Serie A. Fabio Liverani wraca do piekła

Getty Images / Na zdjęciu: Fabio Liverani
Getty Images / Na zdjęciu: Fabio Liverani

Był obrażany regularnie przez pięć lat. I choć pełnił funkcję kapitana Lazio Rzym, to właśnie fani tego klubu zgotowali mu prawdziwe piekło. W niedzielę Fabio Liverani wraca do stolicy Włoch, już jako trener US Lecce.

W tym artykule dowiesz się o:

- To był koszmar - tak miał raz opisać swoje pięć lat spędzonych w Rzymie. Fabio Liverani wraca w niedzielę na Stadio Olimpico w roli trenera US Lecce. Dla wielu kibiców Lazio jest po prostu byłym piłkarzem tego klubu. Jednak dla radykalnej części fanów czarnoskóry 43-latek nigdy nie powinien był tam trafić.
Niedzielne spotkanie 12. kolejki Serie A będzie dla niego wyjątkowe. Właśnie w Lazio spędził najlepsze lata swojej piłkarskiej kariery - był wówczas nawet reprezentantem Włoch. Musiał jednak zmagać się nie tylko z rywalami na boisku, ale także w życiu codziennym.

Juventus - AC Milan. Krzysztof Piątek w "11" Rossonerich. Czytaj więcej--->>>

Jego rywalami byli właśnie kibice jego klubu. W 2001 roku jego transfer z Perugii do Lazio wzbudził ogromne kontrowersje wśród fanów Lazio. Nikt nie kwestionował jego umiejętności, ale jego wyznanie i kolor skóry.

Choć futbol próbuje odciąć się od polityki, nie jest to łatwe zadanie. We Włoszech wręcz niemożliwe, a zwłaszcza w stolicy kraju. Kibice Lazio znani są ze swoich radykalnych poglądów, a flagi ze swastyką na trybunach czy pochwała nacjonalizmu to na Stadio Olimpico chleb powszedni.

Zobacz wideo: perfekcyjne wykończenie Lewandowskiego

Z ich przekonaniami musiał się w latach 90. mierzyć Aaron Winter, czarnoskóry reprezentant Holandii. Przez cztery lata piłkarz był lżony niemal na każdym meczu przez ultrasów z Curva Sud, którzy nie mogli zaakceptować, że w koszulce ich klubu biega po murawie Żyd w innym kolorze skóry.

Gdy Winter przeniósł się do Interu Mediolan, radykałowie odetchnęli. We wspomnianym 2001 roku w biało-niebieskiej części Rzymu znów jednak zapłonął ogień, gdy klub ogłosił pozyskanie Fabio Liveraniego.

Mimo protestów kibiców, prezydent Sergio Cragnotti nie ugiął się i podpisał kontrakt z mającym somalijskie pochodzenie pomocnikiem. I kolejne pięć lat przekonały, że miał rację, bo Liverani spisywał się bardzo dobrze. Postawa na boisku zupełnie jednak nie interesowała grupy z Curva Sud, która nie dawała mu o sobie zapomnieć.

Liverani był notorycznie obrażany, w jego stronę kierowano chyba wszelkie możliwe wyzwiska, przede wszystkim rasistowskie. Te przybrały na sile, gdy wkrótce wyszło na jaw, że piłkarz jest kibicem odwiecznego wroga Lazio, czyli Romy. Liveraniemu nie pomogło zdjęcie, na którym widać go w szaliku Giallorossich, wymachującego flagą tego klubu.

Wściekli fani Lazio postanowili dać upust swojej wściekłości i pewnego dnia wymalowali obrażający piłkarza napis na wjeździe do centrum treningowego: "Liverani negro, raus", dodając do tego swastykę.

- Byłem obrażany przez dziesiątki osób. Wracałem do domu i płakałem tak jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. Myślałem, że po staniu się dorosłym człowiekiem już do tego nie wrócę. Niestety do tego doszło. Na boisku jednak starałem się to ignorować i robić swoje. Nie jest to jednak łatwe, gdy nazywają cię "śmierdzielem" - mówił po latach.

Przyznał też raz, że pięć lat spędzonych w stolicy Włoch było dla niego piekłem, choć zawsze miał wsparcie w kolegach z drużyny czy Cragnottim, który atakował tych, którzy go obrażali. - Ci, którzy to robią, nie są godni mianowania się kibicami Lazio - mówił.

Jak płachta na byka na fanów zadział widok opaski kapitańskiej, która w 2003 roku pojawiła się na jego ramieniu. Dla wielu było to naturalne, bo zadziorny i waleczny pomocnik nadawał się do tej roli na boisku. Dla nacjonalistów z trybun - hańba i zdrada klubowych wartości.

Wielki bałagan w Napoli. Czytaj więcej--->>>

W barwach Lazio zdobył swój jedyny puchar w karierze - w 2004 roku sięgnął z drużyną po Puchar Włoch. Aspiracje były jednak o wiele większe, bo drużyna na początku XXI wieku miała w składzie mnóstwo gwiazd, jak Hernan Crespo, Gaizka Mendieta, Claudio Lopez, Diego Simeone czy Dino Baggio. Liverani zawsze był w cieniu, ale był.

Wymarzony dla radykałów ze Stadio Olimpico dzień nadszedł w 2006 roku, gdy Liverani opuścił Lazio, przenosząc się do Fiorentiny. Karierę piłkarską zakończył pięć lat później, niemal natychmiast rozpoczął za to tę trenerską. I od dwóch lat to właśnie on jest trenerem US Lecce.

Przejmował drużynę w Serie C i najpierw awansował do drugiej klasy rozgrywkowej, a następnie do Serie A. I jak dotąd Giallorossi spełniają swój cel, bo utrzymują się ponad strefą spadkową, a Liverani jest chwalony za postawę drużyny, zwłaszcza w meczach z teoretycznie silniejszymi zespołami.

Dodajmy, że kilkanaście dni temu jego piłkarze urwali punkty Juventusowi (1:1), wcześniej zremisowali także z Milanem (2:2). O tym, że Lecce lepiej spisuje się gdy nie jest faworytem dobitnie świadczy też fakt, że jedyne dwa zwycięstwa w tym sezonie drużyna odniosła w meczach wyjazdowych.

Dla Liveraniego punkty zdobyte na Olimpico miałyby podwójną wartość. W niedzielę 43-latek na pewno zostanie gorąco powitany przez Curva Sud. Przed spotkaniem trener gości wrzucił na Instagrama zdjęcie w koszulce Lazio i podpisał, że wraca na stadion, gdzie przeżył pięć lat "których nigdy nie zapomni". Podobnie jak fani Biancocelestich.

- Do kibiców Lazio mam duży szacunek. Wydaje mi się, że trudno dzisiaj byłoby znaleźć piłkarza, który mimo że jest kibicem Romy, przez pięć lat, w trakcie których jest regularnie obrażany przez własnych kibiców, daje z siebie wszystko na boisku - wyznał.

Początek meczu o godz. 15:00.

Komentarze (0)