#DziałoSięWSporcie. Te łzy widział cały świat. Koszmar Ronaldo

Getty Images / Na zdjęciu: Ronaldo
Getty Images / Na zdjęciu: Ronaldo

Piłkarze zakrywali twarze, kibice odwracali głowy. 12 kwietnia 2000 to data, którą tysiące fanów najchętniej wykreśliłoby z kalendarza. A przede wszystkim Ronaldo. Brazylijczyk przeżył tego dnia ogromny dramat, a jego kariera zatrzymała się na lata.

- Nawet jeśli wejdzie na boisko na kwadrans, na pewno da wiele radości swoją grą - mówił przed meczem kapitan Interu, Javier Zanetti. Miliony kibiców Interu czekało w niecierpliwości na jego powrót. Króla futbolu, Il fenomeno, najlepszego piłkarza świata.

12 kwietnia 2000 roku Luiz Nazario de Lima, czyli Ronaldo miał wreszcie wrócić na boisko po półrocznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana. 21 listopada 1999 roku, w trakcie spotkania z Lecce, Brazylijczyk doznał urazu ścięgna i musiał przejść operację. Jego brak był aż nadto odczuwalny, nawet jeśli w kadrze Interu byli tacy napastnicy jak Christian Vieri, Ivan Zamorano czy Roberto Baggio.

Moment na wielki powrót wydawał się idealny. Pierwszy finałowy mecz Pucharu Włoch z Lazio Rzym. Dla Nerazzurrich szansa na uratowanie przeciętnego sezonu - szanse na tytuł już w kwietniu nie były duże, Lazio i Juventus odjechały rywalom zdecydowanie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 11-latek z Polski robi furorę w Barcelonie. Zobacz piękne gole Michała Żuka

I długo wydawało się, że sama obecność Ronaldo w kadrze odmieniła Nerazzurich. W ósmej minucie gola strzela Clarence Seedord, 0:1. Końcówka pierwszej i początek drugiej połowy to jednak dwa gole dla gospodarzy, najpierw Nedved, potem Simeone. W 58. minucie Marcelo Lippi daje znak, na który czekali wszyscy kibice.
"Ronaldo, wchodzisz"

KOSZMAR

- To była najgorsza kontuzja, jaką widziałem w swoim życiu - powie potem Nilton Petrone, jego ówczesny fizjoterapeuta.

Po kilkunastu minutach od wejścia na boisko Ronaldo atakuje. Rusza z piłką w swoim stylu, jest blisko pola karnego. Gdy wszyscy czekają na strzał, Brazylijczyk nagle, nie zahaczony przez nikogo, pada na boisko. Obrońca gospodarzy Fernando Couto jest najbliżej. Gdy widzi sytuację, sam macha rękami w kierunku lekarzy, po chwili robią to też inni zawodnicy Lazio i Interu, Cristian Panucci chowa twarz w dłoniach.

Ronaldo płacze z bólu, jego twarz wyraża tylko jedną emocję. Cierpienie.

- Jego ścięgno po prostu eksplodowało. Gdybym pokazał zdjęcia jego kolana po operacji, nikt by nie uwierzył. Wyglądało jak piłka do futbolu amerykańskiego. Wiele razy płakał z bólu, prosił o morfinę. Był podłączony pod rurki odprowadzające krew, to było wręcz niewiarygodne - ujawniał Petrone w magazynie "Four Four Two".
Zdjęcia płaczącego Ronaldo na Stadio Olimpico obiegły cały świat. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się pytania o przyczynę kolejnych kontuzji kolana najlepszego piłkarza na świecie.

Emeryt w wieku 23 lat

- Był genetycznie obdarzony włóknami mięśniowymi, które powodowały u niego ogromną moc i przyspieszenie. Miał nie tylko prędkość, ale też koordynację. Według testów był w stanie przebiec 100 metrów w 10,2 sekundy. To było niewiarygodne. On był fenomenem - opowiadał Petrone.

Przy tym jednak cierpiał na dysplazję kręgosłupa. Relacja między rzepką a kością udową była niestabilna. Nie można było tego poprawić operacyjnie, jedyną receptą było nie przeciążanie organizmu. Gdy jesteś najlepszy na świecie, grasz mecze co trzy dni i w każdym wykonujesz po kilkanaście sprintów, brzmi to jednak nierealnie.

W końcu organizm zaczął się buntować, efekty nadeszły właśnie w sezonie 1999/2000. Dla wielu wydawało się, że to już koniec jego kariery. Sami lekarze nie byli pewni, czy Ronaldo będzie w stanie wrócić jeszcze na boisko. Dalsza kariera 23-letniego (!) dopiero napastnika zawisła na czymś znacznie cieńszym niż jego ścięgna.

- Lekarze nie byli pewni, czy się uda. Z naukowego punktu widzenia było to mało prawdopodobne, by jego kolano zregenerowało się na tyle, by wrócić do zawodowego sportu. On sam dzwonił do mnie w nocy i łkając pytał, czy to koniec. "Nie okłamuj mnie" - mówił. To, że wrócił, to chyba zasługa Boga - oceniał Petrone.

Bo wrócił. Po dwóch operacjach i kilkunastu miesiącach rehabilitacji. - Pracował po 10 godzin każdego dnia, bez żadnej przerwy. To była gigantyczna praca, nigdy nie widziałem jeszcze, by ktoś dawał z siebie tak dużo - czytamy.

Wielki powrót

Tym razem postanowiono bardzo powoli wprowadzać go do gry - w sezonie 2001/2002 grał niewiele, lekarze i trenerzy bali się kolejnej kontuzji. I w lutym ta się pojawiła. - Wtedy on sam zwątpił, czy da radę przygotować się do mistrzostw świata w Korei i Japonii. Postanowiliśmy, by nie siedział w Mediolanie. Pozwoliliśmy polecieć mu do Brazylii, do rodziny. Myślę, że był to świetny pomysł - przyznał jego były fizjoterapeuta.

Ronaldo nie tylko pojechał na MŚ. Impreza okazała się jego popisem. Został mistrzem świata i królem strzelców. Mógł spojrzeć na wszystkich z góry, tak wysoko jak jeszcze nigdy wcześniej. Wdrapał się na szczyt po dramatycznych przejściach, gdy miliony ludzi w niego zwątpiło.

- Dla mnie był jak feniks. Miał niezwykłą umiejętność do podnoszenia się, gdy wszyscy stawiali na nim krzyżyk. Zawsze był niezwykle silny mentalnie, skupiał się na swoim celu i poświęcał zadaniom na 100 procent - podsumował Petrone.

Źródło artykułu: