Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek PKO Ekstraklasy. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.
Wiosną 1996 roku Ruch Chorzów po roku awansował do ekstraklasy, przy okazji zdobywając Puchar Polski.
Sezon zapowiadał się jako trudny, ale że będzie aż tak, to tego nikt się przy Cichej nie spodziewał. Na arenie międzynarodowej Ruch większego wstydu nie przyniósł. W lidze szło chorzowianom jednak ciężko.
W efekcie jeszcze jesienią pracę w klubie stracił Jerzy Wyrobek. Zastąpił go Orest Lenczyk, który po latach wrócił na Cichą. Jak pokazała historia, nie był to ostatni raz kiedy ten szkoleniowiec objął Niebieskich.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Jan Tomaszewski wskazał nazwiska potencjalnych następców Jerzego Brzęczka
Ruch plątał się w ogonie ligowej tabeli. Po 11. kolejkach, czyli tuż przed potyczką z Zagłębiem Lubin Niebiescy mieli w dorobku tylko 7 punktów i zajmowali ostatnie miejsce w lidze. Do bezpiecznej strefy zespół tracił pięć punktów.
Mecz z Miedziowymi do najładniejszych nie należał. Mało było w nim piłkarskiego kunsztu, więcej ligowej rąbanki. Ruch przeważał, ale cudów w bramce dokonywał Mirosław Dreszer. Wydawało się, że drużyny podzielą się punktami. Tak się jednak nie stało. W doliczonym czasie, w ostatniej akcji spotkania Ruch zdobył gola na wagę wygranej. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę głową do bramki z pięciu metrów wbił Arkadiusz Bąk. Arbiter już nawet nie nakazał wznawiania gry.
- To nie pierwszy raz w mojej karierze, kiedy zdobywam gola w końcówce. W II lidze trafiłem w ostatniej minucie meczu Olimpii Poznań z Naprzodem Rydułtowy. Wygraliśmy 4:3, a trafienie zadecydowało o awansie do ekstraklasy - przypomniał pomocnik Niebieskich. - Pechowa porażka. Po raz kolejny straciliśmy gola w końcówce. Szkoda, bo w Chorzowie zrobiliśmy wielką pracę - oceniał spotkanie bramkarz Miedziowych, którego dom rodzinny mieścił się niedaleko stadionu przy Cichej. Obecnie w tym miejscu przebiega Drogowa Trasa Średnicowa.
Na trybunach trwała szalona radość z wygranej gospodarzy, tymczasem w okolicach boiskowego tunelu doszło do małego dramatu. Po zdobytej przez Bąka bramce twarz w dłoniach schował, emocjonalnie reagujący na boiskowe wydarzenia, prezes klubu Krystian Rogala, który po chwili stracił przytomność. Przy działaczu szybko pojawiły się służby medyczne, które udzieliły Rogali pomocy.
Prezesa odwieziono do szpitala, gdzie nie stwierdzono poważniejszych problemów. Nadmiar stresu sprawił, że Rogala nie wytrzymał napięcia. - Prezes po badaniach poczuł się na tyle dobrze, że na własną odpowiedzialność wypisał się ze szpitala - wyjaśnił następnego dnia działacz klubu Walter Sklepowicz.
W meczu z Zagłębiem pod znakiem zapytania stał występ Arkadiusza Bąka. Właścicielem karty zawodnika był Janusz Romanowski, który planował przenieść piłkarza po kilku miesiącach przy Cichej do innego klubu. Długo trwały rozmowy, ostatecznie Bąk w potyczce z Zagłębiem zagrał w 2. połowie. Wkrótce doznał urazu i do gry przy Cichej już nie wrócił. Kolejną rundę rozpoczął w Polonii Warszawa.
Do końca sezonu prezesowi Niebieskich trudno było o spokój. Ruch do ostatniej kolejki walczył o zachowanie ligowego bytu. Udało mu się to, ale wszystkich w klubie walka kosztowała sporo nerwów.
Rogala prezesem Ruchu był do 2004 roku. Odchodził z klubu w niesławie. Później pracował w Wiśle Kraków, ostatnio widywany jest przy Cichej, gdzie obserwuje mecze już tylko jako kibic.
PAMIĘTNE MECZE - TUTAJ WIĘCEJ TEKSTÓW
Czytaj także:
Sensacyjny finał rozgrywek Pucharu Polski. W karnych lepszy II-ligowiec
Zamiast świętowania mistrzostwa Polski gonitwy z milicją