Gdy Leo Messi przytuli. Michał i Miłosz Żukowie na drodze do gwiazd

Gdy Leo Messi zobaczył młodego, polskiego Messiego, uśmiechnął się, przytulił go i szepnął: "Znowu się spotykamy". Michał Żuk jest nadzieją Barcelony i może kiedyś Argentyńczyka zastąpi. - Jest już głośno. Nie zatrzymam tego - mówi ojciec chłopca.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Michał Żuk Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Michał Żuk

Rodzina Żuków (tutaj przeczytasz historię rodziny) mieszka w Blanes, 100 kilometrów od Barcelony. 11-letni Michał jest piłkarzem ofensywnym, trenuje w słynnej La Masii - akademii FC Barcelona. Dwa lata młodszy Miłosz jest równie błyskotliwy, on jest piłkarzem defensywnym i szkoli się w szkółce w Gironie. Dwa lata temu, gdy w sieci pojawiły się filmiki z popisami Michała, w Polsce zawrzało. Okazało się, że mamy w Hiszpanii dwóch niezwykle zdolnych chłopców, którzy mogą kiedyś zostać wielkimi gwiazdami.

Jacek Stańczyk, WP SportoweFakty: Co pan sobie myśli, gdy o Michale mówią: polski Messi?

Mariusz Żuk, ojciec Michała i Miłosza: Super się to czyta i słucha, oczywiście że jest miło. Ludzie mają prawo do swojego zdania. Michał może i jest dobry, ale czy aż tak? Ja go widzę na co dzień, dla mnie to on gra po prostu normalnie. Choć nawet tu mówią, że jednak jest ponadprzeciętny.

Jak trafił do Barcelony?

Wypatrzyli go skauci w mniejszej, lokalnej szkółce. Barcelona bardzo dobrze przeczesuje cały region. Michał dostał zaproszenie na testy, potem dostał kolejne. I go wzięli.

ZOBACZ WIDEO: Rzeźniczak przesadził z tweetem o Lechu Poznań. "Przeprosiłem, wpis był nie na miejscu. Czasem trzeba ugryźć się w język"

To jak jest dobry?

Tu nie ma chłopców z przypadku. Syn strzela dużo goli, nie ma problemów z dryblowaniem. Piłka mu nie przeszkadza, cały czas jest w ruchu, do gry. Jakiś czas temu na trening pojechała moja żona. Wróciła i mówi: "Oni biegają jak maszyny". Tam nie ma czasu na patrzenie w księżyc i liczenie gwiazd. To są dzieci, a trenują jak profesjonaliści. Między nimi jest też rywalizacja. U Miłosza w Gironie jest tak samo.

Mają trzy zajęcia w tygodniu, rodzice mogą być tylko na jednych. W La Masii Michał ma dwóch trenerów, jest specjalista od sprzętu, jest lekarz. Na mecze drużyna jeździ ubrana jednakowo.

Ale diety chyba trzymać nie muszą.

Na szczęście nie. Chłopaki najbardziej lubią pizzę, gdy przygotuje ją mama. Ale w domu mamy też cukierki. Synowie też je jedzą, choć z umiarem.

Dlaczego ukrywał pan, że ma syna w Barcelonie? Bo chcieliśmy mieć spokój, udawało mi się przez dwa lata. A potem na jednym ze spotkań zrobiliśmy zdjęcie z Leo Messim. Wszystko od tego się zaczęło i pewnie gdyby ono nie poszło w świat, to ukrywałbym dalej. Potem ktoś wrzucił do sieci filmik z turnieju, na którym Michał strzelał gole.
Nie podobał się panu ten szum? Nie, ale co mogłem zrobić. Miałem propozycje z jakichś telewizji śniadaniowych, odmawiałem. Zaczął mnie ten świat męczyć.

Co konkretnie?

To jest wielki biznes, a tu są małe dzieci. Gdybym chciał, już miałbym dla Michała poważnego agenta. Jeden pan mi powiedział: "Zaczęło się dużo wcześniej, niż powinno". Ale poszło i tego nie zatrzymam. Ja wiem jak ludzie myślą, że tu biznes i wielkie pieniądze. Ale pieniędzy z tego nie mamy, odrzutowcem nie latamy. Poświęciliśmy się z żoną dla chłopców.

Ale sam pan im założył profile na Instagramie.

Początkowo nic nie udostępniałem. Dopiero potem na moim własnym koncie na Twitterze pokazałem kilka goli. Natomiast pojawiło się pełno fałszywych kont ze zdjęciem Michała. Nawet nie wiem, kto je zakładał. Postanowiłem odzyskać nad tym kontrolę. Dziś to ja odpisuję, a wiem, że dzieciaki z Polski chcą z nimi rozmawiać, zapytać jak to jest w Hiszpanii, w Barcelonie. Czasem pozwolę osobiście kogoś pozdrowić. I faktycznie, w Polsce zrobił się duży szum.

Bo polskie dzieciaki.

Tak wiem. A Barcelona jest być może największym klubem na świecie. Rozumiem to.

A czy taki 11-letni Michał czuje już presję gry w tak potężnym klubie?

Jestem pierwszym, który mu mówi: korzystaj ile możesz, bo to może być twój ostatni sezon. Barcelona z roku na rok przedłuża pobyt poszczególnym dzieciakom. Nie jest tak, że jak raz się dostałeś, to już tu będziesz do wieku seniora.

Czyli ma presję, że wypadnie z Barcy?

Do Michała to nie dociera, choć wie, że jest dobry. On chce po prostu grać. Wszystko dziś odda, żeby grać w piłkę, bez względu na to gdzie. Na razie po prostu cieszy się grą. I nie wariuje. Jak wychodzi na osiedle pokopać z kolegami, to nie szpanuje Barceloną. Nie zakłada klubowego dresu. Ba, nie popisuje się sztuczkami piłkarskimi, nie staje na piłce, na głowie. Bo po prostu tego nie umie.

A pan w Michale i Miłoszu widzi przyszłych piłkarzy?

Chyba każdy rodzic, zapisując syna na sport, ma z tyłu głowy, że może coś z tego będzie. Ja widzę, że na razie mają pasję. I chcę, żeby ta ich pasja do czegoś doprowadziła. Jednak po drodze może się tyle jeszcze wydarzyć, jest tyle zmiennych. Na razie nieźle grają, mają pojęcie, ale skąd ja mogę widzieć, co zdarzy się za trzy lata. Obaj wiedzą, że jak będą chcieli robić w życiu coś innego, to będą to robić. Michał wie, że może mi powiedzieć, że nie chce grać. I będzie spokój, przecież nikt się na niego nie pogniewa. Mama tylko na to czeka. Nie lubi futbolu i całej jego otoczki.

Co lubią robić poza grą w piłkę?

Michała interesują zwierzęta, życie morskie, latem lubi pływać i oglądać dno morskie. Miłosza kręcą samochody. Obaj służą też do mszy. Przede wszystkim muszą się jednak dobrze uczyć. Barcelona i Girona co trzy miesiące pytają zresztą o raporty z nauki chłopców. Oni wiedzą, że jak będą mieli gorsze stopnie, to nastąpi koniec przygody z piłką.

Wyświetl ten post na Instagramie.

@basefootballpics

Post udostępniony przez MICHAŁ ŻUK (@miichalzuk)

Na razie jednak całe wasze życie podporządkowane jest futbolowi.

Obaj trenują, Michał 100 kilometrów od domu. Wracamy wieczorami. Michał to mi nawet ostatnio dał do zrozumienia, że już go męczy ta trasa. I może moglibyśmy przenieść się do Barcelony, ale z drugiej strony Miłosz trenuje w Gironie. Ja wiem, że można powiedzieć: chcą, to tak żyją. Ale też żyje się dla dzieci. Nie chcę, żeby mi kiedyś synowie powiedzieli, że zlekceważyłem ich ambicje, pasje, marzenia dla swojej wygody.

Leo Messi i inne wielkie gwiazdy działają na wyobraźnię?

To przede wszystkim ludzie. Gdy pierwszy raz chłopcy spotkali Messiego, on ich potraktował jak człowiek. Porozmawiał, zrobiliśmy zdjęcie. Gdy w zeszłym roku Michał znowu spotkał się z Argentyńczykiem na otwarciu ministadionu Johana Cruyffa dla młodzieży, Messi go poznał. Michał mi potem zdradził, że Messi się do niego uśmiechnął, przytulił i powiedział: "Znowu się spotykamy".

Mieliśmy też okazję porozmawiać z Rafinhą. Akurat w trakcie tego spotkania ktoś go zawołał, a on na to: "Poczekaj, teraz rozmawiam z chłopcami". Bardzo nam się to spodobało. Thiago, ten który teraz gra z Robertem Lewandowskim, też jest przemiłym człowiekiem. Chylę czoła przed jego rodzicami, że jest tak dobrze wychowany.

Chłopcy urodzili się w Hiszpanii, więc dla miejscowych są Hiszpanami czy Polakami?

Wiedzą tu, że są Polakami. I tyle.

A trenerzy hiszpańskich młodzieżowych kadr już się nimi interesują?

Jeszcze nie ma takiego tematu, to nas nie dotyczy. Natomiast dostałem raz od kogoś z polskiego związku pytanie, czy przyjechalibyśmy do Londynu na spotkanie z tamtejszą Polonią. Ale gdzie Blanes, a gdzie Londyn. W ciemno, na własną rękę nie będę tam przecież z synem leciał. To są koszty, zobowiązania.

A jeśli zgłosi się hiszpańska kadra?

Czasem mnie ktoś o to pyta. Nie umiem odpowiedzieć.

Chłopcy oglądają mecze polskiej reprezentacji?

Znają kadrę, ale my tu nie mamy polskiej telewizji. W ogóle Miłosz i Michał oglądają mało meczów w tv. Po prostu nie mamy na to czasu. W domu jesteśmy o godzinie 21, potem kolacja i do łóżek. Żeby następnego dnia być wypoczętym.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez MIŁOSZ ŻUK (@miloszzuk)

Ale kibicują jakimś drużynom?

Michał jest za Barceloną, ale Miłosz już za Realem Madryt. I dobrze, inaczej byłoby nudno.

Starają się sobie udowodnić, kto jest lepszy?

Nawzajem się mobilizują. Michał jest skryty, Miłosz otwarty, to taki zadziorny walczak. Miłosz mówi, że jak Real przegrywa, to on płacze. A potem dwa lata starszy Michał to za nim powtarza. Michał żyje w swoim świecie, jak to się mówi: ma głowę swoim własnym akwarium.

I widzi pan, jak taki skryty robi wielką karierę?

Życie wszystko zweryfikuje. Kto to wie, może nas za dwa lata już tu nie będzie, może wrócimy do Polski. Ja ciągle z tyłu głowy mam ten pomysł. Jak się rodzimy, to mamy dwie pewne daty: narodzin i śmierci. A między nimi każdy ma swój własny scenariusz. Na razie - jeszcze w tym wieku - dzieci grają dla rodziców. Jak tu mówimy: Mama contento, papa contento, todo mundo contento (Mama zadowolona, tata zadowolony, to cały świat zadowolony).


Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×