Bodvar Bodvarsson: Waleczność jest w naturze Islandczyków

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Bodvar Bodvarsson
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Bodvar Bodvarsson

- Jeśli się spojrzy na reprezentację Islandii, to można zauważyć, że każdy piłkarz jest tam waleczny i bardzo pracowity. Może więc taka jest nasza natura - mówi WP SportoweFakty Bodvar Bodvarsson.

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Ławka, granie, ławka, granie... W tym sezonie przeżywa pan taki mały rollercoaster.

Bodvar Bodvarsson, obrońca Jagiellonii Białystok: Można tak powiedzieć. Niemniej cały czas ciężko pracuję, by grać regularnie. Chociaż mam świadomość, że pewne rzeczy muszę poprawić, a do tego rozumiem rywalizację na swojej pozycji.

Poprzedni sezon kończył pan jako zawodnik podstawowego składu Jagi. Domyślam się więc, że rozpoczęcie obecnego na ławce rezerwowych musiało być bolesne.

Oczywiście, czułem rozczarowanie z tego powodu. Zacisnąłem jednak zęby i robiłem wszystko, by odzyskać miejsce. Udało się, choć łatwo nie było. Mamy aż 5 skrzydłowych i nie było szans na to, by Guilherme znowu został przesunięty do przodu. Trzeba było wygrać z nim rywalizację, a to świetny gracz. Na dodatek mocno naciska kiedy jest na ławce rezerwowych, więc jak już nawet się uda, to za każdym razem musisz grać bardzo dobrze. Szybko się o tym przekonałem.

Po występach z Zagłębiem Lubin i Lechią Gdańsk spadła na pana krytyka, co skończyło się kolejną odstawką.

A najlepsze jest to, że mi wydaje się, iż w tych meczach nie grałem źle. Przeciwko Zagłębiu wypadłem solidnie. Krytykowany byłem pewnie za to, że nie zablokowałem dośrodkowania przed ich pierwszym golem. Z Lechią zgadzam się natomiast, że miałem problemy z wyprowadzeniem piłki, ale to może trwało 25 minut. Poza tym było chyba "ok", szczególnie że w defensywie nie było problemów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz-gapa! Stał jak wryty, a rywal sprytnie go załatwił

Po tamtych meczach długo czekał pan na kolejną szansę, nie licząc tych w drużynie rezerw. Takie zejście z PKO Ekstraklasy do IV ligi musi być trochę szokiem mentalnym.

Tak, nie jest to fajne uczucie. Szczególnie trudno jest grać tam przez dłuższy okres czasu, tak jak było w moim przypadku, ponieważ czuje się chęć do występów na najwyższym możliwym poziomie. Trzeba jednak szanować swoich kolegów z zespołu i dawać z siebie wszystko. W końcu to nasza praca, dlatego chowamy dumę i wykonujemy ją jak najlepiej. Poza tym lepiej grać tam niż nigdzie.

W tamtym czasie wypowiedział pan się dla fotbolti.net, wyrażając zaniepokojenie sytuacją. Część kibiców zrozumiała, że rozważa pan odejście z Jagiellonii.

Myślałem nad tym. Dokładnie powiedziałem tam jednak tylko, że będę miał rozmowę w klubie, jeśli nie zagram w ogóle przed świętami. To chyba nic dziwnego? W końcu każdy gracz na świecie zaczyna się martwić i rozważać wszystkie opcje, gdy nie występuje w pierwszej drużynie przez 3 miesiące. A dla mnie najważniejsze jest by po prostu grać. Osobiście nie chcę opuszczać Jagi i kiedy mogę to w niej robić, to jestem w stu procentach szczęśliwy.

A nie rozważał pan odejścia latem?

Nie było powodów, bo do Jagi nie trafiła żadna oferta w mojej sprawie. A przynajmniej ja nic nie wiem na ten temat.

Na początku listopada znowu trochę niespodziewanie wskoczył pan do składu.

Nie ukrywam, że bardzo się cieszyłem z tego powodu. Czułem, że jestem w dobrej formie. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Cieszyło też, że tym razem dostałem czas i mogłem wystąpić w kilku meczach pod rząd. Niestety, wyniki nie były wystarczająco dobre.

Ten pierwszy występ z ŁKS-em Łódź (2:0) musiał być dla pana szczególnie ważny, bo na trybunach byli rodzice.

Nie ma co ukrywać, że miałem dodatkową motywację. Oni zawsze są dla mnie wsparciem, więc chciałem wypaść jak najlepiej. Wyszło dobrze, choć na początku miałem drobne kłopoty.

Wiele osób uważało pana za najlepszego piłkarza tamtego meczu. Kibiców Jagiellonii szczególnie zachwyciły 2 wślizgi, które uratowały drużynę przed stratą gola.

Miło to słyszeć. Wtedy chciałem po prostu pomóc zespołowi i najważniejsze było to, że się udało. Zachowaliśmy czyste konto, co jednak było zasługą nas wszystkich.

Mimo wszystko pokuszę się o stwierdzenie, że w niektórych momentach to u pana widać było szczególną waleczność. I to nie tylko w tym meczu.

Trudno mi odpowiedzieć. Na pewno cieszyłem się, że trener dostrzegł moją pracę i przywrócił mnie do składu po ponad 2 miesiącach. Natomiast jeśli się spojrzy na reprezentację Islandii, to można zauważyć, że każdy piłkarz jest tam waleczny i bardzo pracowity. Może więc taka jest nasza natura.

NA NASTĘPNEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ CZY ISLANDCZYCY SĄ ŚPIOCHAMI, A TAKŻE PRZECZYTASZ M. IN. O TYM JAKIM TRENEREM BYŁ IRENEUSZ MAMROT [nextpage]

Długie spanie też jest naturalne dla Islandczyków?

Nie nie, osobiście lubię spać tak samo jak każda inna osoba. Nie sądzę też, by Islandczycy spali przeciętnie więcej niż inne narody. Przecież mamy pracę i inne obowiązki. No chyba, że chodzi o dni wolne.

Przyszło mi to do głowy w związku z filmem, który kilka miesięcy temu pojawił się na twitterowym koncie Jagiellonii.

Aha, już rozumiem. Wtedy rzeczywiście zdarzyło mi się zaspać na trening, ale był to pierwszy i ostatni raz. Przez niemal 2 lata nie było z tym problemu, zapewniam. Zresztą gdyby było inaczej, to przecież klub nie wstawiłby takiego filmu. Niemniej nie gniewam się na autora, bo z perspektywy czasu jest to zabawne. Choć wtedy nie było mi do śmiechu.

Trener był na pana zły?

Nie, wcale. Dostałem rutynową karę, którą zapłaciłem i było po sprawie. Chodzi mi o samą sytuację. To jednak przeszłość, bo wyciągnąłem wnioski - ustawiam 2 alarmy i nie ma mowy o powtórce.

Jak wspomina pan Ireneusza Mamrota?

Przede wszystkim bardzo miła osoba i dobry trener. Ogólnie miał z nami dobre relacje, ale kiedy trzeba było to potrafił też skrytykować. Wyłapywał wiele błędów i pomagał nam sie rozwijać. Niby nie grałem u niego tak często jakbym chciał, ale mimo to dobrze nam się pracowało. Respektowałem jego decyzje, wszyscy go szanowaliśmy i ze smutkiem przyjęliśmy informację o jego odejściu.

Tymczasowo zastąpił go Rafał Grzyb, który był piłkarzem kiedy przyszedł pan do klubu. Jak bardzo się zmienił w tym czasie?

No właśnie niewiele. Zauważalne jest to, że miał charakter lidera jako zawodnik i tak samo jest teraz, kiedy pełni funkcję trenera. Na pewno na boisku zebrał duże doświadczenie, które może mu pomóc w obecnej pracy.

Zaczął imponująco, wszak trudniej inaczej nazwać wygraną 3:0.

Cieszy nas to zwycięstwo. Oczywiście żałuję, że nie miałem w nim udziału, ale najważniejsze jest przełamanie po nieudanych dla nas meczach. Chcieliśmy dobrze pożegnać się z kibicami i to się udało.

Przy okazji w jakiś sposób zrewanżowaliście się za porażkę w finale Pucharu Polski.

Cóż, tamten mecz nadal wywołuje w nas uczucie rozczarowania. Chociaż z perspektywy czasu jest ono nieco mniejsze. Poza tym myślę, że kiedy się zestarzeję, to będę je chętniej wspominać ze względu na zachowanie naszych kibiców i ogólnie niesamowitą atmosferę na stadionie.

Latem jest szansa na podobne przeżycie. Wie pan o tym, że w czerwcu reprezentacja Polski zagra mecz towarzyski z Islandią? 

Jasne! Regularna gra dla kadry jest wciąż marzeniem, za którym gonię. Dlatego też tak ważne jest dla mnie to, by regularnie występować w Jagiellonii. Wtedy miałbym szansę zbliżyć się do kadry i wystąpić w Poznaniu, co na pewno byłoby świetnym przeżyciem. Do tego jednak jeszcze sporo czasu.

Znacznie wcześniej kilkunastodniowy urlop i święta Bożego Narodzenia.

Ten cały czas zamierzam spędzić na Islandii. Będzie można odpocząć, zjeść tradycyjne obiady z rodziną. U nas świętowanie trwa nieco dłużej, bo spotykamy się w dniach 24-29 grudnia. A potem jeszcze koniecznie musi być impreza w Nowy Rok.

Nie ciągnie pana w tym czasie do egzotycznych krajów jak wielu innych piłkarzy?

Na wycieczki przyjdzie jeszcze czas. Reprezentacja wkrótce leci do Los Angeles, choć to będzie w innym czasie, więc mogę się tam nie dostać. Niemniej w wakacje rozważam wyjazd do Australii lub podobnego kraju w gronie przyjaciół. Obecnie wolę zaś nadrobić czas, bo rzadko bywam na Islandii. Poza tym może spotkam kolegę, z którym mam jeszcze do wyjaśnienia sprawę zakładu.

Chodzi o Arniego Villhjalmssona?

Tak, to z nim się założyłem. Odmówił zapłaty, ponieważ mojego gola ostatecznie uznano za samobójczego. Może jednak uda mi się przekonać... A poważnie to mam nadzieję, że zdobędę jeszcze jakąś bramkę i nie będzie miał wątpliwości czy powinien się wywiązać.

Komentarze (0)