Partizan Belgrad - AEK Ateny 1999. Trwało bombardowanie, a oni zagrali mecz

PAP/EPA / SRDJAN SUKI / Zdjęcie z meczu Partizan Belgrad - AEK Ateny w 1999 roku
PAP/EPA / SRDJAN SUKI / Zdjęcie z meczu Partizan Belgrad - AEK Ateny w 1999 roku

W 1999 roku NATO bombardowało Jugosławię. Prezes AEK-u Ateny chciał okazać wsparcie i wpadł na pomysł meczu z Partizanem Belgrad (z Aleksandarem Vukoviciem w składzie). Zagrano przy kilkunastu tysiącach widzów, a spotkanie było pokojową manifestacją.

Wiosną 1999 roku NATO bombardowało Jugosławię w ramach operacji "Allied Force". Płonęły budynki, ginęli ludzie. W takich warunkach gra w piłkę wydawała się niemożliwa, zresztą liga została zawieszona. Zawodnicy nieraz pokazywali jednak, że są w stanie pokonać barierę strachu i nieoficjalnie wychodzili na boiska.

Do historii serbskiego futbolu przeszły wydarzenia z 7 kwietnia, gdy na Stadionie JNA odbył się mecz towarzyski Partizana Belgrad z AEK-iem Ateny. Świat obiegły wówczas zdjęcia kilkanastu tysięcy ludzi na trybunach, dziesiątek flag i transparentów czy piłkarzy pozujących do wspólnego zdjęcia z celownikami na koszulkach. "Wygraliśmy wojnę obok greckich bohaterów" - pisała zaś miejscowa "Politika" w nawiązaniu do tych wydarzeń.

W nawiązaniu do II Wojny Światowej

Grecki kościół nawoływał swoich wiernych do solidarności z prawosławnymi Serbami, na ulicach tego kraju odbywały się manifestacje przeciwko operacji "Allied Force". To także stąd wyszedł pomysł "meczu wsparcia". Konkretnie wpadł na niego charyzmatyczny prezes Dimitris Melissanidis. - Wygraliśmy wiele trofeów na boisku, to zaś będzie tytuł humanitarny - tłumaczył dziennikarzom.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldinho czaruje nawet w więzieniu

Na pierwszy rzut oka plan wydawał się szalony i niebezpieczny. Mimo pojawiających się obaw żaden z działaczy i piłkarzy nie był jednak przeciwny. - Grecy i Serbowie są jedynymi ludźmi na Bałkanach, którzy walczyli z nazistami. Przesłanie jest więc następujące: pokój, odwaga i nadzieja dla cierpiących. Chcę okazać postawę rodaków podczas wojny - powiedział kapitan Demis Nikolaidis podczas specjalnej konferencji prasowej.

Co ciekawe, zainteresowanie udziałem w tym przedsięwzięciu wyrazili też kibice i inne osoby, m.in. zmarły niedawno Manolis Glezos (zasłynął zerwaniem flagi III Rzeszy z Akropolu podczas II Wojny Światowej - przyp. red.). Wyjazd próbowało jeszcze uniemożliwić brytyjskie ministerstwo sportu, ale jego zabiegi się nie powiodły.

Bez podziałów

Dogadanie się w sprawie gry między zainteresowanymi nie stanowiło problemu, co innego sam wyjazd. Nikt nie mógł zagwarantować bezpiecznej podróży. Do tego lotniska na terenie Jugosławii były celem bombardowań, więc 78-osobowa delegacja AEK-u musiała najpierw polecieć na Węgry. Dopiero stamtąd udała się pięcioma autobusami do Belgradu, gdzie miejscowi przywitali ich... chlebem i solą.

- Kiedy przekroczyliśmy granicę to zrozumieliśmy, że wojna rzeczywiście tam trwa. Widzieliśmy zbombardowane tereny i zniszczone domy, a po przyjeździe do stolicy zdaliśmy sobie sprawę jak wielkie jest przerażenie u tych ludzi. Nie mieliśmy problemów po drodze, choć podczas powrotu słyszeliśmy wyjące syreny. Strach oczywiście był, zwłaszcza gdy zobaczyliśmy zasięg tego wszystkiego. To był jednak wspaniały akt i jestem dumny, że mogłem być jego częścią - opowiadał po latach Michalis Kasapis z AEK-u w rozmowie ze stroną internetową tego klubu.

Mimo niebezpieczeństwa na stadionie pojawiło się kilkanaście tysięcy widzów (wg różnych szacunków między 15 a 25 - przyp. red.). Na trybunach można było dostrzec flagi Partizana, PAOK-u Saloniki, AEK-u, Serbii, Grecji czy Macedonii. Tego dnia nie istniały bowiem żadne podziały. Ze wszystkich stron słychać było zjednoczenie, m.in. w okrzykach przeciwko działaniom wojennym, USA czy NATO. Nie brakowało też skierowanych do nich banerów, np. z tarczami strzeleckimi.

Widowisko niedokończone

Na własną manifestację zdecydowali się trenerzy i piłkarze, którzy wyszli na boisko z celownikami na koszulkach i wielkim transparentem "NATO Stop the Bombing, Stop the War". Wśród nich nie zabrakło znanych postaci. Trenerem Partizana był Ljubisa Tumbaković, a AEK prowadził Oleg Błochin. Największą gwiazdą gospodarzy był Mateja Keżman, zaś u jego boku wystąpili m.in. Sasa Ilić czy Aleksandar Vuković (obecny trener Legii Warszawa - przyp. red.). Z kolei u gości zagrali wspomniany wyżej Nikolaidis i Michalis Kapsis, czyli późniejsi mistrzowie Europy.

Transmisję na żywo ze spotkania prowadziła jugosłowiańska telewizja "RTS". Już wcześniej zapowiedziano, że wszystkie zyski z niego zostaną przekazane organizacjom humanitarnym. Wynik był więc sprawą zupełnie drugorzędną i nie może dziwić, że ostatecznie pozostał nierozstrzygnięty. Skończyło się bowiem przy stanie 1:1 po nieco ponad godzinie, gdy na boisko wbiegli kibice i zaczęli obejmować graczy, dziękując im za okazaną solidarność. - Jestem podekscytowany. Trudno jest precyzyjnie opisać to, co przeżyłem - cieszył się Melissanidis w późniejszej rozmowie z dziennikarzami.

Skrót meczu:

- Mogę powiedzieć, że w niektórych momentach meczu patrzyliśmy w niebo z obawą, by jakaś bomba nie spadła nam na głowę. Kiedy jednak wspominam tą podróż, to czuję wielką satysfakcję. To był jeden z najpiękniejszych momentów mojej kariery, poszliśmy przecież walczyć o święty cel - zauważył po latach bramkarz Ilias Atmadzidis, cytowany przez sportime.gr.

W 2019 roku były plany organizacji meczu towarzyskiego z udziałem Partizana i AEK-u, by upamiętnić dwudziestą rocznicę "spotkania przeciwko bombom". Ostatecznie jednak nie doszło ono do skutku z powodu niechęci części kibiców (Serbowie są zaprzyjaźnieni z PAOK-iem Saloniki - przyp. red.).

AEK Ateny - z finansowego piekła do raju >>>

Komentarze (0)