Koronawirus. Białoruska maskarada

Jeden był gruby, drugi stary, trzeci fajtłapą, co chodził po ulicach. Gdy ojciec narodu rzekomo wyśmiewał kolejnych zmarłych, ludzie w internecie pisali sobie nekrologi. I wymyślali, co też prezydent powiedziałby o nich.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Aleksandr Łukaszenka WP SportoweFakty / Wojciech Pacewicz / Na zdjęciu: Aleksandr Łukaszenka
Wiktar Daszkiewicz miał 75 lat, uznanie w artystycznym świecie, grał w teatrze w Witebsku. Gdy 30 marca w miejscowym szpitalu jego serce przestało bić, stał się pierwszym oficjalnym zmarłym z powodu koronawirusa na Białorusi. Komentując jego śmierć, Alaksandr Łukaszenka powiedział zaufanym dziennikarzom, że przecież on i rodzina prosili Daszkiewicza, żeby już nie wychodził z domu i nie pracował.

Andrzej Poczobut, polski dziennikarz z Grodna przytaczał w "Newsweeku" słowa prezydenta o aktorze: - Jego żona, która z nim mieszkała, jest zdrowa. Córka również. Obydwie mają mocny układ odpornościowy. A on, fajtłapa, nie wytrzymał.

Polska kwarantanna

Marek Zaniewski z Grodna, tuż przy granicy z Polską, niczyjej wytrzymałości testować nie zamierza. Jest prezesem polonijnego klubu sportowego Sokół Grodno i sam nie wie, czy wierzyć w zapewnienia, że na zachodzie kraju, tuż przy granicy z Polską, korononawirusa to prawie nie ma. Wie natomiast, że prawie cała Europa siedzi w domach, a gdy z nich wychodzi, to zakłada maski. Więc on i cała białoruska Polonia zostali w domu, zakrywają buzie i nosy. A panie z mniejszości polskiej w odległej 120 kilometrów Lidzie to same nawet szyją maski dla pracowników lokalnej służby medycznej.

Ludzie wiedzą swoje. I nawet jak ojciec narodu, baćka Łukaszenka [baćka – ojciec, prezydent tak o sobie mówi] przekonuje, że szpitale sobie świetnie radzą, to ci ludzie i tak tym szpitalom pomagają. Bo one nie dają sobie rady, ale nie mogą o tym głośno powiedzieć.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
- My na pewno nie chcemy ryzykować zdrowiem naszym i dzieci - mówi WP SportoweFakty Marek Zaniewski, który jest też wiceprezesem nieuznawanego przez władzę Związku Polaków na Białorusi. Sokół, któremu przewodzi, to amatorski klub, w którym można pograć m.in. w piłkę nożną, koszykówkę, siatkówkę czy w szachy. Też nie jest uznawany przez władzę, nie jest więc nigdzie zarejestrowany i nie prowadzi dokumentacji. - Przy czym takie to białoruskie realia, że dwa lata temu nasza drużyna w nordic walking wzięła udział w legalnych, państwowych mistrzostwach. I je wygrała, została mistrzem - wyjaśnia.

Dziś, jeśli tylko jest to możliwe, Sokół prowadzi zajęcia online, da się to robić w sekcji szachów. Sytuacja w kraju nie jest normalna, choć władze zaklinają rzeczywistość i twierdzą, że jest inaczej.  - Na mecze miejskiego Niemena Grodno chodziło po 1,5 tys. ludzi, a ostatnio było 150 - opowiada Zaniewski. - Nie ma oficjalnej kwarantanny, ale my ją trzymamy. Nie robimy treningów, nie organizujemy zawodów. Nasze szkoły języka polskiego przeszły na nauczanie zdalne. Związek nie planuje teraz żadnych imprez. Ale państwo działa, wszystko pracuje. Dobrze to nie wygląda - opisuje.

Według dostępnych statystyk, na Białorusi 8,7 tys. osób zaraziło się koronawirusem SARS CoV-2, zmarły 63 osoby. Jednak władze nie aktualizują listy codziennie. A miejscowi alarmują, że wiele przypadków choroby COVID-19 wywołanej przez koronawirusa klasyfikują jako zapalenie płuc. Wiktar Daszkiewicz, aktor z Witebska, też początkowo zapisany był jako chory na zapalenie płuc.

Oczekiwanie na burzę

Gdy Franek Wiacziorka przeszedł się w środę ulicami Mińska, poczuł atmosferę napięcia, stłumionej jeszcze paniki. Opisuje nam, że Białoruś czeka na burzę. Że ludzie może i chodzą po mieście, ale na pewno jest ich mniej.

-  Kawiarenki opustoszały, wiele osób wstrzymało swoją pracę wbrew zaleceniom Łukaszenki. Ci sami ludzie uważają, że kraj powinien przejść w stan kwarantanny, izolacji. Jednak pamiętajcie, że 40 procent ludności pracuje tu w przedsiębiorstwach państwowych. I oni mają zakaz opuszczania miejsc pracy. A Łukaszenka dodatkowo zapowiedział kary dla tych prywatnych firm, które będą zwalniać pracowników - opowiada Wiacziorka, działacz społeczny i dziennikarz.

- W ubiegłym tygodniu byłem w naszej Inspekcji Podatkowej. A dziś okazało się, że całe kierownictwo ma koronawirusa. Jak u nich byłem, to cała inspekcja szeptała, że Łukaszenka chce ich pozabijać.
Na zdjęciu: Łukaszenka wizytuje szwalnię. O maskach nikt nie myśli. Fot. EPA/MAKSIM GUCHEK Na zdjęciu: Łukaszenka wizytuje szwalnię. O maskach nikt nie myśli. Fot. EPA/MAKSIM GUCHEK
Opowiada, że białoruscy lekarze mają zakaz wypowiadania się o pandemii. Dziennikarze nie mogą dostać prawdziwych danych o chorych. Mówi, że urzędnicy na spotkania z Łukaszenką chodzą bez masek, bo się boją. I że prezydent zapowiedział, iż dzieciaki w szkołach też nie powinny nosić masek, więc dyrektorzy szkół teraz je dzieciakom zabierają.

Od początku pandemii korornawirusa prezydent Aleksandr Łukaszenka konsekwentnie go deprecjonuje. Uważa, że to wirus jak każdy inny i wcale nie najgroźniejszy. Drwi z niego, gdy po meczu hokeja na lodzie pyta dziennikarkę, czy widzi wokół jakiegoś wirusa. Radzi Białorusinom, żeby pili wódkę, ciężko pracowali w polu albo grali w hokeja i w ten sposób z nim walczyli. I nakazuje, żeby nie przestawali pracować. Bo gdy zamknie kraj, to ten kraj padnie i nie będzie co jeść.

Wiacziorka: - Państwowa telewizja żartowała z ludzi noszących maski. Łukaszenka o pierwszych ofiarach mówił, że jeden był za gruby, drugi za stary, a trzeci niepotrzebnie chodził po ulicach. I jak ktoś zmarł, to jego wina. Pojawił się w sieci czarny humor. Ludzie zaczęli pisać sobie nekrologi i wymyślać, jak o nich powiedziałby prezydent.

Głowa państwa rządzi Białorusią od 1994 roku. Jest ostatnim dyktatorem w Europie. Przez 26 lat Białorusini - jak mówi dziennikarz - przeszli tyle kryzysów, ile nie przeszedł żaden naród w tej części kontynentu. I obywatele zdążyli też przyzwyczaić się do kłopotów oraz do rubasznego stylu uprawiania polityki przez prezydenta. I maskarady, którą nie pierwszy raz odgrywa.

Futbolu nie skasują

- Łukaszenka ma taki styl, zawsze tak robił. Radził też sobie w wielu trudnych sytuacjach. W jego mniemaniu skutecznie ogrywał Rosję, ogrywał Zachód, nie ustępując w sprawie praw człowieka i demokracji, ogrywał opozycję. Uważa, że tak samo będzie z koronawirusem – analizuje ekspert od Białorusi, Kamil Kłysiński z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Dodaje: - Myśli schematycznie, jak większość liderów autorytarnych i na pierwszym miejscu stawia wizerunek silnego przywódcy. To może skończyć się źle, może się skompromitować w oczach obywateli, gdy kpi z wirusa, który zabija Białorusinów. Sytuacja jest bardzo, ale to bardzo ryzykowna.
Na zdjęciu: Skoro na mecz Dynama Brześć przyszło mało kibiców, to klub posadził... manekin. Fot. Natalia Fedosenko\TASS via Getty Images Na zdjęciu: Skoro na mecz Dynama Brześć przyszło mało kibiców, to klub posadził... manekin. Fot. Natalia Fedosenko\TASS via Getty Images
To cały Łukaszenka. Zawsze po swojemu, zawsze pod prąd. Idealnym przykładem polityki lekceważenia koronawirusa jest piłka nożna. Gdy cała futbolowa Europa zeszła do szatni, liga białoruska gra w najlepsze i ani myśli przestać. Prezydent federacji Władimir Bażanow mówił WP SportoweFakty: - Na bieżąco monitorujemy sytuację. W pełni ufamy naszym służbom medycznym, wzmogliśmy ostrożność, badamy kibicom temperaturę, mamy żele antybakteryjne. Nie ma więc podstaw do przerwania ligi.

Nic to, że wizytująca Białoruś Światowa Organizacja Zdrowia zaleciła natychmiast wstrzymanie imprez masowych.

Wiacziorka jest przekonany, że na Białorusi są już zakażeni piłkarze. - Ministerstwo Zdrowia nawet zastanawiało się nad tymi imprezami masowymi, ale od razu powiedziało też, że na piłkę wpływu nie ma. Wygląda to więc na osobisty rozkaz Łukaszenki. Na demonstrację siły, niezależności i obojętności dla zdrowego rozsądku. Oni tę piłkę zostawią, nie będą jej kasowali. A kwestią czasu jest, gdy wypłyną informacje o zarażonych piłkarzach.

Gdy w ubiegłym tygodniu Dynamo Brześć miało rozegrać mecz w Witebsku, piłkarz tej drużyny Artem Milewski alarmował, że to szaleństwo. Miasto na północnym wschodzie jest dziś centrum koronawirusa, przyrost zakażonych jest tam największy. Milewski spodziewał się, że mecz zostanie przeniesiony, ale oczywiście nikt go nie słuchał.

Gdy prezydent zachoruje

Białoruś stała się o tyle fenomenem, że potężne zagrożenie dostrzegają i najwięcej działają zwykli obywatele. Kamil Kłysiński analizuje trzy poziomy reakcji wobec wirusa.

1. Łukaszenka, który uważa, że koronawirus jest psychozą zachodnich i rosyjskich polityków. I ma takie cenne porady zdrowotne jak: picie wódki, przejażdżka traktorem, wizyta w saunie czy wdychanie dymu z ogniska.

2. Struktury państwowe i władze lokalne, które oczywiście nie są niezależne od prezydenta. Ale które też – zapewne za przyzwoleniem Łukaszenki – same próbują ograniczać pandemię. Mińsk, Grodno czy Brześć wprowadzają własne zasady np. zamykając dyskoteki, ograniczając liczbę ludzi w sklepach. Ministerstwo edukacji wydłużyło ferie i do decyzji rodziców pozostawiło, czy dziecko ma dokończyć rok szkolny. A jeśli go nie dokończy, to dostanie ocenę jaką ma teraz.

3. Obywatele bardziej przejęci niż władza. Zwykli Białorusini, którzy zostają w domach, apelują o kwarantannę, jak studenci na uniwersytetach. Organizacje pozarządowe, które zbierają pieniądze dla szpitali. Mieszkańcy, którzy tym szpitalom pomagają.

Jak wspomniane kobiety z Lidy.

Kłysiński: - Potrzebna jest jedna, kompleksowa i ogólnokrajowa, polityka zwalczania epidemii. A tego dziś brakuje. Łukaszenka pokazał natomiast tyle lekceważenia wobec wirusa, że trudno będzie mu się z takiej pozy całkowicie wycofać. Dlatego pomimo przerażenia wielu osób, najprawdopodobniej nie zrezygnuje z organizacji w Mińsku 9 maja defilady z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej.

I letnie wybory prezydenckie też się pewnie odbędą, a w najbliższą sobotę dzielni obywatele ruszą sprzątać ojczyznę, malować płoty, sadzić drzewka w ramach dorocznego subotnika, czyli ogólnokrajowego czynu społecznego. Popracują przez ten jeden dzień w roku za darmo, przysłużą się matce Białorusi.

Franek Wiacziorka nie wyklucza, że cienki lód, po którym stąpa prezydent, w końcu się załamie. Wtedy jest szansa, że Łukaszenka zmieni podejście. - Gdy będą setki zmarłych, gdy ludzie zaczną się buntować. Albo gdy sam zachoruje, a tego nie da się już ukryć.

W środę okazało się, że koronawirusa ma Dzmitrij Malieszko, zawodowy hokeista, który gra z Łukaszenką w amatorskim klubie prezydenta. 11 kwietnia obaj jeździli jeszcze po lodowisku, polityk teoretycznie może być nosicielem. Jego rzeczniczka prasowa Natalia Ejsmant zapewniła jednak media: - Prezydent nie podda się samoizolacji, pracy zdalnej czy czemuś tam jeszcze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×