Marek Wawrzynowski: Koronawirus może doprowadzić do upadku setek małych klubów (felieton)

Getty Images / Anthony Devlin/PA Images / Koronawirus może uderzyć w małe kluby
Getty Images / Anthony Devlin/PA Images / Koronawirus może uderzyć w małe kluby

Kryzys związany z koronawirusem może doprowadzić do śmierci wielu klubów. Nie tych wielkich z topu, bo one sobie poradzą. Najbardziej zagrożone są małe kluby i klubiki dziecięce. A to właśnie one są podstawą całej piłki nożnej w Polsce.

Kilka dni temu napisałem na Twitterze, że bez względu na sytuację mam zamiar opłacać składki w swoim małym klubie, czy syn będzie trenował czy nie. Odpowiedział na to Mateusz Borek, który zapłacił w klubie swojego syna za 3 miesiące szkolenia z góry. Nie chodzi tu tylko o "dobre serce", tak naprawdę to walka o przyszłość klubów. Przy czym obaj zdajemy sobie sprawę, że wielu rodzin po prostu nie będzie stać na to, żeby płacić. Ktoś pracuje w branży gastronomicznej, ktoś ma salon kosmetyczny, wiele osób ma sklep inny niż spożywczy, ktoś działa w branży artystycznej. Ogromna część społeczeństwa, znajdzie się "pod wodą". Dla nich najważniejsze będzie przetrwanie. I po prostu płacić nie będą.

- Upadek nawet niewielkiej części małych, lokalnych szkółek będzie ogromną stratą nie tylko dla szkolenia w piłce nożnej, ale całego sportu i kultury fizycznej. Pamiętajmy, że często małe, lokalne kluby to jedyna szansa dla dzieciaków na jakąkolwiek aktywność fizyczną. Poza tym, jak pokazuje historia, to często te małe kluby kształtują przyszłych reprezentantów, którzy są potem wyławiani przez wiodące kluby - mówi Dominik Kajzerski ze Stowarzyszenia PASS, zrzeszającego setki małych klubików. Właściciele wielu z nich właśnie opracowują plany kryzysowe, stają na głowie, zastanawiają się co dalej.

Pisząc o wielkich zmianach w świecie futbolu cały czas mówimy o tym jak poradzą sobie kluby w PKO Ekstraklasie, Bundeslidze czy angielskiej Premier League. A przecież te kluby przetrwają. Będą musiały oczywiście ograniczyć działalność, np. zatrudniać za mniejsze pieniądze. Ale przetrwają. Tymczasem cała podstawa polskiej piłki znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie. Bo kryzys może dotknąć przede wszystkim małe kluby i klubiki dziecięce. Te żyjące z dnia na dzień, uzależnione od opłat rodziców. Rozmawiałem właśnie z właścicielem jednego  takich klubów i powiedział: "Trzy miesiące bez wpłaty i chyba trzeba będzie zamknąć interes".

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

- Szeroko pojęty rynek szkółek i akademii piłkarskich jest ogromny, szacujemy, że może to być od kilku do nawet kilkunastu tysięcy podmiotów – od UKSów, LKS-ów, przez wszelkiego rodzaju stowarzyszenia sportowe, fundacje czy kluby działające w formie spółek albo jednoosobowych działalności gospodarczych. Na ten moment trudno podać jakieś konkretne dane, ile z nich jest zagrożonych. Szczerze mówiąc, nie za bardzo widzę podmioty, które nie są zagrożone. Na pewno należy spodziewać się mocnego ograniczenia działalności dużej części szkółek i akademii - zaznacza Dominik Kajzerski.

Prezes małego warszawskiego klubu, PKS Radość, Mateusz Chmielewski mówi: - Największy problem jaki nas dotknie to brak środków na wypłatę pensji dla trenerów. Składki i darowizny trzymają przy życiu większość klubów. Abstrahując od dotacji miejskich i dzielnicowych żaden klub nie ma prawa utrzymać się dłużej niż 2 miesiące bez wpływów. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzą dodatkowo opłaty za wynajem obiektów (za styczeń płacimy w lutym, za luty płacimy w marcu, za marzec płacimy w kwietniu ) - tak więc dług rośnie.

Bogumił Bonisławski z Talentu, jednej z czołowych warszawskich szkółek: - U nas głównym źródłem dochodu większości pracowników jest właśnie klub. Mamy powynajmowane obiekty, pomieszczenia biurowe, dzierżawimy boisko, pracownicy administracyjni na bieżąco realizują zadania. Podobnie jak w innych akademiach, budżet klubu stanowią opłaty członkowskie. To wszystko jest ze sobą powiązane. Bez opłat rodziców jesteśmy bezradni, nie mamy funduszy, by opłacić wyżej wymienione koszta. Jeżeli pandemia potrwa dłużej to możemy być świadkami katastrofy. Dlatego tak ważne jest zrozumienie rodziców, że opłaty miesięczne nie wiążą się z liczbą odbytych treningów, a przede wszystkim z funkcjonowaniem i rozwojem.

Oczywiście kluby radzą sobie jak mogą, właśnie Talent w swojej internetowej telewizji prowadzi zajęcia dla dzieci, daje dużo prac domowych, zawodnicy uczą się zwodów. - Od 9:00 do 21:00 czekają na nich wirtualne spotkania z trenerami, wyzwania, wspomnienia, quizy, zabawy, zagadki czy "wspólne" treningi za ekranem swojego urządzenia - mówi Bonisławski. Fantastyczna inicjatywa, ale - co tu dużo mówić - na krótko. Przecież nikt nie będzie płacił za zajęcia on-line, zwody można znaleźć w sieci za darmo.

Dramatycznych sytuacji jest pełno, właściwie to norma. Właściciel jednej ze szkółek pisze, że musi zapłacić za wynajem hali 10 tysięcy złotych, choć korzystał z niej tylko do połowy miesiąca. Rodzice, którzy jeszcze nie zapłacili, uznają często, że skoro klub funkcjonował tylko do połowy miesiąca, to oni zapłacą połowę stawki. Albo w ogóle.

Od jednego z właścicieli słyszę, że ma kredyt na halę pneumatyczną, co oznacza dla niego kolejne stałe zobowiązanie.

Warto tu zrozumieć jak wygląda nasza rzeczywistość. W Polsce większość reprezentantów wywodzi się z małych klubików. Wielkich piłkarzy nie wychowują Legia czy Lech, nie są oni tworem żadnego systemu a przypadku. Raz trafi się ktoś w Orle Mrzeżyno, raz w Varsovii, raz w Sokole Kleczew. Przez ostatnie 30 lat rzeczywistość w Polsce się zmieniła. Kiedyś wszystko było bardzo proste. W jednym mieście był jeden klub utrzymywany przez gminę. Dziś funkcjonujemy w rzeczywistości szkółek. Nawet te tradycyjne kluby w zdecydowanej większości budują budżet na wpłatach od rodziców.

Małe kluby to podstawa całego ekosystemu. Zwykle do dużych klubów zawodnicy trafiają mając po kilkanaście lat. Dlatego upadek iluś małych klubów może być dla polskiej piłki dramatem. Chyba, że wyjdziemy z założenia: "Jeśli zawodnik nie pójdzie do klubu A to pójdzie do klubu B". Ale tego nie wiemy.

Wojciech Sierpiński, który prowadzi oddziały "SocaTots" (zajęcia piłkarskie i ogólnorozwojowe dla najmłodszych) w Łodzi i Poznaniu wymienia gdzie pojawiają się problemy:
- Po pierwsze to co mają wszyscy przedsiębiorcy, ZUS, telefon itd.
- utrzymanie etatowych trenerów
- Spłata kredytów. Np wiele szkółek musi brać kredyty w wakacje, gdy w szkółce zostaje niewielki procent dzieci.
- Opłaty za prowadzenie biura, co często dotyczy szkółek mających od 200 dzieci w górę.

- Poza tym nie mamy pewności, że sytuacja nie powtórzy się jesienią. Jeśli tak się stanie, to nawet najtwardsi będą się poddawać -mówi Sierpiński. A nawet jeśli się nie powtórzy to...

- Nie mamy pewności, czy po uporaniu się z koronawirusem od razu wszyscy wrócą do zajęć. U rodziców może występować obawa przed zarażeniem, nawet mimo minimalnego ogniska epidemii - zaznacza Mateusz Chmielewski.

Kolejna istotna rzecz: Co dalej z dotacją miejską? Czy kluby, które faktycznie nie realizują szkolenia będą musiały zwrócić dotację? Skoro nie realizują zadań, to co dalej? Oczywiście to już sprawa do rozstrzygnięcia - mam nadzieję pozytywnego dla klubów - w lokalnych środowiskach.

Sprawa koronawirusa to sprawdzian lojalności samorządów ale i rodziców. - Na pewno łatwiej będzie szkółkom, które zbudowały silną więź z rodzicami – już teraz widać kilka przykładów, gdzie rodzice będą mocno zintegrowani z klubem są w stanie zadeklarować płatność składek pomimo braku zajęć. Wszystko jednak zależy od tego, jak długo sytuacja kryzysowa będzie się utrzymywać, bo wtedy jasną sprawą jest, że rodzice też będą musieli podejmować jak najbardziej racjonalne decyzje -mówi Kajzerski. Nie wiemy jak długo potrwa kryzys, ale te pierwsze miesiące będą najtrudniejsze.

- Nie da się ukryć, że obecny kryzys to największe wyzwanie dla całego świata, nie tylko sportowego, od kilkudziesięciu lat. Sport, a w szczególności piłka nożna, chociaż jest bardzo medialna i popularna, to nadal branża jakich wiele. Myślę, że należy spodziewać się konkretnych działań za strony rządu, które będą skierowane dla całego szeroko pojętego biznesu – widzimy takie działania np. we Francji czy krajach skandynawskich, gdzie zawieszone zostały płatności podatkowe, koszty energii, wody, gazu itd., wprowadzane są kolejne ulgi i zwolnienia. Podobnych rozwiązań można spodziewać się w najbliższych dniach również w naszym kraju. Bardzo ważna będzie też rola PZPN i Ministerstwa Sportu, żeby zadbać o interes branży sportowej, w tym piłki nożnej - mówi Kajzerski.

Co można zrobić? Zacisnąć pasa, czekać i wierzyć. Na pewno dać z siebie więcej, dużo więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale jednocześnie oczekiwałbym rozwiązań od PZPN. Od czegoś ten związek jest i to może być największy dla niego sprawdzian w historii polskiej piłki. Oczywiście jeśli zamknięcie potrwa miesiąc, kluby jakoś sobie poradzą, dwa miesiące, również, trzy być może. Ale jeśli potrwa kilka miesięcy, wiele klubów z piłkarskiej mapy zniknie, za pół roku obudzimy się w innej rzeczywistości. Zostaną najwięksi. Przy czym najwięksi to nie zawsze najlepsi.

Liczę na to, że PZPN i związki regionalne staną na wysokości zadania i na najbliższe miesiące, również po odwieszeniu rozgrywek, po prostu zawieszą albo ograniczą do minimum opłaty dla klubów a nawet dadzą im finansowe wsparcie.

ZOBACZ Problemem polskiej piłki jest technika i rozumienie gry

ZOBACZ Dlaczego niektóre dzieci mają mniejszą szansę na karierę w piłce nożnej

Komentarze (0)