Duet Wojciech Golla - Israel Puerto zneutralizował Pedro Tibę i Joao Amarala, Matusa Putnockiego rozgrzewały tylko dośrodkowania. Popłoch siał wystawiony na szpicy Mateusz Cholewiak, Przemysław Płacheta co rusz kręcił obrońcami. Przez większość pierwszej połowy Lech Poznań był bezradny we Wrocławiu, powinien dziękować rywalom, że zszedł do szatni jedynie przy wyniku 1:0.
- Zagraliśmy niezłe 15-20 minut, potem zupełnie oddaliśmy inicjatywę. Wydaje mi się, że było to najsłabsze 25 minut, odkąd prowadzę Lecha. Punktem zwrotnym była nieuznana druga bramka dla Śląska, uwierzyliśmy, że nie wszystko stracone i wywalczyliśmy szczęśliwy remis - analizował trener Dariusz Żuraw.
Piłkarze Śląska zdążyli się ucieszyć, odetchnęli przy wyniku 2:0, ale okazało się, że Israel Puerto przed uderzeniem Mateusza Cholewiaka był na minimalnym spalonym. Kolejorzowi zostało 20 minut nadziei, akcje nie kleiły się, jedyne poważne zagrożenie stworzył Matus Putnocky swoim nieudanym wybiciem. Nic nie zapowiadało, że wynik może się zmienić.
ZOBACZ WIDEO: Sergiu Hanca kupił dom biednej rodzinie. Zobacz jak mieszkają
Wystarczyło nieroztropne zachowanie Przemysława Płachety i Lech dostał drugie życie. Młody skrzydłowy sfaulował 20 metrów przed bramką ustawionego tyłem Jakuba Modera. Darko Jevtić ulokował piłkę w siatce, Putnocky nie mógł nic zrobić (CZYTAJ).
- Nie możemy tak faulować, rywal odwrócony. Płacheta bardzo to przeżył, płakał po meczu w szatni. Trzeba szanować wynik z drużyną klasy Lecha. Oczywiście, po 1:0 mogę czuć się trochę rozczarowany, szczególnie że mieliśmy dużo okazji - skwitował trener Śląska Vitezslav Lavicka. Wrocławianie co najmniej trzy razy powinni wcześniej skierować piłkę do siatki.