Ich podróż do nowego życia, do miejsca, które miało być lepszym światem niż pozostająca pod panowaniem zaborców ojczyzna, trwała trzy miesiące. Przepełnionym statkiem, na którym dochodziło do ludzkich tragedii, nie każdemu było dane dotrzeć do nowego domu.
Wyjazd wydawał się wybawieniem dla tysięcy Polaków, którzy w połowie XIX wieku w Brazylii szukali swojego wybawienia i szansy na lepsze życie. Gdy jednak postawili stopę na nowym kontynencie, szybko chcieli wracać. Swoje domy musieli zbudować własnymi rękami, z liści i drzew. Aby przeżyć i zachować otrzymaną ziemię, musieli w koszmarnych warunkach ciężko pracować po kilkanaście godzin dziennie.
Dziś liczebność Polaków w tym kraju szacuje się nawet na trzy miliony osób. Historię tych, którzy rozpoczęli nasz wątek na brazylijskiej ziemi, pokazuje film dokumentalny Mateusza Święcickiego. Popularny komentator stacji Eleven Sports postanowił, za własne pieniądze, przybliżyć niesamowitą historię ludzi w oparciu o postać Filipe Luisa Kasmirskiego, mającego polskie korzenie piłkarza Flamengo Rio de Janeiro, znanego z wcześniejszych występów w Europie - w Deportivo La Coruna, Atletico Madryt i Chelsea Londyn.
Filipe Luis ponad 40 razy zagrał w kadrze Brazylii, zdobył z nią w tym roku Copa America, a sześć lat temu Puchar Konfederacji, jeszcze kilka lat temu był uważany za jednego z najlepszych lewych obrońców na świecie. W 2011 roku wygrał rozgrywki Ligi Europy, dwa razy grał w barwach Atletico w finale Ligi Mistrzów, zdobył też z tym klubem mistrzostwo Hiszpanii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wykop bramkarza i... katastrofa! Co on narobił? (wideo)
Jego przodkowie zaczynali od zera, a dziś wręcz rządzą miastem - przekonuje Święcicki. Nigdy jednak nie zapomnieli o naszym języku i tradycjach. To oni budowali tam pierwsze kościoły, do teraz rozmawiają i modlą się po polsku. Dziennikarz udał się do Brazylii i poznał tych ludzi. Dzięki blisko godzinnemu filmowi poznajemy historię naszych rodaków a także możemy obejrzeć wywiad z samym piłkarzem, który jest dumny ze swojego pochodzenia.
Trzy tygodnie od publikacji film w serwisie youtube.com ma blisko 120 tysięcy wyświetleń, a sądząc po komentarzach, Święcicki powinien teraz odbierać nagrody i składać wizyty w zakładach pracy. Jego materiał zrobił ogromne wrażenie na internautach i trudno uwierzyć, że wszystko powstało na tzw. spontanie.
- Ja to zrobiłem z nudów. Pojechałem do Brazylii na trzy tygodnie. Czułem intuicyjnie, że już po dwóch Rio mi się znudzi i będę musiał coś zrobić. Zaplanowałem trochę wcześniej, że skoro jestem tam być może raz w życiu, to być może warto zobaczyć coś więcej i zrobić coś ważnego. Jak mówi Juergen Klopp, trzeba ruszyć dupę - opowiada dziennikarz.
Gianluca Vialli chce wygrać walkę o życie. Czytaj więcej--->>>
Dlaczego akurat historia Polaków w Brazylii? Dlaczego akurat teraz film o Filipe Luisie Kasmirskim, o którego związkach z naszym krajem wiadomo od lat? Co wzruszyło go najmocniej podczas wizyty w tym kraju, jak film skomentował Kasmirski, i która historia okazała się tak bolesna i makabryczna, że postanowił o niej nie opowiadać?
Mateusz Święcicki: Zrobiłem to z nudów, ale także z poczucia obowiązku. Gdy czytałem wywiady z Luisem, skumałem, że on nie wstydzi się polskich korzeni, ma świadomość związków z naszym krajem i chciał się dowiedzieć o swojej historii. Pomyślałem, że może uda mi się pomóc i znaleźć dokumenty w Polsce na ten temat.
Trafiłem na nie w Kaliszu, jednak problem polegał na tym, że wszystkie były zeskanowane w cyrylicy. Dzięki pomocy pani z archiwum, która też interesuje się historią polskich emigrantów, dotarłem do dokumentów o rodzinie Kaźmierczaków. Bo takie nazwisko nosili jego przodkowie. Tylko analfabetyzm sprawił, że urzędnicy w Brazylii zmienili je na Kasmirski.
Gdy miałem już 100 procent pewności, że to jego historia, zdobyłem do niego numer i napisałem. Dodałem też jakieś swoje dane, dosłałem film o Paulo Dybali (więcej TUTAJ) żeby zobaczył, że nie jestem parodystą. Już wtedy wysłałem mu też fotografie znalezionych dokumentów. Odpisał po minucie i umówiliśmy się na spotkanie w Hiszpanii.
Wkrótce poleciałem na mecz Valencia - Atletico, ustawiliśmy się w mixed-zonie. Tam nie chciał wpuścić mnie ochroniarz, powiedziałem: zaraz, ale ja tu mam wiadomość od Filipe Luisa, jestem członkiem jego rodziny. Pokazałem mu to w telefonie, przyjrzał się, uwierzył i przepuścił.
To było jeszcze w 2018 roku. Powiedziałem mu wtedy, że za rok polecę do Brazylii i odwiedzę jego rodzinę. Wtedy dał mi numer do swojego ojca. I tak się stało - gdy byłem w Rio de Janeiro na Copa America, umówiliśmy się. Leciałem z Rio de Janeiro do Sao Paolo, z Sao Paolo do Kurytyby a potem jechałem cztery godziny rozpadającym się autokarem przez dżunglę do Massaranduby.
O pomyśle sfilmowania historii rodziny Kasmirskich myślałem przez wiele miesięcy, jednak dopiero w Kurytybie dotarło do mnie, że nie mam operatora. Wcześniej postanowiłem, że znajdę go na ostatnią chwilę, jednak ona już była za mną. W końcu wpadłem na genialny pomysł, że przecież ktoś tutaj musi filmować wesela. Tak trafiłem na Paolo. Powiedziałem mu: graj wszystko. Później odchorowałem to na montażu, bo dwa tygodnie montowania zrujnowały mnie fizycznie i psychicznie.
Ojciec Kasmirskiego już po dwóch minutach był przeze mnie zweryfikowany jako genialny człowiek, którego dewizą jest ciężka praca. Jego historia jest niesamowita - gdy miał 14 lat, jego ojciec powiedział do niego: słuchaj, masz już 14 lat, nasz dom jest bardzo mały, nie mamy pieniędzy, nie stać nas na utrzymywanie ciebie, musisz odciążyć dziewięcioro rodzeństwa i stąd odejść. Pojechali razem autokarem do dużego miasta, dał mu kilka reali i powiedział: teraz musisz sobie radzić sam. Teraz pracuje w wielkiej firmie i nie bierze od syna ani jednego reala.
W ciągu dwóch dni musiałem odwiedzić chyba każdy dom, bo każdy chciał być nagrany. A i tak Filipe Luis mówił mi potem, że niektórzy mieli pretensje, że ich nie nagrałem. Oni bardzo chcieli, żeby ktoś o nich opowiedział, bo o nich nikt nie pamięta. Nie mogą uzyskać paszportu, bo gdy przodkowie wyjeżdżali z Polski, nie było Rzeczypospolitej. W związku z tym nie mogą mieć polskich dokumentów. To dla nich wielki problem.
Damian Kądzior robi furorę w Dinamie. Czytaj więcej--->>>
Oni modlą się po polsku, śpiewają po polsku. Dzisiaj często jest tak, że ktoś ci mówi: jesteś Polakiem, albo nie jesteś Polakiem. Oni są Brazylijczykami, tam się urodzili, jednak łączą najlepsze cechy obu narodów i nigdy się tej polskości nie wyrzekli.
Dowiedziałem się też o jeszcze jednej historii, której nie pokazałem w filmie, bo moim zdaniem była zbyt makabryczna i też trochę niejasna.
Jego przodkowie przypłynęli do Brazylii z synem Ignacym, ale mieli też jeszcze jedno dziecko, które nie przetrwało trudów podróży. Matka była zrozpaczona, na dodatek nie miała gdzie go pochować. Nie mogli też utrzymywać ciała na pokładzie ze względu na możliwość infekcji i choroby, więc zrozpaczona matka musiała je po prostu wyrzucić do oceanu. W Brazylii stworzyła prowizoryczny grób tego dziecka.
Dlatego już na miejsce matka przyjechała z depresją, a gdy zobaczyli warunki, w jakich mieli żyć, byli podwójnie zrozpaczeni. Wtedy często ludzie płynąc do Ameryki Południowej w ogóle myśleli, że płyną do Ameryki Północnej. Dzisiaj tego nie rozumiemy, ale oni byli analfabetami, nie mogli tego wiedzieć. Tam nie było nic, musieli własnymi rękami budować swoje domy. I to przecież nie z cegieł, ale po prostu z drzew i liści.
Obecnie rodzina Kasmirskich jest tam potężna, wręcz rządzą miastem. Mają swoje firmy: fabrykę produkującą ubrania, plantację ryżu, ktoś jest prawnikiem, ktoś inny urzędnikiem, ktoś lekarzem. A jak mówi mi w filmie wujek Filipe Luisa, dopiero w latach 60. mieli w swoim domu prąd.
Wzruszyła mnie osoba dziadka Filipe Luisa, który jest już w bardzo ciężkim stanie, dlatego nie chciałem naruszać ich wrażliwości i pokazywać go na filmie. Powiedzieli mi jednak, że był bardzo poruszony moją wizytą. On przez wiele lat cierpiał, że nie mógł przyjechać do Polski. Gdy teraz już ma taką możliwość, nie przeżyłby lotu samolotem.
Gdy wróciłem do Polski, to powiedziałem sobie, że ta historia nie będzie pełna bez rozmowy z Filipe Luisem. Tego samego dnia pojawiła się informacja o jego transferze z Atletico do Flamengo Rio de Janeiro. Miałem na podróż do niego tylko kilkadziesiąt godzin, dlatego ceny biletów były bardzo wysokie. W Madrycie wylądowałem po trzech przesiadkach już po północy, poszedłem do hostelu w syfiastej dzielnicy, a już z samego rana musiałem jechać na wywiad.
I choć mieliśmy rozmawiać tylko na tarasie, już po godzinie zaprosił nas do środka, zdobyłem jego zaufanie. Dzięki temu w filmie poznajemy jego prywatny świat, jego pasje. Jestem bardzo zadowolony, że to nam się udało, dzięki temu jest to skończony projekt.
Czemu to zrobiłem? Czułem, że muszę to pokazać innym. Filipe Luis powiedział mi: ty nie masz pojęcia, co zrobiłeś dla lokalnej społeczności. Córka jego wujka, który ma ogromną wiedzę o polskiej historii w Brazylii, napisała, że on już 100 razy oglądał ten dokument. Sfilmowanie tego sprawia, że ich rodzina poczuła się doceniona. Wcześniej dotarł do nich tylko Piotrek Koźmiński z "Super Expressu", jednak telefonicznie. Każdy jego artykuł na ich temat jest wydrukowany i wisi na ścianie w ich domu.
Chciałem udowodnić, że piłka może być fajnym punktem wyjścia do głębszej historii. Polacy powinni raz na jakiś czas przypomnieć sobie pewne wartości, które deprecjonujemy, jak wolność i ojczyzna.
Jest w dziennikarstwie coś, że czasami trzeba zrobić coś dobrego. Mam takie poczucie.
***
W lipcu Filipe Luis spełnił daną dziadkowi obietnicę i został zawodnikiem Flamengo, a już kilka miesięcy później 34-latek wygrał ze swoją drużyną rozgrywki Copa Libertadores. Obok wygrania Ligi Europy, zdobycia mistrzostwa Hiszpanii i dwukrotnym występie w finale Ligi Mistrzów to największy sukces w jego karierze.