Ireneusz Mamrot: Odszedłem z Jagiellonii Białystok jako lepszy trener

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot

- Wicemistrzostwo czy finał Pucharu Polski są fajne, ale lepsze byłoby choć jedno trofeum - mówi WP SportoweFakty Ireneusz Mamrot po odejściu z funkcji trenera Jagiellonii Białystok. - Propozycji na razie nie ma, nawet luźnych - dodaje.

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Planuje pan oficjalnie pożegnać się z kibicami Jagiellonii Białystok podczas meczu z Lechią Gdańsk?

Ireneusz Mamrot, były trener Jagiellonii Białystok: Nie, wszystko zostało załatwione w poniedziałek. Miałem spotkanie z zawodnikami, na którym pożegnałem się z drużyną. Później udałem się na podobne z kilkoma kibicami, którzy mnie zaprosili. Trochę porozmawialiśmy, powspominaliśmy, pożartowaliśmy. Po nim zamknąłem resztę spraw i wróciłem do domu. Zresztą ze strony klubu nie było propozycji bym pojawił się na meczu. Oficjalnie podziękowano mi w siedzibie, dostałem też kilka pamiątek m. in. koszulkę z liczbą spotkań, w których prowadziłem drużynę.

Ponad 100 meczów to wynik, z którego jest pan zadowolony?

Na pewno chciałoby się jeszcze więcej, ale chyba i tak nikt nie spodziewał się, że będzie ich aż tyle. Wiele osób sądziło, że moja przygoda skończy się po kilku miesiącach, a pracowałem przez 2,5 roku. Cieszę się, że dostałem takie zaufanie i jestem za to wdzięczny Jagiellonii. Ostatnie wyniki nie były jednak najlepsze, o czym doskonale wiem. Dlatego też zaakceptowałem to, że klub szuka jakiegoś rozwiązania i rozstaliśmy się w dobrych stosunkach.

Nie często zdarza się w Polsce, by trenerzy odchodzili podając rękę wszystkim w klubie.

W tym wypadku nie było z tym żadnego problemu. W klubie dobrze wiedzieli, ile zaangażowania wkładałem w swoją pracę. Ja sam zaś umiem docenić to, co dostałem od Jagiellonii. 2,5 roku temu postawiono na mnie, mimo że byłem nieznanym trenerem z zaplecza Ekstraklasy. Na piłkarzy czy kibiców też zawsze mogłem liczyć, zawiązałem sporo pozytywnych znajomości. Świadczy o tym to, że nie jestem w stanie zliczyć ile pozytywnych wiadomości dostałem tuż po informacji o odejściu. Dlatego też ciągle podkreślam, że nie mówię "żegnam", ale "do zobaczenia". Nikt nie wie bowiem co przyniesie przyszłość...

ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Kto trafi z barażu do grupy z Polską? "Będziemy faworytem niezależnie od przeciwnika"

Odszedł pan jako trener z największą średnią w historii występów Jagiellonii w Ekstraklasie. Można więc czuć się najlepszym.

Nie, w żadnym wypadku tak do tego nie podchodzę. Moim zdaniem ważniejsze jest co się wygrało. Gdybym miał mniejszą średnią, ale na koncie mistrzostwo Polski to bardziej bym się cieszył. Wicemistrzostwo czy finał Pucharu Polski są fajne, ale lepsze byłoby choć jedno trofeum.

Czytaj także: Mamrot odniósł sukces w Jagiellonii (komentarz) 

Gdy rozmawialiśmy 1,5 roku temu, to powiedział pan: "budowa drużyny trwa 3-4 lata". Nie czuje pan więc, że zostawia w jakiś sposób niedokończony projekt?

Na pewno trochę tak. Tych zmian poprzednią zimą było bardzo dużo, kolejne latem. Byliśmy jednak bliscy efektu końcowego tej przebudowy. Przy jeszcze 1-2 transferach i małym zmniejszeniu kadry w obecnym okienku można było uzyskać lepszy efekt. Miałem plan na rundę wiosenną i dalszą pracę, ale obecnie jest już po temacie. Powiem tylko, że zaczynając przebudowę liczyłem się z pogorszeniem wyników w stosunku do mojego pierwszego sezonu. Nie spodziewałem się jednak aż tak słabych jak były obecnie.

Znalazł pan już powody takiego stanu rzeczy?

Ciężko już dziś to oceniać. Trzeba przeanalizować dokładnie wszystkie okoliczności, przemyśleć na spokojnie. Pewnie popełniłem jakieś błędy, może jakieś inne rzeczy nie funkcjonowały tak jak powinny. Zdobyłem jednak doświadczenie, które powinno zaprocentować w kolejnych latach mojej pracy. To jest najważniejsze i dlatego uważam, że odszedłem z Jagiellonii jako lepszy trener, niż byłem przychodząc do niej.

Walka o mistrzostwo Polski, europejskie puchary, finał Pucharu Polski. Wspomnień trochę jest, które będzie najlepsze?

Gdybym miał wybrać najlepszy mecz, to postawiłbym na ten z Rio Ave. Bardzo intensywny, na wysokim poziomie, z wieloma zwrotami akcji. Szkoda tylko, że żadna polska telewizja tego nie pokazała. Najbardziej w pamięci zostanie mi jednak finał Pucharu Polski. Z jednej strony coś pięknego, z drugiej bardzo smutnego. Wyjazd na Stadion Narodowy i fakt poprowadzenia drużyny w meczu przy tej całej atmosferze był fantastycznym przeżyciem. Niestety, skończyło się porażką w takich okolicznościach, że boli to mnie do dzisiaj. Niby wiem, że to było coś dużego dla mnie i dla klubu, ale wciąż to we mnie siedzi.

Lechia będzie panu śnić się po nocach?

Zaleźli nam za skórę, szczególnie w poprzednim sezonie. Trzeba jednak pamiętać, że w meczach z nimi gra była zawsze bardzo dobra z naszej strony. Brakowało jedynie skuteczności. Jak sobie tak pomyślę, to w ogóle nie przypominam ani jednego słabego spotkania z tą drużyną. Wiele było natomiast bardzo widowiskowych, które fajnie się oglądało dla przeciętnego kibica: 3:3 jesienią 2017 roku, 4:1 kilka miesięcy później czy 2:3 nieco ponad rok temu. Oczywiście był jeszcze ten finał Pucharu Polski, ale... i tak gorzej wspominać będę Śląsk Wrocław. Podczas mojej 2,5-letniej pracy w Jagiellonii to z nim najsłabiej punktowaliśmy (2 remisy i 3 porażki - przyp. red.), a na dodatek przeciwko niemu nie graliśmy swojego futbolu. Jedynie mój pierwszy mecz z nimi był niezły, ale trochę pechowo zremisowaliśmy 1:1. Później przyzwoicie było już tylko jesienią tego roku, gdy powtórzyliśmy ten wynik. Inne krótko mówiąc nie były najlepsze w naszym wykonaniu, szczególnie ten przegrany 0:4.

Jakie ma pan plany na najbliższe miesiące?

Chciałbym trochę odpocząć, pojechać na kilka stażów zagranicznych. Podczas pracy w klubach Ekstraklasy nie ma na to czasu, a przecież ważne jest by ciągle się rozwijać. Zdaję też sobie sprawę z tego, że mogę poczekać trochę na jakąś ofertę, bo ostatnio było sporo zmian w naszych ligach.

Żaden z prezesów jeszcze do pana nie dzwonił po rozstaniu z Jagą?

Nie, na razie tylko dziennikarze mnie męczą. Oczywiście żartuje. Doskonale rozumiem, że taka jest wasza praca. Propozycji na razie nie ma, nawet luźnych.

Może więc sam będzie pan musiał poszukać nowego klubu?

W życiu do żadnego klubu sam nie dzwoniłem i mogę obiecać, że nigdy tego nie zrobię. Niemniej są tacy, co nie widzą w tym problemu. Cóż... Jeszcze staram się zrozumieć tych, którzy widzą okazję po zwolnieniu trenera. Ich sprawa, ja uważam to za błąd. Jeśli ktoś bowiem chce trenera to go weźmie, a taki co się sam "wprosił" od razu odbiera sobie część szacunku w klubie. Zupełnie nie wyobrażam sobie natomiast, jak można dzwonić do klubu, w którym ktoś jest zatrudniony. Jak można później spojrzeć w lustro? Niestety, są i tacy.

Ma pan nadzieję, że nowy klub będzie trochę bliższy domowi?

Jasne, że tak. Raczej dalej niż obecnie zresztą już się nie da. Niemniej to nie będzie najważniejsze. Liczy się to, by dobrze się pracowało w nowym miejscu. Jeśli warunki mają zniechęcać do roboty, to nie ma co patrzeć przez pryzmat odległości. Najważniejsze by ktoś miał jakąś wizję, byśmy mieli podobne spojrzenie na współpracę, odpowiednie cele, zrozumienie. Odległość czy finanse są mniej ważne.

A jakiego następcy życzy pan Jagiellonii?
Czytaj także: Jagiellonia może postawić na trenera z Białorusi 

Na pewno chciałbym, by szło to dalej w kierunku futbolu. Grania piłką po ziemi, rozgrywania. Fajnie byłoby, gdyby chciał ofensywnej postawy u zawodników. Dobrze byłoby też, gdyby pojawiło się kilku kolejnych młodych graczy. U mnie sporo występowali Patryk Klimala i Bartosz Bida, choć mogło być ich jeszcze więcej, bo widać kolejnych utalentowanych. W meczu z Zagłębiem Lubin miał np. zadebiutować Krzysiek Toporkiewicz, ale czerwona kartka dla Ivana Runje zmusiła mnie do wykorzystania ostatniej zmiany w defensywie. Mam jednak nadzieję, że to tylko czasowe odłożenie i on oraz kilku innych dostaną swoje szanse. Niemniej to oczywiście luźne stwierdzenia, nic nie podpowiadam. Decyzję musi podjąć prezes, a mój następca podołać wyzwaniu. Będzie miał kilka rzeczy do poprawy, musi zadbać o dobre zrozumienie piłkarzy na boisku i przede wszystkim punktować, czego u nas ostatnio brakowało.

Na razie to będzie zadaniem Rafała Grzyba, który musi pana zastąpić w dwóch najbliższych meczach Jagiellonii.

Na pewno jest to ważna chwila dla Rafała. Ma za sobą wiele lat spędzonych na boisku, a od pewnego czasu przyucza się do zawodu trenera i teraz będzie miał okazję zdobyć pierwsze doświadczenie. Życzę mu jak najlepiej, on wie co trzeba zmienić. Powinien mu też dodatkowo pomóc autorytet, którym cieszy się wśród piłkarzy w szatni Jagi. Ja natomiast będę śledzić te oraz kolejne spotkania, ale już jako kibic.

Komentarze (0)