Jak wygląda sytuacja kadrowa kielczan przed meczem ze Śląskiem Wrocław? - W początkowej fazie po urazie Marcina Cebuli wyglądało to poważnie, USG jednak nic nie wykazało i może w najbliższych dniach zdrowie pomoże mu wrócić do treningu. Nie unikniemy karencji dla Kovacevicia, który musi odsiedzieć za czerwoną kartkę. Wierzymy, że będzie to jeden mecz, bo nie było tam ciężkiego faulu tylko taktyczny. Ciągle czekamy na Gardawskiego i Mileticia, ciągle leczy się Piotr Pierzchała - wymienił Mirosław Smyła, trener Korony.
Do dyspozycji Smyły wracają Jakub Żubrowski i Ognjen Gnjatić. - Wrócą oni obowiązkowo do wyjściowej jedenastki. To są nasze ważne ogniwa i na nich liczymy. Są głodni gry, co pokazują w treningu. To silne ogniwa i wzmocnią nas na sto procent - przekazał trener.
W tym momencie nieźle wygląda środek pola Korony. - Obym miał tylko takie problemy na wszystkich pozycjach. Wydaje się, że umiejętność i doświadczenie poszczególnych zawodników powoduje, że nie trzeba młodszych wsadzać na konia. Jest większe pole manewru i idziemy do przodu. Trzeba w to wierzyć. Ostatnie dwa mecze przegraliśmy, ale gra napawa optymizmem. Musi być jednak skuteczność - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: dopiero marzec, a bramkę roku już znamy? Fenomenalny wolej!
Faworytem środowego meczu wydaje się być Śląsk Wrocław. - To wynika samo z siebie. My jesteśmy gdzie jesteśmy i znamy nasze miejsce w szeregu. Trwa to bardzo długo od początku sezonu i musimy sobie z tym radzić. Trzeba zagrać mecz z faworytem, Śląskiem, ale my też mamy 11 zdrowych chłopów na boisku i chcemy grać w piłkę. Trzeba dosypać do tego szczyptę szczęścia i przywieziemy coś z Wrocławia - zauważył Mirosław Smyła.
Jakie największe atuty mają wrocławianie? - Lewe skrzydło i lewa obrona, to jakość. Mamy świadomość z umiejętności Płachety. Śląsk to zespół, który wie czego chce na boisku, jest poukładany, ma swoje atuty. Nie chcę się jednak wystrzelać ze szczegółów. Mamy przygotowany plan gry - podsumował Smyła.
Czytaj także:
Aleksandar Vuković: Antolić włos od nieszczęścia
Bartosz Slisz może zadebiutować już w środę