Eliminacje Euro 2020: Polska - Słowenia. Roman Bezjak. Polskie rozczarowanie

Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK  / Na zdjęciu: Roman Bezjak
Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Roman Bezjak

Roman Bezjak miał zostać gwiazdą Ekstraklasy, ale jego rok w Jagiellonii Białystok okazał się klapą. Reprezentant Słowenii był nieskuteczny, strzelał fochy, a na pożegnanie dostał idiotyczną czerwoną kartkę i wymusił transfer na Cypr.

Luty 2018 roku, mroźny wieczór na Podlasiu. Końcówka pierwszej połowy meczu Jagiellonii Białystok z Lechią Gdańsk (4:1), jeden z graczy gospodarzy posyła długie podanie w stronę Romana Bezjaka. Ten podbija piłkę głową, balansem ciała myli Gersona i uderza wolejem nie do obrony. Fenomenalny gol na przywitanie z ligą! Szał na trybunach, szok obserwatorów.

Słoweniec swoją walecznością błyskawicznie podbił serca kibiców, efektowną grą oczarował dziennikarzy. Problem w tym, że po świetnym początku szybko zgasł. Później miał już tylko przebłyski, za to raził nieskutecznością i głupotą. - Nie wiem co się stało, że mu nie wyszło w Polsce. To na pewno interesujący zawodnik, ale jako typowa "9" do strzelania goli może mieć kłopoty. Może więc brakowało mu trenera, który rozumiałby jego styl - zastanawia się Jure Bohoric, dziennikarz gazety "EkipaSN".

Dwie twarze

To miał być absolutny hit transferowy 2018 roku. Bezjak trafiał do Jagiellonii jako jeden z najlepszych piłkarzy reprezentacji Słowenii, były mistrz Bułgarii (łącznie 3 razy w barwach Ludogorca Razgrad) oraz Chorwacji (HNK Rijeka) oraz uczestnik faz grupowych Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Poza tymi sukcesami miał za sobą kilka nieudanych miesięcy w niemieckim SV Darmstadt 98 w 2. Bundeslidze, ale na to niewiele osób zwracało uwagę. - Chcę pokazać w Polsce, że nie zapomniałem jak się gra w piłkę - zapowiadał zresztą w wywiadzie dla "Super Expressu".

ZOBACZ WIDEO: Polska - Słowenia. Jerzy Brzęczek: Oblakowi zabrakło pokory. Może dlatego mistrzostwa obejrzy w telewizji

Nadzieje były spore, dodatkowo rozbudził je start. 30-latek po 4 meczach miał na swoim koncie gola, asystę, wywalczony rzut karny oraz kilka efektownych akcji. Robił wiele szumu w szeregach obronnych rywali: biegał, przepychał się, strzelał. Czasem kłopoty z jego zatrzymaniem miało nawet 3 obrońców! Ewidentnie nie brakowało mu motywacji, ale od kolejnych spotkaniach zaczęło się przeplatanie niezłych występów słabymi, marnowanie świetnych okazji. A w najważniejszej części rundy finałowej zupełnie zawiódł, czego apogeum był zmarnowany arcyważny rzut karny z Wisłą Kraków (0:1).

Na dodatek wkrótce Bezjak pokazał także swoją drugą twarz. Frustrata. Z Legią Warszawa (0:0) sfaulował Michała Pazdana na tyle brutalnie, że mógł wylecieć z boiska. Z kolei w przedostatniej kolejce rozgrywek z KGHM Zagłębiem Lubin (2:1) wszedł na końcówkę tylko po to, by popełnić głupie przewinienie i otrzymać żółtą kartkę, przez którą nie mógł zagrać w spotkaniu kończącym sezon. A po przerwie letniej obraził się na trenera Ireneusza Mamrota za to, że ten zdecydował się postawić w wyjściowej jedenastce na Cilliana Sheridana. Później była zaś jeszcze m.in. słynna kłótnia z Arvydasem Novikovasem o wykonanie rzutu karnego w starciu z Wisłą Płock (1:1).

Lew, który skończył jako idiota

- Nie mówi się o nim dużo, daleko mu do bycia gwiazdą. Nie dawano mu szans u nas w kraju, gdy odchodził za granicę, a on odniósł sukces. Głównie z powodu charakteru. To bowiem taki typ, który może biegać przez cały dzień. Będzie walczył o każdą piłkę. Nie jest graczem technicznym, zmarnuje najlepszą okazję, po czym strzeli gola z niemożliwego kąta. Jest jak lew, za co fani go kochają - podkreśla Bohoric.

Kibice Jagiellonii widzieli w nim te cechy i również bardzo doceniali. Nawet wtedy, gdy nie przekładało się to na punkty. Bywały jednak też momenty, w których Bezjak pokazywał, że ma duże umiejętności. Efektem było m. in. szybkie odzyskanie miejsca w podstawowym składzie Jagi i strzelenie kilku goli na starcie kolejnego sezonu. Niemniej cały czas brakowało skuteczności i regularności. - Zostawiał na boisku dużo zdrowia, był waleczny, ale nie przekładało się to na liczby - wspomina Mamrot, który w pewnym momencie próbował ustawiać go na skrzydle.

Im bliżej było końca rundy, tym złość u słoweńskiego napastnika była większa. Apogeum nastąpiło w kolejnym mroźnym meczu, listopadowym z Arką Gdynia (3:1). Wówczas po kilkunastu minutach od wejścia na boisko idiotycznym wślizgiem od tyłu "wyciął" Viniciusa i dostał czerwoną kartkę, a Komisja Ligi nałożyła na niego 4 spotkania zawieszenia. Wtedy zawodnik zgłosił chęć odejścia, aby otrzymać zgodę m.in. opóźniał swój powrót z urlopu. Działacze ostatecznie się ugięli i gdy pojawiła się oferta z APOEL-u Nikozja, to pozwolili na transfer.

Przygoda Bezjaka z PKO Ekstraklasą zakończyła się na 30 meczach i zaledwie 6 golach. Na Cyprze tych statystyk na razie nie poprawił, a ostatnio coraz częściej siada na ławce rezerwowych. - Szczerze mówiąc nie śledziliśmy go uważnie w Polsce, a tym bardziej nie robimy tego teraz. Wiemy jednak, że kiedy przyjeżdża na zgrupowanie kadry to będzie typowym wojownikiem, gotowym umrzeć za Słowenię. A takich graczy jest coraz mniej - kończy Bohoric.

Komentarze (0)