La Liga. Gorące dni w Barcelonie. Konflikt prezydenta Bartomeu z zarządem

PAP/EPA / Marta Perez / Na zdjęciu: Josep Bartomeu
PAP/EPA / Marta Perez / Na zdjęciu: Josep Bartomeu

Afera goni aferę w Barcelonie. Jeden z członków zarządu zarzucił Bartomeu korupcję, a ten nie pozostał mu dłużny. Od początku 2020 roku na Camp Nou dzieją się dziwne rzeczy.

W tym artykule dowiesz się o:

Już kilka dni temu informowaliśmy, że prezydent Josep Bartomeu rozpoczął swoją prywatną wojnę w Barcelonie. Podczas przerwy związanej z pandemią koronawirusa postanowił usunąć kilku członków zarządu, z którymi od dłuższego czasu ma "nie po drodze".

W piątek ruszyła lawina. W zarządzie Barcelony doszło do poważnych zmian. Z pełnionych funkcji, oprócz czterech członków, których odejścia domagał się Bartomeu, zrezygnowały także dwie kolejne osoby.

Byli to Emili Rousaude, który wskazywany był jako potencjalny następca Bartomeu, Enrique Tombas pełniący rolę skarbnika, Silvio Elias, Josep Pont, Maria Teixidor oraz Jordi Calsamiglia.

Publiczna wojna

Gdy ktoś pomyślał, że dymisje członków zarządu zakończą wojnę wewnątrz klubu, to był w grubym błędzie. Na odważne oskarżenia zdecydował się Emili Rousaude, który jasno stwierdził, że działania klubu mocno odbiegały od ideału.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 11-latek z Polski robi furorę w Barcelonie. Zobacz piękne gole Michała Żuka

- Jeżeli audyt pokaże, że koszt usługi to 100 tysięcy euro, a my zapłaciliśmy milion, to oznacza, że w tym przypadku ktoś położył rękę na pieniądzach. Nie mam jednak dowodów i nie mogę powiedzieć kto - mówił Rousaude o aferze hejterskiej (za Marca.com).

- Uważam, że Bartomeu podjął decyzję o zmianach w zarządzie tylko z powodu afery. Zdecydowaliśmy się odejść, ponieważ przyczyny, które nam przekazano, były inne niż to, co powiedział prezydent. Planowaliśmy podać się do dymisji, jeśli nie przekonają nas wyjaśnienia Bartomeu ws. afery - dodał.

Rousaude nie powiedział tego wprost, ale jasno zasugerował, że jeden z pracowników klubu mógł czerpać korzyści finansowe przy tej aferze, która oczerniała wiele ważnych osób dla Katalończyków, na czele z Gerardem Pique, Leo Messim czy Pepem Guardiolą. FC Barcelona bardzo szybko postanowiła jednak zareagować na jego słowa.

"Wobec poważnych oskarżeń sformułowanych przez pana Emiliego Rousauda w różnych wywiadach, FC Barcelona kategorycznie zaprzecza jakimkolwiek działaniom, które mogłyby zostać uznane za korupcję oraz zachowuje sobie prawo do podjęcia odpowiednich kroków prawnych.

Analiza dotycząca działania mediów społecznościowych jest przedmiotem niezależnego audytu przeprowadzanego przez firmę PriceWaterhouseCoopers. Pracę nad nim wciąż trwają, więc nie ma jeszcze sformułowanych żadnych wniosków, a klub przekazał wszystkie wymagane przez firmę informacje na samym początku procesu" - czytamy w oficjalnym oświadczeniu klubu.

Sprawa na pewno nie rozejdzie się po kościach. Zaskoczeni kolejnymi informacjami są piłkarze, którzy nie mają dobrych relacji z Bartomeu. Wielu z nich nie zdawało sobie sprawy, że konflikt jest aż tak poważny. O wszystkim dowiadywali się z mediów.

"Większość piłkarzy Barcelony jest mocno zaskoczona i oszołomiona nowinami o dymisji, ale przede wszystkim oskarżeniami Rousauda" - dodają dziennikarze "Asa".

Aż trudno uwierzyć, że mimo takiej atmosfery, Duma Katalonii ma realną szansę na wygranie Ligi Mistrzów oraz Primera Division. Piłkarze odcinają się od zarządu klubu i w myśl powiedzenia "Im gorzej, tym lepiej", wykonują swoją robotę. Publiczne pranie brudów musi się jednak na Camp Nou skończyć jak najszybciej. Tak wielki klub na to nie zasługuje.

Zobacz także: Prezydent białoruskiej piłki dla WP SportoweFakty: Gramy dalej!

Zobacz także: #DzialoSieWSporcie: Australia leci gromić w eliminacjach. W tle afera

Komentarze (0)