Massimo Moratti: Nie myślałem, że w meczu może dojść do tak bezczelnej sytuacji.
Luigi Simoni: Niech on się wstydzi. Lepiej, żebym więcej nie mówił.
Ronaldo: Czuję się oszukany.
Diego Simeone: Wstyd, po prostu wstyd.
Youri Djorkaeff: Myślałem, że sędziowie nie decydują o scudetto.
...
Marcelo Lippi: Nie było błędu, po prostu jesteśmy silniejsi.
Luciano Moggi: Nie było żadnego karnego.
Alessandro Del Piero: Nie chcę oceniać, byłem zbyt daleko.
Angelo Di Livio: Dla Interu każda wymówka jest dobra.
Antonio Conte: Moim zdaniem sędzia nie popełniał błędów.
Po pięć gorących wypowiedzi z każdej ze stron. Każda za stron była pewna, że ma rację. A raczej jest i będzie, bo o sytuacji z 26 kwietnia 1998 roku mówi się we Włoszech już 20 lat i będzie przez co najmniej kolejne kilkadziesiąt. Tego dnia na Stadio delle Alpi odbył się jeden z najsłynniejszych meczów w historii Serie A, po którym nerwy puszczały nie tylko piłkarzom i trenerom. Także włoskim politykom.
Ale zacznijmy od początku. 31 kolejka sezonu 1997/1998, prowadzący w tabeli Juventus ma punkt przewagi nad Interem. I jest w korzystniejszej sytuacji bo zmierzy się z nim na własnym boisku. Zwycięstwo i będą o krok od drugiego mistrzostwa z rzędu a także będą mogli się skupić na zbliżającym się finale Ligi Mistrzów z Realem Madryt.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Co dalej z sędziami w piłce nożnej? "Otrzymają specjalny gwizdek i obowiązek zachowania dystansu"
Inter musiał z kolei wygrać. Ekipa Luigiego Simoniego wiedziała, że tylko trzy punkty pozwolą jej zbliżyć się do tytułu, dla nich pierwszego od 1989 roku. Tak wyczekiwanego przez kibiców i właściciela Massimo Morattiego. To on przed sezonem zapłacił przecież rekordowe 27 milionów dolarów za najlepszego piłkarza świata.
Ronaldo Luiz Nazario de Lima był witany w Mediolanie niczym Mesjasz. Wystarczył mu rok w Barcelonie, by stanąć na szczycie światowego futbolu. Nikt nie miał wątpliwości, że to najlepszy piłkarz globu. I to on miał odzyskać mistrzostwo Włoch. I w dotychczasowych 30 kolejkach spisywał się rewelacyjnie - tylko w lidze strzelił 22 bramki, dołożył do nich osiem w pozostałych rozgrywkach.
Najważniejsze jednak dla Interu, by strzelił dzisiaj. Niedziela, 26 kwietnia, godzina 16:00, Turyn.
Czy był to wielki mecz? Nie. Czy komentatorzy nie nadążali z relacjonowaniem kolejnych akcji, a te przenosiły się od jednego do drugiego pola karnego? Nie. Czy padł piękny gol, który zapisał się na stałe w historii Calcio? Nie. Czy doszło do piekielnej awantury z powodu kontrowersyjnej decyzji sędziego. O tak.
Najpierw jednak, w 21. minucie, gospodarzy na prowadzenie wyprowadził niezawodny Del Piero, który z łatwością nawinął Salvatore Fresiego i z ostrego kąta trafił do siatki. Już do przerwy Inter powinien jednak remisować - najpierw pomylił się Djorkaeff, a świetną okazję zmarnował Ronaldo.
Potem walka, mało strzałów, jeszcze mniej sytuacji. Wślizgi, nerwy, pretensje. Francesco Moriero chce się bić z Angelo di Livio. Sytuacja zaczyna wymykać się z rąk sędziemu, Piero Ceccariniemu. Wciąż jednak najważniejsi na boisku są piłkarze. W 70. minucie arbiter z Livorno będzie już w centrum wydarzeń.
W pole karne Juve wpada Ivan Zamorano, traci ją, ale przejmuje ją Ronaldo. Próbuje mijać Marka Iuliano, jednak ten wpada na niego i nie dotykając piłki powala na murawę. 11 piłkarzy Interu na boisku i cała ławka rezerwowych podnosi ręce w górze i domaga się rzutu karnego. Gwizdek sędziego milczy.
Na boisku robi się ogromne zamieszanie - wściekli zawodnicy Interu ruszają w kierunku arbitra. Akcja rusza jednak pod bramkę Interu, w "16" wbiega Del Piero i pada po starciu z Taribo Westem. Rzut karny dla Juventusu!
Boisko w Turynie zamienia się w piekło. Piłkarze Nerazzurrich tracą cierpliwość, w kierunku sędziego padają obelgi, niemal dochodzi do rękoczynów. Do Ceccariniego zbliża się Lugi Simoni i wściekły wygraża ręką tuż przed twarzą, przez co zostaje wyrzucony na trybuny. Na stadionie wrze, Stadio delle Alpi przypomina wulkan po erupcji.
Dalsze protesty gości nie zdają się na nic, Ceccarini nie zmienia decyzji. "11" dla Juve wykonuje Del Piero, jednak jego strzał broni Pagliuca. Tego dnia była to jednak ostatnia radosna chwila dla piłkarzy i kibiców Interu. Bohaterem Juve zostaje Angelo Peruzzi, który w doliczonym czasie gry dwukrotnie ratuje gospodarzy, broniąc strzały Ronaldo i Zamorano.
Koniec meczu nie oznacza jednak końca emocji, burza już trwa. Na boisku prawie dochodzi bójki między Pagliucą a kibicem Juve. W tunelu prowadzącym do szatni dochodzi do kolejnej awantury, pod stadionem Moratti i Simoni krzyczą do dziennikarzy o skandalu, podobnie jak piłkarze Interu. - Sędziowie się ich boją! Pierwszy raz nie obejrzałem meczu do końca, nie byłem w stanie - twierdzi prezes Nerazzurrich.
We włoskiej telewizji sytuacja analizowana jest dziesiątki razy. Były sędzia Massimo Chiesa broni arbitra, inny ekspert siedzący w studiu Maurizio Pistocchi przekonuje, że rzut karny był ewidentny. Ile osób, tyle opinii. Sytuacja powoli zaczyna wymykać się z rąk, a Ceccarini jest oblegany przez dziennikarzy, a kamery towarzyszą mu wszędzie.
- Wszyscy jesteśmy ludźmi. Czy jestem szczęśliwy? A dlaczego mam nie być? - mówi w krótkim wywiadzie, doprowadzając do furii kibiców Interu. Moratti wciąż nie przestaje krytykować sędziego mówiąc, że Ceccarini jest jedynym człowiekiem na świecie, który nie widział tam karnego. Podobnego zdania jest także hiszpańska "Marca": "Rzut karny zostałby podyktowany wszędzie, nawet na Marsie, ale nie na stadionie Juventusu".
"Rozpacz i hańba" - tytułuje z kolei wydarzenia z Piemontu "La Gazzetta dello Sport".
Klub ze Stadio Giuseppe Meazza protestuje, pojawia się plotka o wniosku o anulowanie meczu i rozegranie go raz jeszcze, ale wtedy Moratti oświadcza, że nigdy by się na to nie zgodził. - To już nie byłby sport - przekonuje. Ostatecznie sezon kończy się normalnym rytmem, a Juventus utrzymuje pozycję lidera.
Ale o sytuacji z Stadio delle Alpi mówi się nie tylko w piłkarskim środowisku. Kilka dni po spotkaniu we włoskim parlamencie dochodzi do bójki podczas transmitowanego na żywo posiedzenia rządu, kiedy to Domenico Gramazio z Sojuszu Narodowego krzyczy pod adresem Massimo Mauro (byłego piłkarza Juventusu): "wszyscy jesteście złodziejami!". Obrady zostają przerwane, wstydliwe przekazy idą na cały świat, a głos zabiera nawet wicepremier Walter Veltroni.
- Nie jesteśmy na stadionie. Ten żałosny spektakl to jakaś żenująca groteska! - grzmi polityk i dodaje, że w ciągu kilku dni zostaną podjęte decyzje, aby ograniczyć negatywne emocje udzielające się po meczach piłkarskich.
Dziś od wydarzeń w Turynie mijają dokładnie 22 lata. Czy Veltroniemu udało się opanować emocje wśród sympatyków calcio? W żaden sposób. Dla tysięcy kibiców we Włoszech to więcej niż sport, to niemalże religia, tlen, bez którego nie umieją żyć.
Czy po 22 latach Ceccarini może spokojnie przemieszczać się po Mediolanie? Niekoniecznie, ponieważ w 2018 roku zabrał głos nt. swojej decyzji i przekonywał, że podjął dobrą decyzję i dziś by jej nie zmienił. - Ceccarini Horror Show - skomentował tylko pytany o opinię Lugi Simoni, nie mogący się pochodzić z porażką.
Podobnie jak kibice Interu, którzy datę 26 kwietnia najchętniej wykreśliliby z kalendarza.