Potworna choroba Antosia zaczęła się w prima aprilis. "Wciąż mamy wrażenie, że to tylko ponury żart"

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Antoś Grzesiak
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Antoś Grzesiak

Antoś przewrócił się na schodach. To był pierwszy akcent największej tragedii w życiu jego i jego rodziny. Wyrok? Złośliwy i nieoperowalny guz mózgu. Recepta? Cud.

Ten jednak może się zdarzyć. Rodzice Justyna i Tomasz Grzesiakowie spod wielkopolskiego Pleszewa zbierają środki na leczenie w szwajcarskim Zurychu lub eksperymentalną terapię w meksykańskiej klinice.

Czasu jest bardzo mało.

Społeczność lokalna i przyjaciele walczą o życie małego piłkarza.


To na pewno jakaś infekcja

- Cała akcja zaczęła się w prima aprilis. Wciąż mamy wrażenie, że to tylko ponury żart - mówi przez łzy ojciec chłopaka.

Do 1 kwietnia Antoś był zdrowym, pełnym życia siedmiolatkiem, małym piłkarzem z sukcesami. Zakwalifikował się nawet do dziecięcej kadry i trafił do Akademii Piłkarskiej Reissa: Reprezentacja Pleszew - Jarocin.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Na początku kwietnia Antoś poślizgnął się na schodach i spadł. Nie zrobił sobie krzywdy, ale czujność rodziców się wzmogła. Potem trener drużyny polecił swoim piłkarzom, aby potrenowali w domu i wysłali filmiki z ćwiczeń. Miał je ocenić, coś podpowiedzieć.

Okazało się, że Antoś ma problemy z najprostszymi ćwiczeniami. Nie potrafił prowadzić piłki, nie mógł zrobić jaskółki. Rodzice stwierdzili, że to na pewno przez jakąś niegroźną infekcję, ale sprawę potraktowali poważnie.

- Dostaliśmy skierowania na mnóstwo badań. W tym na poziom cukru, żelaza, badanie tarczycy itd. Wyniki wyszły wzorcowo. Pani doktor wypisała więc skierowanie do laryngologa i neurologa. Jako że wszystko było w porządku, dostaliśmy polecenie badań w poznańskim szpitalu. W pierwszy dzień wykonano tomograf, w drugi rezonans magnetyczny - opowiada Tomasz Grzesiak.

Lekarka pokazała ojcu zdjęcia i wyznała, że w głowie Antosia jest guz. Sytuacja jednak miała nie być tak zła, jak przypuszczała. Specjalistka dawała sporą szansę na wyleczenie.

Minęło zaledwie kilka godzin i podjęto decyzję o przetransportowaniu siedmiolatka do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka.

- Dopiero wtedy do mnie dotarło, że Antoś jest poważnie chory - wspomina Grzesiak.

Cud

W Warszawie neurochirurg zaprosił ojca na rozmowę. Zaczął od słów: "Nie jest dobrze". - Oblał mnie zimny pot. A potem w szczegółach dowiedziałem się, co dolega mojemu synowi.

Diagnoza brzmiała "guz pnia mózgu". Nieoperacyjny.

Kolejnym krokiem była biopsja. To ona miała stwierdzić, czy nowotwór jest złośliwy. Rodzice Antosia tydzień czekali na wyniki. Diagnoza? Glejak złośliwy czwartego stopnia.

- Neurolodzy są bezsilni. Jedyne co nam pozostaje to onkologia. I cud. Dostałem informację, że dzieci z takimi nowotworami żyją od dziewięciu do dwunastu miesięcy. Pani doktor na onkologii pocieszyła nas mówiąc, że jeśli radioterapia zadziała, przedłuży życie naszego syna o kolejnych kilka miesięcy - tłumaczy Grzesiak.

Marzenia

Teraz rodzice działają dwutorowo. Spełniają marzenia syna i szukają ludzi, którzy pomogą spełnić cud.

- Wysłaliśmy próbkę guza do Heidenbergu. Tam lekarze przeprowadzą badania genetyczne i orzekną, czy można zakwalifikować syna do jakiegokolwiek leczenia. Od rodziców dzieci, które mają podobną sytuację, wiem, że jest szansa na wykorzystanie leczenia, którego podejmują się lekarze w Zurychu. Leczenie eksperymentalne prowadzą natomiast dwie kliniki w Meksyku - tłumaczy ojciec.

A marzenia? Pierwszym było zwiedzenie stadionu PGE Narodowy w Warszawie.

- Ogromnie dziękuję Annie Kołcon, Monice Borzdyńskiej oraz Łukaszowi Stachowiakowi, bez których taki prezent nie byłby możliwy. Dla Antosia filmik ze słowami wsparcia nagrali piłkarze Lechii Łukasz Zwoliński i Sławomir Peszko. Syn dostał też piłkę z podpisami trenera Jerzego Brzęczka i Łukasza Piszczka. To wszystko bardzo podniosło Antosia na duchu - zaznacza Tomasz Grzesiak.

Zbiórka

Antosia pod swoją opiekę wzięła fundacja "Zobacz mnie!". Przyszedł jednak moment, kiedy o cudzie mogą zdecydować pieniądze. Lokalna społeczność i znajomi utworzyli zbiórki, dzięki którym będzie szansa na dalsze leczenie.

Rodzice proszą o pomoc. To ostatnia szansa na życie dla uśmiechniętego siedmiolatka.

Robert Lewandowski i koledzy z Bayernu z negatywnymi wynikami testów >>
Zachowali dystans społeczny. Historyczne zdjęcie zespołu Odds BK >>

Komentarze (0)