Piłkarze Widzewa Łódź chcieli zejść z boiska, ale wygrali w dziewiątkę i przyłożyli rękę do spadku Lecha Poznań

PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Andrzej Grajewski
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Andrzej Grajewski

Andrzej Grajewski nie mógł się zdecydować komu kibicować, sędzia pomagał Lechowi Poznań, a piłkarze Widzewa Łódź w pewnym momencie chcieli zejść z boiska. Ostatecznie wygrali 5:3 i dołożyli cegiełkę do spadku "Kolejorza" z ekstraklasy.

Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.

To był już początek maja i 26. kolejka sezonu 1999/2000, a pętla na szyjach lechitów zaciskała się coraz mocniej. Mieli wprawdzie do rozegrania jeden mecz zaległy, ale do bezpiecznej strefy tracili cztery punkty i nie mogli sobie pozwolić na porażkę.

Zaczęło się dobrze dla poznaniaków - od trafienia Jarosława Maćkiewicza, lecz potem strzelali głównie łodzianie i w 52. minucie było już 1:4. Później do siatki trafili Marek Szemoński i Sławomir Suchomski, a w ekipie gości czerwone kartki dostali Piotr Mosór oraz Maciej Stolarczyk. Sędzia Zygmunt Ziober wyrzucił ich za ciągnięcie rywala za koszulkę, a także dyskusje, wywołując w ekipie łodzian ogromną wściekłość. Goście czuli się pokrzywdzeni i w pewnym momencie chcieli nawet zejść z boiska.

Ostatecznie mecz dokończono, a "Kolejorz" był w uprzywilejowanej sytuacji. 68. minuta, jedna bramka straty - wydawało się, że trzeba to odrobić. Zespół Wojciecha Wąsikiewicza grał jednak katastrofalnie i mając przewagę dwóch zawodników, stracił jeszcze gola na 3:5.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Trudna sytuacja finansowa polskich klubów. Wznowienie rozgrywek rozwiąże sporo problemów

Tę ostatnią bramkę zdobył Sławomir Gula, który przyznał po czasie, że spotkania w Poznaniu nie zapomni nigdy - głównie ze względu na bardzo napiętą atmosferę, jaka wokół niego panowała.

Duże kontrowersje wzbudziła osoba Andrzeja Grajewskiego, który był prezesem Lecha, ale posiadał też akcje Widzewa. Ostatecznie stał przy linii bocznej w szaliku klubu z Poznania, o co kibice z Łodzi mieli do niego duże pretensje.

Widzewiacy wygrali w stolicy Wielkopolski 5:3, a po ostatnim gwizdku rozegrały się dantejskie sceny. Do starego budynku klubowego (dziś go już nie ma, bo wybudowano w tym miejscu nową trybunę) dostało się kilkudziesięciu pseudokibiców "Kolejorza". Ochrona nie zapanowała nad sytuacją, w efekcie łódzka drużyna wyjechała do domu dopiero o pierwszej w nocy (niemal trzy godziny po meczu) w eskorcie policji.

Widzew na finiszu zajął wysokie 7. miejsce i już przed wyjazdem do Poznania był praktycznie pewny utrzymania. Lech zaś zamknął tabelę i spadł na zaplecze ekstraklasy.

Szymon Mierzyński

Komentarze (2)
Jan Kozietulski
19.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mówisz gajewski - wiesz wszystko. 
avatar
Mossad
19.04.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Oooo to byl slynny mecz. Grajacy w bukmacherce to pamietaja. Tu w Wielkopolsce wszyscy mieli cynki i informacje, ze Widzew pusci ten mecz. Wszystko mialo byc dogadane. Ludzie obstawiali za grub Czytaj całość