Koronawirus. Przejmujące słowa po śmierci Lorenzo Sanza. "Traktowałem go jak ojca"

W sobotni wieczór hiszpańskim sportem wstrząsnęła informacja o śmierci Lorenzo Sanza, który zaraził się koronawirusem. - Nawet najbliżsi nie mogli z nim rozmawiać - mówi były piłkarz Realu Madryt, Predrag Mijatović.

Igor Kubiak
Igor Kubiak
Lorenzo Sanz PAP/EPA / SERGIO BARRENECHEA / Na zdjęciu: Lorenzo Sanz
76-letni Lorenzo Sanz w zeszłym tygodniu w ciężkim stanie trafił do szpitala po tym jak testy wykazały obecność koronawirusa w jego organizmie. Prezydent Realu Madryt przebywał na intensywnej terapii, ale nie udało się go uratować. W sobotni wieczór pojawiła się informacja o jego śmierci (więcej TUTAJ).

Za jego prezydentury Real sięgnął dwukrotnie po Ligę Mistrzów. W finale w 1998 r. zwycięskiego gola w starciu z Juventusem zdobył Predrag Mijatović, którego do Madrytu sprowadził właśnie Sanz.

- Taka śmierć, bez możliwości pożegnania się, powiedzenia ostatniego słowa jest bardzo, bardzo smutna. To jedna z najsmutniejszych nocy w moim życiu. W ciągu ostatnich dni byłem w stałym kontakcie z Fernando (synem Sanza - przyp. red.) i wiem, przez co przechodzili. Nawet oni nie mogli z nim rozmawiać - mówi na łamach "Marki" Mijatović.

Byłego reprezentanta Jugosławii bardzo dotknęła śmierć byłego prezydenta. - Nadal nie mogę w to uwierzyć. Uważałem go za ojca. Bardzo go kochałem. Był bardzo ważną osobą w moim życiu. Nadal wysyłaliśmy sobie wiadomości, co jakiś czas jedliśmy razem. W życiu są ludzie, którzy zostawiają w nim ślad i Lorenzo był jednym z nich - dodał.

W Hiszpanii zanotowano już ponad 25 tys. przypadków zarażenia koronawirusem. Zanotowano też 1381 przypadków śmiertelnych.

Czytaj teżKoronawirus. Serie A. Paolo Maldini, legenda AC Milan, zakażony wirusem

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×