi?

Pewnie.

Nie ma co się śmiać, mówię zupełnie poważnie.

Dlatego się nie śmieję, tylko uśmiecham.

Komentarze (0)