Hiszpania, podobnie jak większość europejskich krajów, powoli wraca do normalności. 28 kwietnia rząd postanowił, że treningi w centrach klubowych będą dozwolone w fazie pierwszej, która rozpocznie się 11 maja.
Władze Primera Division nie podały jeszcze konkretnej daty powrotu, ale mówi się, że nastąpi to w połowie czerwca. Przed rozpoczęciem treningów, podobnie jak w Polsce piłkarze w Hiszpanii muszą przejść obowiązkowe testy na obecność koronawirusa. Jeśli wynik będzie negatywny, będą mogli wrócić na klubowe obiekty. Do tego czasu mogą pracować jedynie indywidualnie w domach lub na świeżym powietrzu.
Nie ryzykujmy zdrowia
Najgorsze jest już za Hiszpanią, pandemie koronawirusa powoli udaje się opanować. Tłumy mieszkańców wyszły od drugiego maja na ulicę, aby powrócić do "normalnego" życia. Nie wszyscy pałają jednak takim optymizmem. Jednym z klubów, które mają największe obawy jest SD Eibar.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Marcinak o powrocie do grania w PKO Ekstraklasie. "Słyszałem o przyłbicach i maseczkach. Brakuje tylko zbroi"
Zawodnicy na łamach hiszpańskiej prasy wydali mocne oświadczenie, w którym boją się o zdrowie swoje oraz bliskich.
"Jesteśmy pasjonatami futbolu i nic nie ekscytuje nas bardziej niż możliwość ponownego spotkania i sprawienia, że ludzie będą się dobrze bawić. Bez piłki nożnej czujemy się pusto. Bronimy herbu, który reprezentuje tysiące osób i bez nich nic nie będzie takie samo. (...).
Boimy się jednak wznawiać aktywność, w której nie możemy wypełnić podstawowej rekomendacji ekspertów, czyli dystansu fizycznego. Niepokoi nas, że przez robienie tego, co lubimy, możemy zarazić siebie, rodziny, przyjaciół, a nawet przyczynić się do stworzenia nowego ogniska epidemii" - czytamy w oświadczeniu.
"Gorzej jest w supermarkecie"
Szybko do bezpieczeństwa piłkarzy w swoim stylu odniósł się szef La Ligi Javier Tebas, który mocno naciska na dokończenie rozgrywek. W przypadku braku wznowienia sezonu, liga hiszpańska może stracić prawie miliard euro. To może spowodować wielki kryzys nawet w 3/4 klubach w Hiszpanii.
- Podejmujesz większe ryzyko idąc do apteki, niż idąc trenować - tłumaczy Tebas (za Marca.com), a swój komunikat opublikowała także La Liga.
"To bezprecedensowy okres. Podejmujemy jednak wiele środków ostrożności w celu bezpiecznego i kontrolowanego powrotu futbolu. Gra w piłkę będzie bezpieczniejsza niż np. pójście do supermarketu lub apteki" - czytamy.
Zakończenia sezonu nie chcą z kolei największe kluby w Hiszpanii: Real Madryt czy FC Barcelona. Thibaut Courtois jasno zadeklarował, że przyznanie tytułu Blaugranie bez dokończenia rozgrywek nie ma żadnego sensu.
Gwiazdy czekają na powrót
- Chciałbym dograć sezon. Uważam, że każde mistrzostwo opiera się na rozegraniu wszystkich pojedynków. Zostaje 11 spotkań i jest za wcześnie, aby już teraz decydować o tytule - przyznaje reprezentant Belgii (zobacz więcej -->).
Wielkim zwolennikiem powrotu na boisko jest także Ivan Rakitić, który uważa, że swoją grą piłkarze mogliby pomóc całemu społeczeństwu.
- Ludzie zatrudnieni w supermarketach również przebierają się na miejscu i mają te same lub większe szanse na zarażenie się niż my. Podejmują to ryzyko i ja również chcę je podjąć - tłumaczy pomocnik Dumy Katalonii.
Do momentu zawieszenia sezonu piłkarskiego w Hiszpanii udało się rozegrać 27 z 38 kolejek ligowych. Liderem tabeli pozostaje FC Barcelona (58 pkt), która ma dwa punkty przewagi nad Realem.
Zobacz także: Wojciech Szczęsny wrócił do Włoch. Teraz czeka go 14-dniowa kwarantanna
Zobacz także: PKO Ekstraklasa: kilka niepewnych wyników w Lechu Poznań. Wątpliwości rozwieją powtórne testy
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)