Piłkarze z Pireusu prawo gry w tej fazie rozgrywek wywalczyli sobie poprzez zajęcie trzeciego miejsca w grupie Ligi Mistrzów, za Bayernem i Tottenhamem. Arsenal natomiast wygrał grupę w Lidze Europy, pozostawiając w tyle Eintracht Frankfurt, Standard Liege i Vitorię Guimaraes. Teoretycznie londyńczycy byli faworytami, ale przed ekipą z ligi greckiej ostrzegał na konferencji prasowej ich trener Mikel Arteta.
- To zespół, który tryska energią - przyznał - Wiedzą, co chcą zrobić na murawie i nie patrzą na to, jak gra przeciwnik. Mają jasno określone to, co chcą zrobić i starają się to wdrożyć w każdym meczu, niezależnie czy jest to duży europejski klub czy mniejszy rywal z ligi. Naprawdę mi się to podoba - mówił.
Kanonierzy musieli radzić sobie m.in. bez Mesuta Oezila, który spodziewa się dziecka, a także Chambersa, Soaresa, Tierney'a czy Toreiry. Biorąc jeszcze pod uwagę gorący doping na stadionie Olympiakosu, zanosiło się na niełatwą przeprawę ekipy z Premier League.
ZOBACZ WIDEO: Menadżer Kamila Grosickiego zdradza kulisy transferu. Potwierdził, że były dwie inne ciekawe oferty
Już pierwsze 10 minut pokazało, że piłkarze trenera Pedro Martinsa są przygotowani nie na "jak najmniejszy wymiar kary", a na otwartą walkę z Arsenalem. Giorgios Masouras i Mathieu Valbuena szukali momentu dekoncentracji u Bernda Leno. Podobnie zresztą jak przez większość spotkania ich koledzy próbowali nękać rywali licznymi dośrodkowaniami. Próby gospodarzy były odważne, ale niecelne.
Nie można jednak powiedzieć, że londyńczycy nie próbowali. Głównie duet Pierre-Emerick Aubameyang-Alexandre Lacazette starał się wykreować akcję szybkimi podaniami lub znaleźć lukę w obronie. Było jednak o to bardzo trudno, bo rywale nadążali i zdołali wiele prób zablokować. Tak minęła - obiecująca - pierwsza połowa.
W drugiej, z każdą kolejną minutą obie ekipy naciskały coraz bardziej, jakby chcąc udowodnić, że remis ich w ogóle nie zadowala. Valbuena dwoił się i troił, byle tylko uderzyć lub dograć partnerowi w dogodnej sytuacji. Był nawet moment, że Olympiakos podszedł wysokim pressingiem i zasiał niepewność w szeregi defensywne londyńczyków. Ci jednak byli cierpliwi i zostali za to wynagrodzeni w 81. minucie.
Aubameyang napędził akcję lewą stroną, później podał do Bukayo Saki, a ten przedłużył piłkę do Lacazette'a. Jose Sa minął się z piłką, a Francuz z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Arsenal mógł odetchnąć z ulgą, bo w końcu objął prowadzenie. Pięć minut później Sokratis Papastathopoulos uderzył w poprzeczkę. A z gospodarzy wyraźnie zeszło powietrze. Widać było, że ten jeden stracony gol zburzył ich plan na to spotkanie.
Druga część rywalizacji, czyli spotkanie rewanżowe, odbędzie się 27 lutego na Emirates Stadium w Londynie o godzinie 21:00 czasu polskiego.
Olympiakos Pireus - Arsenal FC 0:1 (0:0)
0:1 - Alexandre Lacazette 81'
Olympiakos: Jose Sa - Omar Elabdellaoui, Ruben Semedo, Kostas Tsimikas, Oussenyou Ba - Andreas Bouchalakis (64' Kostas Fortounis), Mohamed Camara, Guilherme dos Santos - Giorgios Masouras (76' Maximiliano Lovera), Mathieu Valbuena - Youssef El Arabi.
Arsenal: Bernd Leno - Shkodran Mustafi, David Luiz, Sokratis Papasthatopoulos (90+2' Ainsley Maitland-Niles), Bukayo Saka - Matteo Guendouzi, Granit Xhaka - Gabriel Martinelli (57' Dani Ceballos), Pierre-Emerick Aubameyang, Joe Willock (75' Nicolas Pepe) - Alexandre Lacazette.
Sędziował: Felix Zwayer (Niemcy).
Żółte kartki: El Arabi, Semedo, Bouchalakis, Ba (Olympiakos) - Mustafi, Xhaka (Arsenal).