Koronawirus. Hiszpania. Kiko Ramirez: Jesteśmy w fazie zero. Kluczowe będą dwa nabliższe tygodnie

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Kiko Ramirez
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Kiko Ramirez

Hiszpanie wreszcie mogą uprawiać sport, ale dzieci i seniorzy muszą ćwiczyć w różnych godzinach. Otworzyły się zakłady fryzjerskie, ale galerie są zamknięte. Wkrótce okaże się, czy wróci liga piłkarska - dowiadujemy się od hiszpańskiego trenera.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

[/b]Hiszpania to najmocniej dotknięty epidemią COVID-19 kraj w Europie. Koronawirusem zakaziło się tam dotąd blisko 220 tys. osób, a ponad 25 tys. z nich zmarło. Na początku maja lokalne władze poluzowała obostrzenia i kraj zaczął budzić się do życia. O tym, jak Hiszpania wraca do normalności, opowiada WP SportoweFakty mieszkający w Katalonii Kiko Ramirez, znany w Polsce trener piłkarski, który w 2017 roku z powodzeniem prowadził Wisłę Kraków.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Czy w Hiszpanii, tak bardzo dotkniętej wirusem, sytuacja ulega stopniowej poprawie?

Kiko Ramirez: Tak się wydaje, patrząc po informacjach napływających do nas z mediów. Wygląda na to, że jest znacząco mniej zarażonych i zmarłych. W związku z tym społeczeństwo dostało też więcej swobody. Luzowanie obostrzeń podzielono na etapy i na razie jesteśmy na początkowym, zwanym "fazą zero". Jeśli w ciągu dwóch tygodni sytuacja się poprawi, przejdziemy do etapu numer jeden, później dwa i trzy. Obecnie otwarto mniejsze sklepy, punkty usługowe, jak na przykład zakłady fryzjerskie. Można też uprawiać sport, ale indywidualnie. Również zawodowi sportowcy mogą trenować najwyżej w parach. Do tej pory nawet tego nie wolno było robić. Ponadto, na uprawianie sportu wyznaczone są też konkretne godziny, inne pory są zarezerwowane na rekreację osób starszych i dzieci.

Wygląda to inaczej niż w Polsce. U nas na otwarcie salonów fryzjerskich nadal trzeba poczekać, natomiast otwarte częściowo są galerie handlowe.

W Hiszpanii duże centra handlowe jeszcze są pozamykane. Tam jednak jest ryzyko spotkania większej liczby osób, a to bardzo mocno zaraźliwy wirus. Na początku roku, gdy nie było żadnych ograniczeń, można było bardzo łatwo się nim zarazić i dlatego w Hiszpanii nastąpiło tak wiele zachorowań. Teraz jest znacznie lepiej. Mieszkam w Tarragonie. Od dwóch dni nie było śmiertelnego przypadku. Najgorsze statystyki pod tym względem były w stolicy oraz w Barcelonie.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Czy to prawda, że gdy zezwolono na sport indywidualny, nagle zbyt dużo osób wyległo na ulice hiszpańskich miast? A więc dało to odwrotny efekt od zamierzonego?

Tak, ale łatwo to zrozumieć. Wszyscy siedzieliśmy w zamknięciu ponad miesiąc. Gdy w końcu zezwolono nam na sport, wszyscy chcieli to zrobić. Wciąż wiele miejsc pozostaje zamkniętych, w tym parki. Problem w tym, że mamy w Hiszpanii sporo miast, gdzie jest duży poziom zaludnienia. Kiedy tak wielu mieszkańców zaczyna naraz wychodzić z domów, trudno by nie było tłoczno.

W Polsce zespoły ekstraklasy mogą już trenować w większych grupach. Jak jest u was?

W poniedziałek rozpoczęto masowe testy dla piłkarzy, by sprawdzić, czy nie są zarażeni koronawirusem. Wszyscy mamy zacząć w tym samym momencie. W środę hiszpańska federacja ma określić, jak - i czy w ogóle - zamierzają dokończyć sezon w przypadku drużyn niezawodowych i półzawodowych. Czyli nie będzie to dotyczyło drużyn La Liga i drugiej ligi. Jeden ze scenariuszy zakłada "ekspresowe play-offy", czyli cztery pierwsze drużyny z każdej grupy Segunda B miałyby się zmierzyć ze sobą i wyłonić zespoły, które awansują wyżej.

A jaki los czeka ekipy La Liga?

Mają dołożyć wszelkich starań, by móc rozegrać brakującą część sezonu. Tu już wchodzą w grę duże pieniądze. Oczywiście mówimy o dokończeniu rozgrywek bez publiczności. Natomiast dokładne decyzje będą zależały od rządu. Może się bowiem zdarzyć, że nagle liczba chorych w kraju znów wzrośnie i wtedy liga może jednak nie zostać ukończona.

Inna rzecz, że czas goni.

Kluby będą potrzebowały minimum pięć tygodni, by się przygotować do wznowienia ligi. Kontynuowanie rozgrywek będzie wymagało przedłużenia tych kontraktów, które kończą się 30 czerwca. Bardzo możliwe, że będziemy grać aż do sierpnia. I prawie nie będzie przerwy między sezonami.

Jak pandemia wpłynie na hiszpańskie kluby? Czy niektóre zbankrutują?

To będzie problem globalny. W pierwszym rzędzie hiszpańskie kluby będą teraz stawiać na graczy rodzimych. Zmniejszone zostaną nakłady na transfery. Chętniej będą stawiać na młodych zawodników.

Może przy tej okazji hiszpańskie kluby otworzą się na nowe rynki transferowe, które do tej pory rzadziej penetrowały?

Tak, pewnie będą próbowali więcej odkrywać, eksplorować. Będą częściej ryzykować, decydując się na młodych zawodników z mniej uznanych lig. To będą inwestycje w przyszłość. Przed pandemią mówiło się o różnych ciekawych nazwiskach, które miały latem wzmocnić hiszpańskie kluby, takich jak Kylian Mbappe. Teraz to przycichło. To są bardzo drodzy gracze, a tu w oczy zagląda recesja. Wszystkie plany trzeba rewidować. Jak wiecie, ostatnio sporo rozmawiałem z Ramonem Planesem, dyrektorem Barcelony, z którym znamy się nie od dziś. Zadawał mi dużo pytań dotyczących młodych polskich zawodników. Jedno z tych nazwisk już przebiło się do mediów - Aleksandra Buksy z Wisły Kraków. Bardzo bym się cieszył, gdyby okazało się, że taki klub jak Barcelona pozyska zawodnika Wisły. Byłbym zachwycony, bo to oznaczałoby też profity dla krakowskiego klubu.

A kiedy można spodziewać się pańskiego powrotu na ławkę trenerską?

Teraz, w czasach pandemii, są oczywiście są inne priorytety. Ale gdy to wszystko się uspokoi, otwarte zostaną granice, to oczywiście chcę wrócić do trenerki. Bardzo chętnie wróciłbym też do Polski.

Źródło artykułu: