Piotr Branicki w 2003 roku wyjechał do Włoch i grał tam w kilkunastu klubach z niższych lig. Przed tym sezonem przeniósł się na Maltę i występuje w drużynie Hamrun Spartans. Koronawirus dotarł także do kraju, liczącego około pół miliona ludzi.
- Od pewnego czasu na Malcie jest 169 osób zakażonych koronawirusem, ale na szczęście nikt nie umarł. Już dawno władze kraju zamknęły dosłownie wszystko, nie licząc oczywiście sklepów spożywczych i aptek - opowiada nasz rodak w Polsacie Sport.
37-latek ma jednak inne zmartwienie. We Włoszech, gdzie przez koronawirusa zmarło ponad 12 tys. osób, pracuje jego mama. Jest pielęgniarką w prywatnym szpitalu w miejscowości Acerra koło Neapolu.
- Moją pasją jest gra w piłkę, z kolei pasją mojej mamy jest pomoc innym ludziom. Nawet ostatnio, gdy rozmawialiśmy przez telefon, wspominała, że myśli nad zaciągnięciem się do szpitala, gdzie ludzie walczą o życie. Prosiliśmy ją z siostrą, żeby tego nie robiła i nie ryzykowała. Boimy się o nią, bo wiadomo, że mama ma swoje lata, ale nie jest jeszcze na emeryturze. Umiera dużo ludzi ze służby zdrowia, więc widzimy, co się dzieje - komentuje piłkarz.
Napastnik Hamrun Spartans także wraca do Włoch, bo rozgrywki piłkarskie zostały zawieszone. Docelowo chciałby dostać się do Polski, gdzie przebywa jego narzeczona.
Andreea Hanca. Jak mieszkać w pałacu, gdy na bramie umierają ludzie >>
Koronawirus. Nowe informacje odnośnie Rustu Recbera >>
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film