Koronawirus. 3 km do innego świata. Kwarantanna zatruwa życie Polakom spod granicy. Piłkarze też tak zarabiają

Getty Images / Karol Serewis/SOPA Images/LightRocket / Protestujący na granicy polsko-niemieckiej
Getty Images / Karol Serewis/SOPA Images/LightRocket / Protestujący na granicy polsko-niemieckiej

3 km - tyle dzieli Krzysztofa Pacaka od miejsca pracy w Niemczech. Pracować jednak się nie da, bo wszystko torpeduje dwutygodniowa kwarantanna. - To absurd. Czuję się oszukany - mówi nam 34-latek.

- Na co dzień gram w Nysie Zgorzelec, a nocami pracuję przy dystrybucji gazet i ulotek w Niemczech. Przynajmniej pracowałem, bo teraz nie mogę tego robić - mówi WP SportoweFakty Krzysztof Pacak, 34-letni pomocnik drużyny, która występuje w jeleniogórskiej grupie klasy okręgowej.

Problem robi się coraz poważniejszy. - To moje główne źródło utrzymania. Pracuję wprawdzie po cztery lub pięć godzin, ale w Niemczech takie zajęcie w nocy jest traktowane jako posada pełnoetatowa. Teraz jednak muszę czekać - dodaje Pacak.

Kwarantanna tylko w Polsce

Wszystko rozbija się o dwutygodniową kwarantannę, którą są objęte osoby wracające do kraju (zarówno Polacy, jak i obywatele innych narodowości). - W Niemczech kwarantanny nie ma, jest tylko u nas. Zatem jadąc tam, mogę od razu pracować, ale jeśli np. wrócę do Polski, to jestem zmuszony przez dwa tygodnie siedzieć w domu. Myślę, że zaszło to zbyt daleko - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO: Kolejni sportowcy nie chcą trenować w COS-ach. Minister sportu komentuje: Uważam, że część dyscyplin może trenować w domu

Alternatywą byłaby czasowa przeprowadzka za zachodnią granicę, jednak nie każdy może sobie na to pozwolić. - U mnie to odpada ze względu na sytuację rodzinną. Mam roczne dziecko i chcę z nim być, gdy dorasta i uczy się chodzić, a nie siedzieć gdzieś poza domem i tracić czas - twierdzi Pacak.

Absurd całej sytuacji podkreślają odległości. Podróżowanie po kraju, czasem nawet na. dystansie kilkuset kilometrów, nie jest obarczone żadnymi dodatkowymi obostrzeniami. Wyprawa tuż za granicę rodzi wielkie kłopoty logistyczne.

- Z domu do miejsca pracy mam raptem trzy kilometry, a przy każdym powrocie musiałbym przechodzić kwarantannę. Przecież to absurd. Czuję się oszukany. Na przykład kierowcy nie muszą zostawać w domu na dwa tygodnie, a pracownicy innych branż już tak - wylicza Pacak.

- Mógłbym wprawdzie założyć działalność gospodarczą o charakterze transportowym, ale jaki to ma sens na kilka tygodni lub miesięcy? Chciałbym, żeby rządzący wreszcie zdjęli klapki z oczu, chociaż nie za bardzo w to wierzę. Z tego co słyszałem od żołnierzy, obowiązek kwarantanny może potrwać nawet do końcówki czerwca - dodaje.

W wielu przygranicznych miejscowościach odbyły się ostatnio protesty. - U nas był taki na Moście staromiejskim. Problem jest tylko po polskiej stronie, bo Niemcy żadnych blokad nie wprowadzili - mówi nam Zbigniew Zdanowicz, prezes klubu ze Zgorzelca,

Zdanowicz aktualnie nie pracuje za zachodnią granicą, ale ma takie doświadczenia z przeszłości: - Zarabiałem w ten sposób w czasach studenckich i doskonale rozumiem problem. To nie jest tak, że Saksonia płacze za Polakami, bo ich kocha, jednak brakuje tam rąk do pracy.

- Polacy są w bardzo trudnym położeniu. Nie chcą zostawiać rodzin i wyjeżdżać na dłuższy okres. Jeśli mamy przykładowo matkę samotnie wychowującą dziecko, to ona go nie zostawi na kilka tygodni czy miesięcy. To samo z ludźmi, którzy mają tu rodziców i muszą się nimi opiekować - tłumaczy.

Nie da się nawet wypłacić pieniędzy

Niemieccy pracodawcy na razie są cierpliwi. - Szefostwo nam powiedziało, że jeśli chcemy, możemy zostać w Niemczech na dłużej. Ci, którzy nie mogli, dostali zapewnienie, że praca będzie i firmy na nich poczekają aż do momentu, gdy wszystko wróci do normy. Na chwilę obecną mam zatrudnienie, ale nie wiem co będzie dalej - przyznaje Pacak.

Do rangi dużego kłopotu urosły nawet prozaiczne czynności. - Nie jestem w stanie wypłacić pieniędzy z niemieckiego konta, na który spływa mi pensja. Nie da się tego zrobić w polskim banku. Musiałbym komuś z miejscowych przekazać swoją kartę i numer pin. Tego sobie nie wyobrażam - zaznacza.

Kończy się cierpliwość, kończą się też oszczędności. - Mamy jeszcze trochę odłożonych pieniędzy, ale większość zebrałem właśnie na niemieckim rachunku, do którego straciłem dostęp - mówi 34-latek.

Liga nie ruszyła, pieniądze wyrzucone w błoto

Przed zawieszeniem rozgrywek niższe klasy nie zdążyły nawet rozpocząć rundy wiosennej. W Zgorzelcu żałują tego wyjątkowo. - Klub zorganizował nam obóz przygotowawczy, na którym solidnie potrenowaliśmy, tymczasem nie rozegraliśmy ani jednego meczu - rozkłada ręce Pacak.

Nysę Zgorzelec - tak jak wszystkie kluby - czeka teraz dodatkowy okres przygotowawczy. - Wszystko przerobimy właściwie jeszcze raz. Będziemy zaczynać od nowa. Mam nadzieję, że w końcu się tego doczekamy i życie zacznie wracać do normy - zarówno to codzienne, jak i sportowe. Apeluję do władz, żeby zaczęły nam wreszcie pomagać - mówi doświadczony piłkarz.

Ekipa ze Zgorzelca ma za sobą nieudaną rundę jesienną. W 15-drużynowej klasie okręgowej (grupa jeleniogórska) zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli z dorobkiem 7 pkt. Liderem jest Leśnik Osiecznica.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: