Niemcy. Eugen Polanski: Hopp pomógł mojemu ojcu. Obrażają go głupki

Mój ojciec miał raka, Dietmar Hopp nam pomógł. Robi to bezinteresownie, oddał 1,5 miliarda euro innym. Ludzie, którzy go wyzywają, to głupki - mówi Eugen Polanski o skandalu w niemieckiej piłce.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Eugen Polanski TVN Agency / Na zdjęciu: Eugen Polanski
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: W Niemczech skandal goni skandal przez zachowania kibiców. Podczas meczów wyzywają Dietmara Hoppa, prezesa TSG Hoffenheim.

Eugen Polanski, były piłkarz TSG 1899 Hoffenheim: To głupi ludzie, którzy chcą zrobić szum i zaistnieć w mediach. Dietmar Hopp zrobił bardzo wiele nie tylko dla sportu w Niemczech. Od lat pomaga ludziom zmagającym się z różnymi chorobami. W okolicach Hoffenheim wybudował kilka szpitali specjalizujących się leczeniem chorych na raka. Trzy lata temu raka miał mój ojciec. Wysłałem do Hoppa jednego maila z prośbą o wizytę w jego klinice i reakcja była natychmiastowa. Pomógł nam dotrzeć do lekarza bardzo szybko, dzięki temu tata jest dziś zdrowy, żyje.

Ale niemieccy ultrasi wytykają Hoppowi, że kupił miejsce w Bundeslidze, że Hoffenheim to klub bez tradycji. Dlatego go potępiają. 

Głupota. Jasne, że Hopp wyłożył na drużynę ogromne pieniądze, ale od sześciu lat nie finansuje TSG Hoffenheim. Zacznijmy jednak od tego, że Hopp miał plan, który zrealizował. Pieniądze łatwo się wydaje, sztuka, żeby zrobić to mądrze. Prezes grał kiedyś w juniorach klubu, marzył o drużynie z prawdziwego zdarzenia w rodzinnych stronach i stworzył coś z niczego. Był cierpliwy, miał strategię, pozwalał popełniać błędy. Dziś to bardzo mocna drużyna w Niemczech, która stawia na młodych graczy, która ma własną akademię i wypuściła w świat świetnego trenera - Juliana Nagelsmanna. Drużyny juniorskie Hoffenheim od trzech lat należą do najlepszych w kraju. Ich akademia konkuruje z najlepszymi w Niemczech.

A klub powstawał z niczego. W 2000 roku był w V lidze.

Zanim powstał stadion, w Hoffenheim było pole i stacja benzynowa. Później pojawił się stadion, pole zastąpiła baza treningowa dla pierwszej drużyny i akademia. Hopp w okolicy wybudował też szkołę z profilem sportowym. W pobliskich miejscowościach postawił centra sportowe. Małym klubikom sfinansował boiska, kupił im autokary żeby mieli czym jeździć na mecze. Wszystko bezinteresownie. Regularnie wspiera też akcje charytatywne. Z własnej kieszeni postawił w okolicy przedszkole, dom opieki, wspiera biednych. Na pomoc innym wydał około 1,5 miliarda euro. Powtarzam: miliarda. Wiele osób o tym nie wie, bo Hopp nie robi tego na pokaz.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Piękny gol i wpadka. W Ameryce Południowej nie ma nudy
Hopp majątku dorobił się w branży IT, sport jest jego pasją od dziecka. Wy mieliście dobry kontakt.

Często odwiedzał nas w szatni po dobrym występie. Nigdy nie stawiał się w roli lepszego i ważniejszego. To normalny facet, z którym można pogadać o wszystkim. Kiedy zostałem kapitanem drużyny, mieliśmy częstszy kontakt, sporo rozmawialiśmy, ale Hopp do niczego się nie wtrącał. Serdeczny i życzliwy człowiek. Nigdy nie udawał bossa. Nie rozumiem, jak można życzyć komuś śmierci, co robią kibice Borussii Dortmund. Staram się to wytłumaczyć tym, że zachowują się tak z zawiści.

Hopp złożył zawiadomienie do prokuratury i kilkudziesięciu kibiców Borussii Dortmund otrzymało zakaz stadionowy za różnego rodzaju wulgaryzmy, które kierowali w jego stronę z trybun.

To facet, który nie oczekuje podziękowania za pomoc, ale ważny jest dla niego szacunek. Myślę, że za to, co robi, w pełni mu się należy.

Potrafi pan przewidzieć, kiedy kibice drużyn Bundesligi przestaną go wyzywać w akcie solidarności z innymi ultrasami? Kiedy skończą się wulgarne przyśpiewki, transparenty czy oprawy z wymierzonym w niego celownikiem?

Zobaczymy, jak zareaguje niemiecka federacja. Myślę, że najlepiej mówić o tym jak najmniej, żeby ci ludzie się tym nie żywili. Nikt nie chce, żeby mecze były przerywane. Nawet kibice siedzący na innych sektorach gwiżdżą na tych od transparentów, bo chcą oglądać widowisko sportowe.

Pan w Hoffenheim spędził 6,5 roku. Tam skończył karierę.

Trochę żal było mi opuszczać klub, znaliśmy się na wylot, czułem się tam świetnie. Ale miałem już swoje lata.

Zakończył pan karierę dwa sezony temu, w wieku 32 lat. Nie za szybko?

Kiedyś myślałem, że skończę właśnie w tym wieku. Czułem, że mogę pograć jeszcze minimum rok, ale na konkretnych warunkach. W zespole walczącym o mistrzostwo, nawet w słabszej lidze. Miałem oferty z Turcji, Australii, zgłosił się zespół broniący się przed spadkiem z 2. Bundesligi, czy drużyna z Polski. Nawet nie pamiętam jaka, walcząca o nic, ze środka tabeli. Przespałem się z tym wszystkim i stwierdziłem, że jeżeli nie czuję ognia, to rezygnuję. Nie było sensu trenować i myśleć, kiedy skończą się zajęcia i będę mógł wracać do domu. Nie chcę, żeby zabrzmiało to arogancko. Serce musiało po prostu mocniej zabić, a tak nie było. Na kasę nie patrzyłem.

Jest pan trenerem, a przecież nie miał pan takich planów.

Namówił mnie do tego Julian Nagelsmann. Zanim skończyłem karierę, mówił mi: "musisz być trenerem, masz to". Odpowiadałem, że nie ma takiej możliwości. Całe życie grałem w piłkę, chciałem trochę odetchnąć od reżimu. Pewnego razu wziął mnie do szatni i pokazał, jak pracuje. Jak buduje treningi, o czym myśli w meczu, w jaki sposób podnosi umiejętności zawodników. Zaimponował mi. Ma bardzo ofensywne podejście, nie boi się ryzyka, ciągle myśli o nowych możliwościach, potrafi dać piłkarzom trochę swobodny w grze, ale jednocześnie przez treningi pokazuje, co mogą jeszcze poprawić. Ten proces zaczął mi się podobać. Zdziwiłem się, że mnie to zainteresowało.

Dziś trenuje pan grupy młodzieżowe w Borussii Moenchengladbach i jest asystentem w pierwszej drużynie.

Dwa razy w tygodniu jestem na zajęciach zespołów do lat 17 i 19. Pilnuję też, żeby chłopcy nie zawalali szkoły. Mają mój numer, mogą dzwonić w każdym momencie. Przenoszę na ich zajęcia ćwiczenia seniorów, oglądam ich też w meczach w weekendy. Oprócz tego pomagam przy pierwszej drużynie. Po drodze robię drugą licencję trenerską, w Niemczech kurs trwa dość krótko, po miesiącu ma się już papier. Później czeka mnie jeszcze jeden etap, trzecia licencja i będę mógł prowadzić drużynę na poziomie Bundesligi. Niedawno spotkałem się z Nagelsmannem, wspominał, że może w przyszłości zostanę jego asystentem. Podchodzę do tego spokojnie. Może pójdzie szybko, a może trochę wolniej.

W tym sezonie macie szanse na mistrzostwo Niemiec.

W ostatnich latach Borussia nie była tak wysoko, tego sezonu też nie zaczęliśmy dobrze, styl był kiepski, ale wyniki dobre. Jest nowy trener, po czasie super to poukładał i zaczęliśmy grać też ładnie dla oka. Dla mnie to też świetna historia. Wróciłem do klubu, którego jestem wychowankiem. Jestem w domu.

Coraz mniej jednak Polaków w Bundeslidze.

Z tego co się orientuję, Borussia raczej nie szuka wzmocnień w Polsce. Szkoda, mam nadzieję, że ta liczba wzrośnie. Jest "Lewy", absolutny top, dlatego w Bayernie jest teraz taka panika po jego kontuzji. Ostatnio dołączył Piątek.

I teraz pytanie, czy to był dobry ruch.

Udowodnił, że to dobry napastnik, ale w Hercie jest obecnie ogromny chaos. Najgorzej, jeżeli odchodzi trener, który dwa tygodnie wcześniej sprowadzał cię do zespołu i miał na ciebie pomysł. Myślę, że Piątek mimo wszystko się obroni, wystrzeli w następnym sezonie. O ile Hertha nie spadnie.

Puchar Niemiec. Transparenty na meczu Schalke 04 - Bayern. Kibice atakują DFB

Liga Narodów: Polska poznała rywali!

Czy potępiasz zachowanie niemieckich kibiców względem Dietmara Hoppa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×